xxx. pink flamingos.

7.6K 578 52
                                    

        Obudziły ją  promienie słońca. uchyliła powieki i już czuł jak okropnie gorąco jest w pokoju. Nie była przyzwyczajona do takiego klimatu. W Anglii bardzo rzadko budziło ją tak wyraźne słońce.

       Niepewnym krokiem opuściła pokój, w którym spędziła noc. Zaspanymi oczami ogarnęła całe pomieszczenie. W powietrzu wciąż unosił się zapach pomarańczy i czegoś tajemniczego. Potarła powieki i ziewnęła dyskretnie. Było cicho. Zbyt cicho. Obciągając różową koszulkę wypełnioną czerwonymi serduszkami, skierowała swe kroki w nieznane. Jak się później okazało, podjęła dobry trop.

        Odnalazła bowiem szklane drzwi prowadzące do ogrodu. Ogrodu, w którym odnalazła również właściciela domu. Młody mężczyzna rozłożył się na leżaku. W uszach białe słuchawki, na sobie krótkie, ciemne spodenki i czarna  koszula w różowe flamingi – co rzucało się od razu w oczy. Na twarzy słomiany kapelusz, którym przysłaniał oczy. Poruszał nogą w rytm muzyki, która wydobywała się ze słuchawek. Stanęła tuż obok leżaka, na którym się wylegiwał i delikatnie musnęła jego odkrytą rękę. Bardzo powoli zsunął z twarzy słomiany kapelusz, ukazując dwa, głębokie dołeczki. Wyjął z ucha słuchawkę i spojrzał na lekko zdezorientowaną jeszcze dziewczynę.

- Buenos dias.* – Odezwał się zachrypniętym głosem. – Jak się spało?

- Wyjątkowo dobrze. – Odparła cicho, nie odrywając wzroku od koszuli chłopaka. I już wiedziała, ze ma specyficzny gust.

- Zapraszam więc na śniadanie. – Podniósł się energicznie i odrzucając wszystko co miał w dłoniach, skierował się w stronę domu.

      Usadził ciemnowłosą na drewnianym, skrzypiącym krześle, a sam związał swe włosy w kok i zajął się przygotowaniami. Podstawił pod nos Ever szklankę świeżo wyciśniętego soku i kilka owoców. Odwrócił się plecami i nucąc bliżej nieznaną piosenkę, zaczął smażyć naleśniki.

      Rozmawiali. Dużo rozmawiali. Z początku była niepewna i trochę zdezorientowana energią jaka biła od wysokiego chłopaka. Ale przekonała się – i to bardzo szybko – że do jego zachowania można przywyknąć. Zachowania, które jest zaraźliwe. Ona opowiadała o swojej miłości do kwiatów, on odpowiadał jej łamanym hiszpańskim. Harry był Brytyjczykiem, jednak mieszkał w Barcelonie już od ponad sześciu lat. To usprawiedliwiało jego łamaną angielszczyznę.

      

- Masz ochotę zwiedzić trochę miasta? – Spytał młody mężczyzna, wrzucając naczynia po zjedzonym śniadaniu, do umywalki.

- Bardzo chętnie. – Ever skinęła głową, wycierając usta po czekoladowym musie.

- Zapraszam więc do Margherity! – Klasnął w dłonie, uśmiechając się szeroko.

- Do czego? – Uniosła brew, podnosząc się powoli z zajmowanego krzesła.

- Margherita. – Wywrócił oczami, powtarzając. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, popchnął dziewczynę w stronę drzwi. Zaraz potem znaleźli się przed domem, przy którym stał niebieski garbus chłopaka.

- Już ją poznałaś. – Wskazał na auto.

- Nazwałeś samochód Margherita? – Zaśmiała się cicho. Spojrzał na nią zabójczym wzrokiem i podszedł do swojej ukochanej. Otworzył ostrożnie małe drzwiczki i gestem zaprosił ciemnowłosą do środka. Gdy i sam znalazł się w aucie, Ever spojrzała na niego wyczekująco, by zaraz potem zadać pytanie. Pytanie, które okazało się zgubne. Pytanie, które uwolniło jego drugą, tę „zabawniejszą" stronę.

- Dlaczego mężczyźni dają kobiece imiona swoim samochodom? – Poprawiła się na małym foteliku, gdy chłopak odpalał silnik.

- Bo auta są jak kobiety. Drogie w utrzymaniu i mają zderzaki. – Odpowiedział poważnie, by kilka sekund później wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Spojrzała na niego jak na idiotę i wydęła wargi, analizując sytuację. Powinna się zaśmiać? A może obrazić? Żart en był pierwszym z całej, bezdennej puli.

         Cały dzień więc spędzili na zwiedzaniu pięknej Barcelony i „śmiesznych" żartach właściciela koszuli w różowe flamingi. Może Ever miała zupełnie inne poczucie humoru, jednak polubiła chłopca. Był zbyt pozytywnym i specyficznym człowiekiem, by go nie lubić.


*

       Dopiero pośród zupełnie obcych jej ludzi, w zupełnie obcym jej kraju uświadomiła sobie, że jej życie było idealne. Było takie, jakie być powinno. Choć może nie do końca? Przecież nie działo się w nim nic szczególnego. Nic, co zmieniłoby bieg zdarzeń. Póki nie poznała swojego sąsiada. Póki nie zamieniła z nim kilku zdań. Póki uzależniająca woń jego perfum nie zaatakowała jej nozdrzy.

         Nigdy jeszcze nie prowadziła tak długiej i żmudnej walki z własnymi uczuciami. Emocjami, które miały ochotę wyjść na wierzch i zdradzić to, co naprawdę czuje.

        Była pewną siebie i znającą swoje możliwością kobietą. Nie należała do strachliwych ani wybitnie nieśmiałych. Była sympatyczna, uczynna i zakochana w przyrodzie. Nigdy nikomu nie zawadzała, a nawet próbowała pomóc wszystkim, którzy tego potrzebowali. Ale była również naiwna. Miała zbyt wielką wiarę w ludzi i zbyt wielkie serce. Serce, które już bez żadnych przeszkód zaczynało bić dla jednej, najmniej  odpowiedniej osoby.

       Zmieniała się przy nim. Sama nawet tego nie zauważała. Może dlatego, że zmiany jakie się w niej dokonywały były ledwo widoczne. Może dlatego, że jej zachowanie wciąż jeszcze pozostawało takim, jak sprzed kilkunasty miesięcy. Ale do czasu.

          Bo ze strachu przed utratą kogoś, nawet podświadomie, człowiek zdolny jest do różnych rzeczy. Istnieje również bardzo popularne wśród ludzi powiedzenie – z kim postajesz, takim się stajesz.

           I siedząc ciepłymi wieczorami, w ogrodzie nowego znajomego. Podziwiając gwiazdy i zaciągając się mentolowym papierosem, czekała. Czekała, aż znów spojrzy w tajemniczy błękit jego oczu.

          Bo chciała być jego. Chciała dać mu to, czego tylko by zapragnął. Chciała być jego spokojnym portem, w cholernie niebezpiecznym życiu. Chciała być kimś, na kim mu zależy. Po raz pierwszy w życiu i tak bardzo. Po prostu należeć do niego i czuć to.

            Bo pragnęła, tęskniła i myślała tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Był niebezpieczną zagadką, zakazanym owocem, niepozornym bohaterem. I przyłapywała się na tym, że chciałaby by był kimś więcej. Kimś jeszcze. Kimś niekoniecznie grzecznym. Była uprzejma i dobrze wychowana, ale przy nim zmieniała się powoli w złą dziewczynkę. Niekoniecznie świadomie. Ale zdecydowanie i tylko dla niego.


*"Dzień dobry."


Perilous • bad tomlinson  ✔Where stories live. Discover now