15 - "Powód zmiany stron"

1 0 0
                                    

Tymczasem Crowe chodził po lesie i marudził pod nosem. Wiedział, że jak tylko wróci do domu, będzie dziadek będzie prawił mu kazania o cokolwiek. Zawsze tak robił, zawsze był surowy. Dlatego po śmierci matki wybrał on życie z ojcem. Wydawało się to zabawniejsze niż siedzenie z marudnym dziadkiem. To, że ojciec był straszny i pewnie zrobiłby mu coś, gdyby z nim wtedy nie poszedł, pewnie też by zginął. Najpierw u taty było fajnie, a jak okazało się jak silny jest Crowe, jeszcze zabawniej. Jednak ostatnio coś się zmieniło. Szesnastolatek jeszcze nikomu nie mówił, co skłoniło go do zmiany nastawienia. Miał nadzieję, że zwierzy się z tego kochanemu, zrzędliwemu dziadkowi, ale wyszło jak zwykle.

Było to kilka tygodni przed tym jak poznał Nadara. Zwyczajny, trochę chłodny wieczór. Wiatr wiał z południowego wschodu niosąc za sobą lekki posmak morza w powietrzu. Księżyc w pełni wychylił się zza chmur. Kruk rozpoczął swoją kolejna pogoń za łatwym celem. Tym razem był to wóz konny. Wyglądał na dość kosztowny, więc Crowe liczył na dobry łup. Silnymi nogami wywrócił powóz i wyrwał jego dach. Tam jednak zamiast kupca z kosztownościami i sakiewką pełną złota zauważył kobietę i dziecko. Crowe miał już wyżyć się na nich z frustracji, że nic dziś nie zarobi. Jednak się powstrzymał. Zobaczył na twarzy tamtej małej dziewczynki ten sam strach, który miał w oczach on sam, gdy ginęła jego matka.

W tamtej jednej chwili zrozumiał, że stał się taki jak ci, którzy zabili jego matkę, jak Król, jak ojciec, jak najgorsi z łotrów. Kiedy on nigdy nie chciał takim być. On po prostu zachłysnął się siłą i dał sobie wcisnąć to, co dawał mu ojciec. Przecież może być dobry, nie?

Podczas tego całego marudzenia i wypominania sobie wszystkich życiowych błędów, nagle usłyszał za sobą jakiś głos:

– P... Panicz Crowe?

Początkowo lekko się wzdrygnął. Zawsze wiedział, gdy ktoś zachodził go od tyłu. Wyczuwał wszystkie potwory poprzez ich magię, a pozostałych za pomocą wyostrzonych zmysłów. W sumie tych, co go postrzelili też nie wyczuł wcześniej. Chyba przez te braki w magii zapomniał jak się jej używało. Wcześniej robił to instynktownie, teraz trochę mu się zapomniało. Odwrócił się, gdzie zobaczył kotołaczkę o białym futrze.

– To ty, co miałaś przekazać wiadomość Królowi – powiedział szybko, gdy zrozumiał skąd ją zna. – Jeśli już to zrobiłaś, to podziwiam za to, że wciąż żyjesz.

– Tak, wiadomość przekazano – zameldowała jakby była żołnierzem.

– A tak w ogóle to przepraszam za twoich kumpli. – W głosie szesnastolatka rozbrzmiewało poczucie winy. – Wściekłem się. Wiesz zabili brata mojego dziadka i chcieli zabić mi podopiecznego.

– Ta były z nich niezłe łajzy, a ja musiałam ich ogarniać. – Kotołaczka porzuciła swój poważny ton i zaczęła marudzić. – A ja nie jestem typem liderki. Tylko ta głupia łazja nie wychodzi nawet z domu...

– Łajza? Mów dalej, zainteresowałaś mnie... Przypomnij mi, mówiłaś już, jak masz na imię?

– Jestem Nari – westchnęła. – A ta łajza, o której mówiłam to mój partner. Teoretycznie powinien być jakby królem kotołaków, ale nie wygląda za bardzo jak kotołak, więc siedzi i się ukrywa.

– Nie wygląda jak kotołak, ale miałby być ich królem – zaśmiał się Crowe. – To jak wygląda? Tak pokracznie jak ja?

– Na całe szczęście nie – zaśmiała się. – Wygląda z grubsza jak człowiek, podobno wina jakiś magicznych kontraktów podpisanych pokolenia temu. Ale w rzeczywistości to kotołak. Najsilniejszy z naszych. Mogłabym go nazwać nawet lwiołakiem.

Crowe pogadał jeszcze przez chwilę z Nari. Zdobył sobie nową sojuszniczkę i, gdy w końcu wrócił z lasu miał u pasa kolejny paciorek. Ten sznur zaczął przypominać już jakiś różaniec, czy rytualne korale. On sam mówił o tym "moja armia".

Kapturki Nowego ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz