5 - "Cudowny chłopak"

11 0 0
                                    


Nadar i Crowe ciężko trenowali na codziennych szkoleniach. Robili wszystko co w ich mocy, aby móc dostąpić zaszczytu zostania Strażnikami. Nie ma co ukrywać, było im bardzo ciężko. Co wieczór, po skończonym treningu, zmęczony Nadar zarzucał sieci z pomostu, mając nadzieję, że uda mu się złowić cokolwiek do jedzenia. Gdy już mu się to udało, Crowe piekł ryby nad ogniskiem. Skoro nie mieli pieniędzy, musieli sobie jakoś radzić.

Ich rutyna została przerwana na dzień przed egzaminem wieńczącym trening Strażników. Nadar miał już dość żywienia się tylko i wyłącznie owocami morza, więc założył się ze swoim sparing-partnerem. Jego przeciwnik, pewny tego, że nie zostanie pokonany przez dzieciaka, zgodził się bez żadnego problemu.

- Jak cię powalę, stawiasz mi kolację! – Trzynastolatek mimo wszystko zdawał się być bardzo pewny siebie.

- Tylko nie płacz, kiedy przegrasz, dzieciaku. – Mężczyzna śmiał się z entuzjazmu swojego małego rywala.

Takie odważne słowa zgromadziły wokół resztę szkolących się wojowników. Choć wynik pojedynku wydawał się być oczywisty, każdy chciał to zobaczyć. Obaj walczący stanęli pośrodku pokoju treningowego. Tam czekał na nich Strażnik pełniący rolę sędziego. Zazwyczaj wybór broni należy do wyzwanego, lecz ten pozwolił na to Nadarowi. Chłopak doskonale wiedział, że jest lekceważony, lecz nie złościł się z tego powodu. Nie miał ani wielkich muskułów, ani odpowiedniego fechtunku – we wszystkim górował jego przeciwnik. Właśnie ten rzucający się w oczy protekcjonalizm Nadar postanowił wykorzystać.

- Będziemy walczyć wręcz, żadnej broni – oświadczył głośno i wyraźnie.

- Jesteś śmiały, dzieciaku – zaśmiał się jego przeciwnik. Za nim rozległy się chichoty pozostałych.

Gdy ponownie zapadła cisza, sędzia dał ręką znak, że mogą rozpocząć pojedynek. Nadar stał nieruchomo i uśmiechał się, żeby sprowokować swojego przeciwnika. Mężczyzna złapał haczyk i zamachnął się, żeby zadać prosty cios. Za to trzynastolatek zachichotał pod nosem i w ostatniej chwili lekko przechylił się w bok. Budząc podziw wśród widowni uniknął ogromnej pięści. Mięśniak nie spostrzegł nawet ruchu chłopaka. Zachwiał się. Nadar, uśmiechając się od ucha do ucha, odsunął się trochę, aby przypadkiem nie zostać zgniecionym przez wielkie cielsko swojego przeciwnika. Mężczyzna jednak odzyskał równowagę. Spojrzał na Nadara lekko poirytowany. Zadał kolejny cios, tym razem z mniejszym rozmachem. Trzynastolatek zrobił szybki krok w bok. Ponownie umknął w ostatniej chwili.

- Boisz się, że mnie połamiesz? – Nadar mówił udając zmartwionego. – No dalej! Przyłóż się trochę!

- Ty mały... - mięśniakowi w końcu puściły nerwy. – Jeszcze mnie popamiętasz!

- A gdzie podział się ten miły gość, który dawał mi rady na treningach?

Chłopak nie uzyskał odpowiedzi, gdyż jego przeciwnik – czerwony z wściekłości, chciał zasypać go gradem ciosów. Wydawało się, że tego nie mógł uniknąć. Widownia wstrzymała dech. Dorosły mężczyzna był tak poirytowany, że mógłby zabić Nadara. Zrobiło się niebezpiecznie. Atak był szybki, jednak okazało się, że trzynastolatek był jeszcze szybszy. Tak szybko zrobił wślizg pomiędzy nogami przeciwnika, że zdawać by się mogło, że zniknął. Doprowadzony do furii mężczyzna nie zauważył nawet, że bije się z powietrzem. W tym czasie Nadar w spokoju zamachnął się i wyprowadził jeden, prosty cios w plecy przeciwnika. Choć zdrowa logika podpowiadała, ze to nie możliwe, to jedno uderzenie wystarczyło, by zwalić z nóg wielkiego mięśniaka. Mało tego, mężczyzna nie miał siły się podnieść.

- Zwyciężył... Zwyciężył Nadar Winchester! – Krzyknął sędzia, który sam nie dowierzał w to co widział.

Widownia, podobnie jak arbiter nie miała pojęcia co się stało. Widzieli jedynie jak chłopak znika, żeby po chwili powalić przeciwnika pojawiając się za jego plecami. Jak głupi patrzyli na chłopca, który w geście triumfu trzymał stopę na plecach przegranego.

Kilka godzin później, Nadar odbierał swoją nagrodę. Mimo że kuzyn David'a wciąż dąsał się swoją porażką, umowa to umowa. Wielkolud prowadził chłopca przez bogatą dzielnicę Headseed. W niej najbardziej było widać naleciałości północnej kultury. Tam technika była dużo bardziej do przodu niż można się było spodziewać. Choć południowa część kontynentu przyjęła od północy systemy kanalizacji oraz energii elektrycznej, używano ich jedynie w minimalnym stopniu. Za to w bogatej dzielnicy Nadar po raz pierwszy dostrzegł wielokolorowe światła neonów.

- Niesamowite... - Nadar nie mógł oderwać wzroku od świecących reklam.

- Hej, dzieciaku. Co chciałbyś zjeść?

- Wszystko, byleby nie rybę – zadeklarował chłopiec.

- To może placki z kabaczka?

- Dobrze. A co to jest kabaczek?

- Przekonasz się jak dojdziemy na miejsce. – Mężczyzna uśmiechnął się.

Obaj szli główną ulicą aż do jej końca. Tam, na ścianie budynku Widniał neonowy napis „Karczma u Jagny". Był tak wielki, że nie szło go nie zauważyć. Oprócz klientów przyciągał on także całe stada nocnych motyli. Na całe szczęście ćmy w Tawik wyróżniały się pięknymi granatowo-turkusowymi skrzydłami i tworzyły dodatkową atrakcję. Jeden z motyli przysiadł nawet Nadarowi na głowie. Chłopak chciał go zatrzymać, ale owad odleciał, gdy chłopak wchodził do środka.

Nadar i jego towarzysz weszli do dużej, słabo oświetlonej sali. W równych rzędach ustawione były wielkie dębowe ławy z kompletami stołków. W głębi pomieszczenia widniał dobrze oświetlony bar, za którym stała starsza kobieta – prawdopodobnie właścicielka przybytku.

Wielkolud szedł przodem uśmiechając się do właścicielki. Nie kierował się jednak w stronę baru, lecz w najciemniejszy kąt pokoju. Tam siedziała samotnie blond włosa dziewczyna. Skupiona nad partią szachów, którą rozgrywała sama ze sobą, stukała delikatnie w stół widelczykiem do ciasta.

- Czy można się przysiąść? – Zapytał mężczyzna.

- Och to tylko ty. – Dziewczyna podniosła wzrok i bursztynowymi oczami zmierzyła mięśniaka. – Siadaj.

- Dobra młody, siadaj. Ja pójdę zamówić placki – zwrócił się do Nadara.

- Dobrze – zgodził się chłopiec i usiadł naprzeciwko dziewczyny.

- Stary, robisz za niańkę?! – blondynka wolała swojego znajomego, lecz ten udawał, że nic nie słyszy. Nie chciał wyznać jej prawdy.

- Jestem Nadar, a ty? – chłopak zwrócił się do dziewczyny.

- Fiona – odpowiedziała zrezygnowana. Później jednak spojrzała na chłopaka z zaciekawianiem. – Powiedz mi... Nadar, skąd znasz Philipa?

- Kim jest Philip?

- Eee... to ten wielki facet, który cie tu przyprowadził. – Fiona zdziwiła się odrobinę.

- O, ok. poznaliśmy się na szkoleniu na Strażników.

- Ty szkolisz się na strażnika? – Spojrzała na niego krzywo. – Ale wiesz, że to niebezpieczne?

- Wiem – przyznał dumnie. – Ale poradzę sobie.

- A skąd ty taki pewny siebie, maluchu?

- Bo wygrał sobie tą kolację w uczciwym pojedynku – podsumował Philip, który pojawił się przy stole w talerzami pełnymi placków z cukinii.

Dalszą część wieczory Nadar spędził na pałaszowaniu ciepłych placków i graniu w szachy z Fioną. Dziewczyna cały czas zastanawiała się, w jaki sposób trzynastolatek mógł pokonać wyrzeźbionego jak grecka rzeźba Philipa. Być może, ale tylko być może, to było powodem jej porażek w rozgrywkach szachowych. Nadar wygrywał tamtego dnia wszystko.

Kapturki Nowego ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz