Rozdział drugi.

424 29 21
                                    

Carlos

Pogrzeb Caleba... To było coś okropnego. Trumna opuszczana w ziemię. Nagrobek z napisem: ''Caleb Cotton. 2004-2022''.

Nie mogłem uwierzyć, że w środku znajdują się spalone zwłoki mojego brata.

Jak to się w ogóle stało? Strażacy stwierdzili, że to wybuch kuchenki gazowej, ale chyba gdyby był z nią jakiś problem to zauważylibyśmy to wcześniej, dopiero co kupiliśmy nową. Wygląda to tak, jakby ktoś celowo odkręcił gaz, ale przecież nikt z domowników, by czegoś takiego nie zrobił. Caleb też na pewno nie był na tyle zaaferowany naszą kłótnią, żeby o tym zapomnieć. Włamywacz? Ale przecież nic nie zniknęło...

Nie mam pojęcia jak to mogło się stać.

- Carlos, tak mi przykro - usłyszałem głos Sandy.

Nie mogłem się ruszyć. Stałem tak i patrzyłem na grób. Dziewczyna podeszła bliżej i mocno mnie przytuliła. Okoliczności były tragiczne, ale ona nawet w czarnym, trochę za dużym płaszczu wyglądała pięknie. Nie lubiła się z moim bratem, więc tym bardziej doceniałem, że tu przyszła.

- To co się stało, jest okropne - szepnęła, odsuwając się powoli.

- Nie zdążyliśmy się pogodzić - powiedziałem smętnie.

- Oj, wiesz jaki był Caleb. - Machnęła ręką, choć widziałem, ile kosztuje ją, pocieszanie mnie. - Szybko by mu przeszło.

To prawda, nigdy nie potrafiliśmy się na siebie długo gniewać, choć kłótni było mnóstwo.

- Carlos... - Ktoś do nas podszedł.

Obróciłem się i zobaczyłem Maxa. Wysoki czarnowłosy chłopak o zielonych oczach. Miły, choć nie rozmawiałem z nim zbyt dużo. Tylko z tego co zaobserwowałem, zawsze miałem wrażenie, że nie pasuje do mojego brata pod względem charakteru.

- Przykro mi z powodu śmierci brata - złożył mi kondolencje, a ja poczułem dziwny ucisk w żołądku, gdy podał mi dłoń.

- Ostatnio więcej czasu spędzał z tobą. - To ja powinienem składać kondolencje jemu. - Byliście blisko, ty na pewno też bardzo to przeżywasz.

Nie rozmawialiśmy długo. Sandy też zauważyła, że potrzebuje pobyć chwilę sam. Czułem się okropnie, widząc ten grób, ale nie mogłem się ruszyć nawet na krok. Kręciło mi się w głowie, zaczęło mnie mdlić. Nie chciałem wracać do domu, w którym nie będzie mieszkać już Caleb.

Ale najgorsze było to dziwne przeczucie, które w dalszym ciągu nie dawało mi spokoju. Zignorowałem to, uznając, że po śmierci brata, coś takiego jest normalne.

Włożyłem dłoń do kieszeni i wyjąłem z niej sygnet Caleba. Srebrny pierścionek z wygrawerowanym sześciokątem i literą ''C'' w środku.

Caleb nosił go zawsze na środkowym palcu prawej ręki, więc ja założyłem go na lewą.


Caleb

Przełożyłem sygnet z lewej ręki na prawą.

Rozejrzałem się i czym prędzej opuściłem to miejsce. Znalazłem rodziców na parkingu. Ktoś właśnie składał im kondolencje, więc postanowiłem jeszcze chwilę poczekać. Mnie też zaczepiło kilka osób, współczujących mi śmierci brata. Dziwne to było, ale starałem się nie wychodzić z roli. Było to tym trudniejsze, że wcale nie było mi żal.

W końcu rodzice też dostali chwilę spokoju.

- Wracamy do domu? - zapytałem, wkładając ręce do kieszeni i podchodząc do nich.

- Tak, tak, wracamy - powiedziała mama, wycierając łzy.

Zajęła miejsce pasażera, a tata kierowcy. Ja usiadłem z tyłu. Nie minęła chwila, a ruszyliśmy w kierunku domu.

Każdy przeżywał żałobę inaczej. Mama zalewała się łzami. Tata praktycznie w ogóle się nie odzywał. Widziałem też, że był roztargniony. Na początku zapomniał o włączeniu świateł, o czym poinformowało go auto jadące z naprzeciwka, które nam mrugnęło. Raz zapomniał użyć kierunkowskazu, na szczęście nic wtedy nie jechało i nikt nas nie obtrąbił.

- Nie płacz - powiedziałem do mamy, bo nie wiem, co innego mógłbym zrobić w tej sytuacji.

Przetarła oczy chusteczką i odwróciła się w moją stronę,  wymuszając uśmiech.

- To miło, że chcesz mnie pocieszyć, kochanie, ale nic na to nie poradzę.

No tak, pocieszanie jej nie miało sensu, w końcu właśnie pochowała syna. Czego bym nie powiedział, nie ulżyłoby jej.

Kiedy dotarliśmy do domu, spędziłem chwilę, wpatrując się w spaloną kuchnię. Akurat tego było mi szkoda. Mówi się, że kuchnia to serce domu, ale mi chodziło głównie o to, że codziennie w niej gotowaliśmy i jedliśmy. Bez niej po prostu będzie ciężko.

O ile oczywiście rodzice nie postanowią, się przeprowadzić. Mieszkanie w domu, gdzie zginął człowiek? Straszne.

Poszedłem do łazienki, mijając mój pokój i pokój brata. Stanąłem przed lustrem. Ja i mój brat wyglądamy identycznie, różnił nas jedynie sposób ubierania się. No i może jeszcze parę szczegółów.

Zdjąłem czarną koszulę i obejrzałem uważnie swoje odbicie. Przyjrzałem się gładkiej skórze na klatce piersiowej i ramionach. Jeśli mam być szczery, to muszę przyznać, że chciało mi się śmiać.

- Zero poparzeń. Brak tatuaży. Żadnych blizn - zaśmiałem się, patrząc na swoje odbicie w lustrze. - Ale z ciebie nudziarz, braciszku.

Nadal żyję (BL)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum