Rozdział pierwszy.

745 31 20
                                    

Carlos

Caleb zrzucił zdjęcie z mojego biurka. Szkło rozprysło się po podłodze.

- Jak mogłeś?! - krzyknąłem, chcąc podnieść fotografię, ale brat złapał mnie za ramię, nie pozwalając się schylić.

- Jak ja mogłem? - warknął. - To ty mnie okradłeś!

Wykręcił mi rękę i przewrócił mnie na ziemię, wbijając kolano w plecy. Nawet nie zdążyłem zareagować, a już uderzyłem o podłogę. Zawsze był ode mnie lepszy w bójkach, a ja w dodatku się nie broniłem.

- Ała! Puść, to boli! - krzyknąłem.

- Może przypomnisz sobie o tym, jak następnym razem będziesz grzebał w moich rzeczach - syknął, puszczając mnie.

Podniosłem się z trudem i rozmasowałem miejsce na kręgosłupie, gdzie trzymał nogę. Następną rzeczą, którą zrobiłem, było podniesienie zdjęcia z roztrzaskaną szybką. Przedstawiało naszą czwórkę na wakacjach w górach. Rodzice i my, cali zgrzani i od śniegu po bitwie na śnieżki.

Kiedyś spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, a potem poszliśmy do liceum i oddaliśmy się od siebie jak to zwykle bywa. Jesteśmy bliźniakami, oboje mamy blond włosy i zielone oczy, ale pod względem charakterów kompletnie się rozmijamy.

- Dosyć tego - powiedział Caleb, strzepując z bluzki niewidoczny pyłek. - Spóźnię się na spotkanie z Maxem. Jak wyglądam?

- Świetnie... - mruknąłem.

Brat posłał mi jeszcze swój łobuzerski uśmieszek i wyszedł z mojego pokoju.

Gdy tylko zniknął za drzwiami, napisałem do Sandy z prośbą o spotkanie. Zgodziła się od razu. Posprzątałem rozbite szkło i pojechałem rowerem do kawiarni, w której się umówiliśmy. Dotarłem na miejsce przed nią, ale ode chciało mi się do niej wchodzić w momencie, gdy zobaczyłem siedzących w środku Caleba i Maxa.

- Możemy zmienić miejsce - zaproponowała Sandy, gdy dostrzegła moją niewyraźną minę i chłopaków w kawiarni.

- Nie, jest w porządku - skłamałem, wymuszając u siebie uśmiech.

- Na pewno? - dopytała, przyglądając mi się uważnie.

- Tak. - Pokiwałem twierdząco głową. - Idziemy?

Uśmiechnąłem się promiennie, a ona chyba do reszty zwątpiła w moje szczere chęci.

- Przejdźmy się. - Wskazała ruchem głowy kierunek wzdłuż chodnika, a ja byłem wdzięczny Niebiosom, że Sandy tak dobrze mnie zna.

Powoli ruszyliśmy wzdłuż ulicy.

Cierpliwie wysłuchała opowieści o mojej konfrontacji z bratem, choć skrytykowała mnie za próbę kradzieży. Sam nie jestem z tego dumny. Ale muszę przyznać, że boli mnie to, że dałem się przyłamać. Mogłem przewidzieć, że Caleb ma wszystko dokładnie przeliczone. No i jak ukradłem już kasę, to też mogłem ją jakoś lepiej u siebie schować.

- Porozmawiaj z nim, to twój brat - poradziła mi Sandy.

Dla niej to było takie proste. Nie rozumiała, o co to całe halo. Jej zdaniem, gdyby Caleb wiedział, że potrzebuje pieniędzy, to by mi pomógł, ale ona nie znała go tak dobrze jak ja.

- To nie jest takie proste - powiedziałem.

- Jest. Wy po prostu wszystko komplikujecie - upierała się przy swoim. - Nie gadacie ze sobą.

No właśnie, nie gadamy ze sobą, więc nic z tego. Trudno, sam sobie poradzę, przez całe liceum radzę sobie bez niego, to teraz też dam radę.

- Chodźmy do mnie - powiedziała nagle, łapiąc mnie za rękę.

- Teraz? - Spojrzałem na nią zdziwiony.

Uśmiechnęła się do mnie znacząco.

- No chodź. - Pociągnęła mnie lekko w swoją stronę. - Jesteś spięty, rozluźnisz się.

- To twoja metoda na poprawienie mi humoru?

Zaśmiała się na te słowa.

- Mam jeszcze kilka asów w zanadrzu. Zobaczysz, nie pożałujesz.


Caleb

Wróciłem do domu około dziewiętnastej. Nikogo nie było w środku. Nie zdziwiłem się tym, że rodziców nie ma, bo mama brała późne zmiany, a tata pracował do późna, ale zaskoczyła mnie nieobecność Carlosa.

Poszedłem do swojego pokoju i odłożyłem na szafkę sygnet, który zawsze nosiłem na prawej ręce.

Potem poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kawę. Krótko po tym na moją komórkę przyszedł SMS od Carlosa.

Jesteś w domu?

A co? - odpisałem mu niemal natychmiast. Czyżby bał się wracać?

Zaraz będę. Chcę pogadać, bez kłótni.

Zaśmiałem się pod nosem. Na pewno gadał z Sandy i ta namówiła go do rozmowy ze mną. Mediatorka się znalazła. Ale spoko, jak tam, mój braciszek, chce. Ja nie jestem już na niego zły.

Spokojnie, możesz wracać.


Carlos

Sandy przekonała mnie do rozmowy z bratem. Jej zdaniem wystarczy pogadać, z doświadczenia wiem, że prędzej skończy się to kłótnią, niż dojdziemy do czegoś sensownego, ale ona radzi próbować do skutku. Dlatego wysłałem mu SMS-a.

Nie jesteśmy już zgranym rodzeństwem i nigdy nim nie będziemy, tak jak byliśmy kiedyś, ale nawet bez jej namawiania, sam zawsze próbuje jakoś do niego zagadać. Choć gdyby nie ona nie odezwałbym się do niego tak szybko.

Drogę do domu znałem na pamięć, więc nie musiałem się rozglądać. Byłem zamyślony i w pierwszej chwili nie zrozumiałem tego całego zamieszania.

Gdy dotarłem do domu, nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem.

Część naszego domu stała w płomieniach.

Nadal żyję (BL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz