Rozdział siódmy.

228 22 0
                                    

Carlos

Na szczęście ostatnio nic dziwnego się nie działo... poza jednym. Nie mogłem pozbyć się sygnetu Caleba. Za każdym razem, gdy go ściągałem, chowałem, czy wyrzucałem, on wracał na mój palec. Zupełnie jakby był zaczarowany, albo przeklęty.

Postanowiłem odpuścić i już go zostawić. Chciałbym, żeby to wszystko się już zakończyło.

Ostatnio moim największym zmartwieniem był Caleb i jego pierścień, więc całkowicie wyleciał mi z głowy sprawdzian z matmy. Przypomniało mi się o nim dopiero, kiedy wróciłem do szkoły i zobaczyłem uczących się przed klasą kolegów. Wiedziałem, że to nic nie da, ale zrobiłem to samo. Nigdy nie byłem dobry z matematyki, ledwo zdawałem. Nie to co Caleb...

Czas mijał nieubłaganie. Rozległ się dzwonek na pierwszą lekcję, nauczycielka wpuściła nas do klasy i rozdała arkusze. Już po mnie.

Spojrzałem na pierwsze zadanie i nie zrozumiałem absolutnie nic.


Caleb

Pierwsze zadanie było najłatwiejsze. Przełożyłem sygnet z lewej ręki na prawą.

Niech ci będzie, braciszku, napiszę to za ciebie.

Skończyłem wszystkie zadania w miarę szybko, zresztą jak zwykle. Rozejrzałem się po klasie i utkwiłem wzrok w Maxie. Z miejsca Carlosa miałem całkiem dobry widok. W pewnym momencie chłopak odwrócił się w moją stronę. Chyba wyczuł, że jest obserwowany. Uśmiechnąłem się do niego i zakręciłem długopisem na lewej ręce. Kolejna rzecz, która odróżnia mnie od brata. Ja jestem leworęczny.

Max tylko przewrócił oczami i wrócił do pisania testu. Ale dostrzegłem delikatny uśmiech na jego twarzy. Może nie wszystko jeszcze stracone.

Zostałem do końca lekcji i wróciłem do domu. Na ogół lubię wagarować, powiedzmy, że to moje hobby, ale Carlos na już przeze mnie dosyć kłopotów. Tym razem postanowiłem być grzeczny i zostałem do końca wszystkich zajęć. Choć nie miałem na to najmniejszej ochoty.

Normalnie to pewnie bym się zmył, ale tym razem miałem ochotę zostać trochę dłużej. Co poradzę? Stęskniłem się za normalnym życiem. Carlos pewnie znowu będzie panikował, że umknął mu cały dzień, ale trudno. Zresztą już niedługo to wszystko się skończy.

Ojciec był w domu, gdy wróciłem. Z tego co widziałem, zajął się naprawą kuchni, czyli zostajemy. To dobrze. Lubię ten dom.

- Tak szybko w domu? - zdziwił się tata.

- Co w tym dziwnego? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie i zacząłem parzyć sobie kawę.

- Zazwyczaj odprowadzasz do domu Sandy - stwierdził. - Pokłóciliście się?

No tak, dziewczyna Carlosa. Z tego co się orientowałem, pogodzili się. Z Maxem mój brat ostatnio nie rozmawiał. Mike nadal jest wściekły, więc pewnie niedługo coś zrobi. To nie jest najlepszy scenariusz, ale jak na razie wszystko idzie nieźle. Poza tym będę, musiał to wszystko szybko rozwiązać, bo Sandy chyba zaczyna podejrzewać, że coś jest nie tak. Przyglądała mi uważnie przez cały dzień, a po zajęciach oznajmiła, że wróci sama. Tym lepiej dla mnie, ale nie chciałbym, żeby mi w jakiś sposób przeszkodziła.

- Nie wiem, czy można to nazwać kłótnią, ale na razie mamy... ciche dni - nie wiedziałem, jak to inaczej ujął.

Skończyłem parzyć kawę, więc postawiłem też jeden kubek przed tatą.

- Kawa? - zapytał zdziwiony.

Na początku nie zrozumiałem, przecież lubił pić sobie kawę w trakcie jakiejś pracy, ale później zauważyłem, że patrzy na mój kubek. Ja wolę kawę, a Carlos herbatę, prawie o tym zapomniałem.

- Taa... Uznałem, że chyba spróbuję się jakoś przekonać - mruknąłem, chwyciłem kubek i wróciłem do pokoju.

Na początku chciałem wrócić do swojego pokoju, ale jeśli tata będzie chciał pogadać, to fakt że jestem w ''pokoju Caleba'' może wydawać się trochę dziwny. Dlatego poszedłem do Carlosa.

Napiłem się kawy i stanąłem przy oknie. Na początku patrzyłem na podwórko, ulicę, samochody, ale potem skupiłem się na moim odbiciu. Nie, nie moim. Carlosa.

- Wiesz co, braciszku? - zacząłem, jakby sam do siebie. - Za każdym razem coraz trudniej mi oddać ci kontrolę. Najchętniej w ogóle bym tego nie robił.

Odwróciłem się z powrotem i usiadłem na, jak zwykle, perfekcyjnie zaścielonym łóżku.

- Ale nie martw się. Na razie dam ci spokój - mówiłem dalej. - Na razie. Bez Maxa nie mam po co wracać. Nie mogę go zmusić, by mi uwierzył, ale jeśli uwierzy... Jeśli uwierzy, to wrócę na stałe.

Nadal żyję (BL)Where stories live. Discover now