Hannibal Lecter cz.2

58 2 0
                                    

Men x Men
Uniwersum: Hannibal Lecter 2013, nawiązanie do creepypasty.

Jack nie chciał odejść spod drzwi pokoju, rozmawiali więc przy jego drzwiach. Opierał się plecami o swoje drzwi, miał zakrwawione spodnie.
-To twoja krew?
-Tak... Zraniłem się, gdy kroiłem mięso
-Musiałeś przeciąć sobie żyły, wszystko w porządku?
-Tak, dziękuje...-Zadrżał, TI wyglądał na zmartwionego i lekko zestresowanego, jego brat miał drgawki, nerwowo drapał się po szarej skórze pozbawionej światła już pewnie więcej niż miesiąc.

Miał...Ostre paznokcie, czerwone pod spodem od nieznanej substancji.
Will też to zauważył.
-Jack powiedź nam, co ty robiłeś w ostatnim czasie?
-Las...Mam tam...Plantacje, pomidorów-Wybełkotał, problemy z mówieniem. Lecter uśmiechnął się przyjaźnie do mniejszego.

-Jack, co robiłeś dwa dni temu o godzinie 20?
-Spałem, TI przyszedł do domu o 19, zrobił mi kolacje i poszedłem spać...-Wierzył mu, Will za to nie za bardzo, krew...
Chłopak kulał, te bandaże na całej twarzy, wypadek? Blizny? Trauma? 
Szara skóra, zamiast paznokci nazwie to pazurami.

-Chce zobaczyć twoje zęby Jack- Zaskoczył pytaniem nawet Hannibala, TI nie zgodził się protestując głośno.
-Nikt nie będzie dotykał mojego brata!-Zaborczy, chciał go chronić.
-Jeżeli załatwię nakaz nie zrobi pan nic z tym ,lepiej po dobroci- Jack zaczął się wyrywać, jego okulary opadły na podłogę, spod bandaży przeciekała czarna mazi, warczał i uciekał po domu przed zdjęciem bandaży.
TI chciał pomóc, lecz Hannibal złapał młodszego.
-Twojemu bratu nic się nie stanie spokojnie
-Jeżeli zdejmij mu te bandaże Jack się nie powstrzyma, odgryzie mu twarz!-Wrzasnął kopiąc mężczyznę w krocze, Hannibal skulił się wypuszczając TI który pobiegł powalić Willa który był milimetry z nożyczkami od twarzy młodszego.
Przeciął je.
Rozerwał mu bandaże z twarzy wściekły, Jack zasłonił twarz rękoma warcząc jak zwierzę.

Will ujrzał oczami swoimi...
Brak oczu, czarne oczodoły z których wypływała mieszanina smoły i krwi, ostre zęby gorsze niż u jakiejś drapieżnej ryby, skóra szara i zniszczona.
Obrzydliwy.
-Zostaw go!-TI zrzucił go z brata którego przytulił szybko osłaniając go, leżeli na podłodze, student szeptał spokojnie do brata, Jack jak dziecko, przerażony, wściekły i załamany gryzł ramie brata do krwi.
-Wezwij wsparcie, i karetkę- TI nie puszczał brata, nie zamierzał.
Nie pozwoli sobie znów go stracić, przecież Jack nie może trafić do więzienia, nie może, przecież oni go zabiją...

Nadjechała policja, dwóch braci skulili się w rogu mieszkania w krwi TI, Jack gryzł jak zwierzę, zabił 2 ludzi broniąc brata który...TI był zniszczony, martwy w środku, jedyne co go trzymało przy tym świecie to potrzeba, aby ochronić brata.
Uśpili najmłodszego jak zwierzę, TI zakłuli i nałożyli maskę na twarz, aby nie krzyczał i nie gryzł.


Co dało przesłuchanie studenta? Jack zabił ich rodziców po 2 miesięcznej nieobecności, a ciał nie znaleziono, bo TI zrobił z ich obiad, dla brata.
Zwabiał ludzi do swojego domu, zabijał i robił z ich ciał jedzenie dla brata, nie kiedy Jack znikał z mieszkania, zabijał ludzi i rozszarpywał ich jak zwierzę.

Hannibal siadł przed KW włosym chłopakiem w kaftanie, nie miał emocji na twarzy.
-Chcą poddać twojego brata badaniom
-Zabije ich-Szybka odpowiedź, psychiatra się uśmiechnął.
-Ktoś próbuje się z wami skontaktować, za każdym razem inny numer...

Zniknęli, zwykła noc na komisariacie, rano ich nie było.
Poszukiwania nic im nie dadzą, byli już w innym kraju bezpieczni w pewnym ukrytym dworze w lesie.

-Za ich domem, była całą dziurą ludzkich kości, 2 ludzi nadal żyła, gdy ich znaleziono...
-TI nie był socjopatą...Był zdrowy psychicznie- Powiedział psychiatra, spoglądając w papiery byłego więźnia.
Miał przeczucie, że jeszcze ich zobaczy... 

One-ShotWhere stories live. Discover now