Rozdział 24.

2.2K 149 200
                                    

Trudno powiedzieć, jak to się stało, ale Zhongli budzi się owinięty wokół wielkiego, pluszowego smoka, podczas gdy na jego plecach ewidentnie ktoś leży (sądząc po ciężarze jest to Ajax), a pod jego ramieniem, wciśnięty między pluszaka a jego ciało znajduje się Teucer. Pamiętając myśli sprzed zaśnięcia, nagle tęskni za drobnym Xiao.

Zhongli nawet nie wie, jak się z tego wyplątać. Chociaż Teucer nie trzyma go jakoś specjalnie kurczowo, były Archon wciąż żywo pamięta wrzaski, które chłopiec wydawał, gdy Ajax go zbudził. Jeśli zaś chodzi o samego Harbingera, ten niewątpliwie nie jest piórkiem i Zhongli wyraźnie czuje dociskający go ciężar mięśni.

Musi wybrać mniejsze zło, dlatego trochę na oślep wyciąga rękę za siebie i łokciem szturcha Ajaxa, który w pierwszej chwili mruczy coś przez sen i na powrót próbuje do niego przylgnąć. Zhongli próbuje jeszcze raz. I jeszcze raz. I wreszcie słyszy, jak Ajax jęczy z niezadowoleniem.

– Będę mieć siniaki – burczy niezadowolony, ale zaraz milknie, taksując wzrokiem zapewne żałosny wygląd Zhongliego, który natychmiast przekręca się na plecy tak, żeby nie zbudzić Teucera.

– Nie mogłem oddychać – usprawiedliwia się, dopiero teraz zauważając w jego oczach blask.

– Oh, bogowie, nie wiem, co jest słodsze – mówi wesoło chłopak. – Fakt, że Teucer zrobił sobie z ciebie przytulankę, czy to, że ty zrobiłeś sobie przytulankę z pluszowego Rex Lapisa.

Co.

To jest Rex Lapis?

Zhongli czuje się zbyt zawstydzony, żeby teraz uważniej przyjrzeć się zabawce. Jakoś wcześniej nie zwrócił na nią specjalnej uwagi, głównie dlatego, bo Ajax kupił ich Teucerowi mnóstwo. Były Archon czuje, jak jego twarz płonie i to do tego stopnia, że przysłania ją przedramieniem, byleby uciec od rozbawionego wzroku Ajaxa.

Słyszy szelest, a potem czuje, jak dłonie chłopaka oplatają jego szyję i składają ukradkowy pocałunek na szczęce. Z jakiegoś powodu, ta czułość krępuje go jeszcze bardziej.

– Może przekonam Teucera, żeby nam go zostawił – ciągnie tym samym głosem Ajax, ale o ton niższym. – Albo lepiej nie, bo jeszcze całkiem przestaniesz mnie tulić. Czy to nie podchodzi pod samouwielbienie? To prawie tak, jakbyś...

Przerywa, bo Zhongli przesuwa dłoń i zasłania mu usta. To nie pora na dokuczanie, tym bardziej na poranne pieszczoty, nawet jeśli bardzo chętnie dałby się im porwać. Pomijając już jego wcześniejsze zażenowanie, Teucer wciąż śpi wtulony w jego bok. Wolałby nie sprowadzać na niego jakiejś traumy.

– Nie dasz mi żyć, prawda? – wzdycha, odzyskując trochę swojego typowego opanowania. – Mógłbyś dla odmiany zrobić nam herbatę.

Ajax unosi tylko brwi, a Zhongli bardziej czuje niż widzi jego krzywy uśmieszek. Na szczęście nie próbuje się sprzeczać i ześlizguje się z łóżka. Chwilę później Zhongli również jest już wolny, bo Teucer także się budzi.

W pierwszej chwili wygląda na zdezorientowanego i Zhongli obawia się, że i tym razem zacznie płakać, jednak widząc go, Teucer wyszczerza się.

– Cześć – wita się, ziewając, po czym zaczyna od razu nadawać: – Śnił mi się zamek taki z piasku i muszelek i był tam też duch, ale taki miły duch, który przyniósł mi mój lampion...

Zhongli słucha z uwagą, jednak już po pierwszych dwóch zdaniach gubi się w opowieści i nie ma serca przerywać i prosić chłopca, by mówił wolniej. A Teucer milknie dopiero wtedy, gdy kolejne długie ziewnięcie zmusza go do wstrzymania wywodu.

Soterofobia - ZhongchiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz