rozdział 6.

3.3K 243 5
                                    

Czas boleśnie przyśpiesza. Ironiczne tik-tak, tik-tak, tik-tak wlewa się przez uszy do umysłu. Dwa krótkie dźwięki przepełnione drwiną. Szyderstwem z twojego zniecierpliwienia.

Długa wskazówka szybko przemierza okrągłą tarcze zegara. W pośpiechu okrąża ją raz za razem.

Z każdą sekundą twój niepokój rośnie. Z każdą minutą twoje nogi coraz bardziej rwą się do biegu. Jednak otoczenie wokół ciebie blokuje twoje chęci. Sytuacja, w której się znalazłeś ostudza twój zapał.

Musisz poczekać. Uzbroić się w wielkie pokłady cierpliwości i starać się nie liczyć każdej opływającej sekundy.


Po długim, żmudnym przesłuchiwaniu przez niezwykle dokładnego policjanta. Po spełnieniu wszystkich mozolnych procedur począwszy od sprawdzenia jego trzeźwości, poprzez kilkakrotne powtarzanie przebiegu wypadku aż do prześledzenia jego wcześniejszych wykroczeń, policja nareszcie pozwoliła oddalić mu się z miejsca wypadku. Po krótkiej rozmowie z prawnikiem, który obiecał zająć się wszystkim. Po szybkim umówieniu się w jego kancelarii na następny dzień, wystarczyło jedno przelotne spojrzenie na Zayna, aby jego przyjaciel domyślił się, co mu chodzi po głowie. Wiedział, że chłopak nie mógł się doczekać, aż sprawdzi, co z poszkodowaną dziewczyną.

Szli szybkim krokiem, eskortowani przez jednego z policjantów do zaparkowanego nieopodal samochodu. Nie zważali na fanów wykrzykujących ich imiona. Nie zwracali uwagi na pytania padające z ust reporterów. Louis lekko odwrócił twarz w stronę roztrzęsionego kolegi, przez chwilę patrząc na jego spięty wyraz twarzy, na zmarszczone czoło, na mocno zaciśniętą szczękę.

-Który szpital?- Zapytał, podchodząc do samochodu i przetrząsając kieszenie w poszukiwaniu kluczyków.

- Saint Thomas' Hospital- w chwili, gdy te trzy proste słowa opuściły jego usta poczuł lekką ulgę. W głębi duszy miał nikłą nadzieję, że przyjaciel pojedzie tam z nim. Bo już sama jego obecność dodawała mu otuchy, czuł się dzięki niej znacznie spokojniej. Gdyby nie on, nie wytrzymałby tego dokładnego, biurokratycznego składania zeznań i już dawno zacząłby wrzeszczeć i przeklinać powolnych i opieszałych policjantów. Nie miał czasu na ich spokojne metody pracy.

Już po chwili siedział na przednim siedzeniu, bębniąc palcami o udo. Starając się ze wszystkich sił powstrzymać cisnące się na usta zarzuty, że samochód kierowany przez Louisa wlecze się niczym ospały ślimak. Wydawało mu się, że potrafiłby przegonić go nawet idąc szybkim krokiem. Schował twarz w dłonie, przecierając oczy opuszkami palców. Wiedział, że jego umysł się nim bawi. Każde krótkie spojrzenie na prędkościomierz utwierdzało, go w przekonaniu, że poruszają się z odpowiednią prędkością. Wzdrygnął się widząc jak światła na sygnalizatorze zmieniają się, a Louis odruchowo hamuję, widząc czerwony rozbłyskujący kolor. Posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie, mówiące, że mógł przyśpieszyć i przeciąć skrzyżowanie na pomarańczowym świetle. A tak muszą czekać, aż w końcu mrok ponownie rozświetli zielone światło.

Po kilkunastu minutach granatowy samochód zjechał na parking obok budynku, na którym połyskiwały wyraźne błyszczące litery, układające się w trójczłonową nazwę - Saint Thomas' Hospital. Sięgnął za klamkę, szybkim ruchem otwierając drzwi, a jego stopy uderzyły o asfalt kilka sekund przed tym jak pojazd całkowicie znieruchomiał. Nie zważając na Louisa od razu pobiegł w stronę wielkich, automatycznie otwieranych drzwi szpitala. Nie mógł na niego czekać.

Tupot jego stóp niósł się głuchym echem po opustoszałym parkingu. Ciepły oddech wypływający z jego spierzchniętych ust mieszał się z zimnym powietrzem. Dwie, szklane powłoki odsunęły się powoli, zmuszając go do zwolnienia szaleńczego biegu.

bumper cars || Zayn MalikWhere stories live. Discover now