Rozdział 25

218 14 5
                                    

Po tym, jak moja matka wyszła z domu, a ja zostawiłam na pewno zdezorientowanego bruneta przed drzwiami, spędziłam jakiś czas w swoim pokoju. Starałam się nie myśleć o materiale zakrywającym moje dłonie, choć im bardziej się trudziłam, tym bardziej zaczynał mi on przeszkadzać. Nigdy nie powinna była go ściągać i oto był tego powód.

Wtedy na polanie, kiedy moje dłonie były wolne, to pomimo strachu i obawy, że za moment mogłam zniszczyć całą przyrodę wokół siebie, to czułam się... dobrze. Od dawna nie doznałam już powiewu wiatru na swojej skórze. Było to dla mnie czymś tak samo egzotycznym, jak widok kolorowej papugi.

Pierwszy raz usłyszałam też, że to, co wyrządził moja klątwa, było "niesamowite". Przeważnie słyszałam opinie, że to paskudne, albo ciszę po tym, co zaszło.

Kładąc się tego dnia do łóżka, pierwszy raz robiłam to ze spokojem. Było to pewnie zasługą tego, że matka jak wybyła, tak pojawiła się dopiero kolejnego ranka i to zaraz przed moim wyjściem do szkoły. Mogłam przyznać, że jednorożce przynosiły szczęście, bo jakimś cudem John musiał odgonić ode mnie matkę, która dała mi te cenne godziny bez jej towarzystwa. Mało tego w swoim plecaku znalazłam trochę drobniaków, które Mark wrzucał mi za każdym razem, gdy wychodziłam od niego z domu. Nie wiedziałam, jak to robił. Nawet raz trzymałam cały czas plecak przy sobie a on i tak zdołała dać mi kieszonkowe. Dwoma słowami, wampirze zdolności.

Idąc po zajęciach w stronę lasu, moją uwagę przykuł sklep zoologiczny który zawsze omijałam bez żadnego zainteresowania. W końcu ja i zwierzęta nie przepadaliśmy za sobą. Ten raz jednak było inaczej. Zamiast przejść obojętnie obok szyby, weszłam do środka, rozglądając się niepewnie po jego wnętrzu, jakby zwierzęta z klatek nagle miały uciec i zaszarżować na mnie. Choć mój umysł posyłał mi właśnie takiej myśli, to żadna z nich się nie sprawdziła. Nie chciałam jednak kusić losu, dlatego czym prędzej wybrałam opakowanie ziaren dla ptaków i udałam się do kasy.

W drodze na polanę ciągle zadawałam sobie pytanie, po co kupiłam tę karmę. Chciałam, by rudzik zniknął z mojego miejsca jak najszybciej, a dokarmiając go, wcale tego nie przyspieszałam. Tym bardziej że i John dawał mu jedzenie. I tak jak bezpańskim kotom nie powinno dawać się jedzenia, tak ptaki chyba również obejmowała ta zasada.

Nawet nie łudziłam się, że choćby przez moment będę sama na polanie. John odkąd dowiedział się, że często tam przebywam, zawsze zjawiał się przede mną. Wylegiwał się w samym słońcu lub siedział oparty o drzewo. Tym razem zastałam go przy tej pierwszej czynności. Leżał on na środku polany, a promienie słoneczne, które tego dnia były wyjątkowo gorące, opadały na jego twarz.

Przy tej pogodzie, która zawitała do Driffield z samego poranka, czułam się jak w saunie. Było duszno i gorąco co zapowiadało burzę, a mimo tego John wcale nie wyglądał jakby czarna bluza w jakikolwiek sposób mu przeszkadzała. Ja marzyłam, by ją zdjąć, a on zdawał się wcale o tym nie myśleć. Wiedziałam, że wampiry nie odczuwały tak zimna jak ludzie, ale nie znałam stworzenia, które nie czułoby upałów. Chyba nie tylko ze mną było coś nie tak. Choć co ja tam wiedziałam o jednorożcach.

— Opalając się w ten sposób, będziesz wyglądał jak zapałka — wymamrotałam, przechodząc obok niego.

Stanęłam pod drzewem, chowając się w jego cieniu. Od razu poczułam ulgą, kiedy słońce nie padało już na mnie bezpośrednio.

— Całkiem ciekawy pomysł. Rozumiem, że przetestowany? — Usiadł na trawie, poświęcając mi swoją uwagę.

— Raczej bujna wyobraźnia. — Szykowałam się, by usiąść pod drzewem, jednak powstrzymał mnie głos chłopaka.

— Wspaniale, to na pewno nam się dzisiaj przyda — odparł wesołym tonem i podniósł się z ziemi.

Zmarszczyłam brwi, z początku nie pojmując, co miał na myśli, lecz prędko przypomniałam sobie jego postanowienie z poprzedniego dnia. Chciał pomóc mi opanować moją klątwę. Życzyłam mu powodzenia. Jeśli potrafił kontaktować się z potworami spod łóżka dzieci, to może nawet miałby jakieś szanse. To od tamtego stwora wszystko się zaczęło.

Kolor Jej DuszyWhere stories live. Discover now