Rozdział czwarty.

289 16 0
                                    

Carlos

Kiedy myłem ręce zobaczyłem, że sygnet Caleba jest na prawym, a nie na lewym środkowym palcu. Widocznie nieświadomie musiałem go przełożył.

Od jego śmierci działy się ze mną jakieś dziwne rzeczy. Najpierw to wczoraj, a teraz kolejna luka w pamięci. Zaczepił mnie Mike, po czym nagle znalazłem się w bibliotece. Pewnie wyrwałem mu się i do niej pobiegłem, żeby się ukryć, tak jak planowałem, tylko dlaczego wszyscy się na mnie tak dziwnie patrzą?

Wyszedłem z łazienki i praktycznie od razu wpadłem na Sandy.

- Co to ma niby znaczyć?! - krzyknęła, nim zdążyłem się odezwać.

Nie miałem pojęcia, o co jej chodzi. Gołym okiem było widać, że jest na mnie wściekła, więc postanowiłem skorzystać z metody, która zazwyczaj najlepiej sprawdzała się w takich momentach.

- Przepraszam cię. Źle zrobiłem, nie wiem, co we mnie wstąpiło.

Podziałało. Sandy odetchnęła głęboko i gdy kolejny raz na mnie spojrzała wyglądało już tylko na niezadowoloną, a nie wściekłą. Mimo to zrobiła nadąsaną minę i skrzyżowała ręce, by pokazać mi swoją złość.

- Czytałam gdzieś, że ludzie po stracie bliskim mogą się dziwnie zachowywać, ale to?

Nawet nie wiedziałem, co zrobiłem, że tak się na mnie zdenerwowała. Nie chciałem cały czas zasłaniać się tym, że straciłem brata i to w dodatku bliźniaka, więc teraz mam prawo zachowywać się inaczej, ale prawda jest taka, że nie widziałem innego wyjaśnienia.

- Byłeś jak... - Cokolwiek chciała powiedzieć, nie dokończyła. Zamiast tego postanowiła zmienić temat. - Caleb cię tego nauczył?

- Czego? - zapytałem zdziwiony.

- Bić się - odpowiedziała. - Ty nigdy nie byłeś w tym dobry.

Prawda. W przeciwieństwie do Caleba słabo mi to wychodziło, ale nie widziałem żadnego związku między moimi zdolnościami w bójkach, a tym co wydarzyło się teraz.

- Czemu pytasz?

- Tak sobie. - Wzruszyła obojętnie ramionami, ale po jej minie uznałem, że ma już jakieś swoje przemyślenia na ten temat, którymi nie chce się ze mną podzielić.

Po zajęciach spokojnie wróciłem do domu. Przez cały dzień martwiłem się, że znowu może mnie dopaść ten dziwny zanik pamięci, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Tym co nie dawało mi spokoju, były tylko spojrzenia i szepty ludzi oraz to że niektórzy mi gratulowali lub mówili, że są pod wrażeniem, choć ja nie miałem pojęcia czego.

Zamierzałem po prostu minąć pokój Caleba w drodze go mojego, ale nie potrafiłem przejść obok niego obojętnie.

Przekręciłem sygnet na palcu. Postanowiłem, że pójdę na cmentarz. Nie chciałem tam iść, nie miałem ochoty oglądać grobu własnego brata. I chociaż coś wewnątrz mnie mówiło mi, że nie mam się tam pokazywać, coś innego ciągnęło mnie w tamtą stronę.

Spojrzałem na grób i nagle poczułem się słabo. Od wejścia na cmentarz czułem się jakoś dziwne, było mi zimno, ale teraz miałem wrażenie, że... tracę kontrolę nad własnym ciałem.


Caleb

Nie chcę oglądać tego miejsca. Zaczyna mnie trząść na samą myśl, a co dopiero na widok. Imię, nazwisko, data śmierci. Cmentarz. Nagrobek. Śmierć.

Mam ochotę krzyczeć.

- Przestań tu przychodzić! Nie mam ochoty oglądać własnego grobu!


Carlos

Zatoczyłem się do tyłu. Ledwie utrzymałem się na nogach. To było jak nagły spadek energii. Momentalnie rozbolała mnie głowa. W uszach nadal dudnił mi krzyk.

Wynoś się stąd! Wynoś się stąd!

Nie zwlekając dłużej, postanowiłem opuścić to miejsce. Po chwili objawy ustąpiły i wszystko wróciło do normalności. Ale co to właściwie było? Zupełnie jakby coś mnie opętało. Przez jedną straszliwą chwilę pomyślałem, że to mógł być Caleb, który wrócił zza grobu. Ale to przecież niemożliwe.

On umarł. Odszedł. I już nie wróci.

 Wróciłem do domu z mętlikiem w głowie. Caleb? Nie, to niemożliwe. Może dostałem tego dziwnego ataku, bo akurat wtedy byłem na cmentarzu? Może jego duch nadal gdzieś tu jest? Nie, nie mogę tak myśleć. Niech spokojnie spoczywa sobie w zaświatach.

Usiadłem przy swoim biurku. Im więcej o tym myślałem, tym więcej pytań miałem. To możliwe, żebym przez szok spowodowany jego śmiercią dostał jakiegoś rozdwojenia jaźni?

Zdjąłem jego sygnet i zacząłem obracać go w dłoni. W pewnym momencie zbliżyłem go do środkowego palca na prawej dłoni, ale szybko cofnąłem pierścień. Nie, to głupi pomysł. Caleb nosił go na prawej, ja noszę na lewej.

Mimo wszystkich wątpliwości odpaliłem komputer i zacząłem szukać jakichś informacji o duchach.

Nadal żyję (BL)Where stories live. Discover now