Rozdział 5

60 3 0
                                    

Zanim położyłem się na czarnej kanapie, zdjąłem gumkę z włosów, by pozwolić im wygodnie się rozsypać po miękkiej powierzchni mebla. Położyłem się na niej tak, jak obiecałem, lecz kiedy tak spoglądałem na ciemny sufit, zastanawiałem się, czy naprawdę mi uwierzyłeś. Uwierzyłeś w to, że kręci mi się w głowie. Nie wydaje mi się, to do ciebie niepodobne. Nie jesteś głupi, jesteś niesamowicie czujny, do tego odnoszę wrażenie, jakbyś często mógł odczytywać moje myśli. A jednak dziś, bez żadnego pytania, wychodzisz i zostawiasz mnie tu. Co takiego uśpiło twoją czujność?

Nic. 

Zupełnie nic. 

Nie obchodzi cię to, co zrobię. A może wręcz przeciwnie? Oczekujesz ode mnie, że coś tu spierdolę, nakręcając twój mały świat, niczym pozytywkę? Świat, w którym coś musi się dziać. 

Zostawiasz mnie tu, ponieważ nie podejrzewasz, do tego jestem zdolny... 

Gdy moje działanie staje się już całkowicie uzasadnione, wstaję szybko, by ruszyć przed siebie. Korytarze, którymi idę, są ciemne, jednak nawet mój słaby wzrok nie przeszkadza mi w przemieszczaniu się. Nie trudno mi odnaleźć pokój, w którym się znajdujesz. Czuję twoją chakrę aż za dobrze, zbyt intensywnie, a to uczucie powoli doprowadza mnie do szaleństwa. Muszę cię zobaczyć, choćby przez mgłę, muszę poczuć twój zapach, dotknąć twojej skóry, włosów, usłyszeć twój głos. Pragnąłem tych drobnych gestów tak bardzo... A im bardziej pragnąłem, tym mocniej przysłaniało mi to umysł i logiczne myślenie. W jednej chwili zapomniałem o całym moim planie. Jak to miało być, jak jest i jak mogłoby być. Miałeś mnie znienawidzić... Nienawidzisz mnie? A może dopiero mnie znienawidzisz? Bałem się przyznać, ale w tej jednej chwili pragnąłem tylko, żeby działo się całkowicie inaczej, niż chciałem. Chciałem, byś w tej jednej chwili cierpiał na taką samą obsesję, byś pragnął tego, czego pragnę ja. 

Gdy zbliżałem się do twoich drzwi, zdałem sobie sprawę z tego, że posiadanie władzy nad snami jest niezwykle przyjemne.  Przecież w snach można robić wszystko, czując się całkowicie bezkarnym. To tylko sen... Nie potrzebujemy zahamowań i wymówek, bo to on jest naszym usprawiedliwieniem. To tylko sen, nikt inny prócz nas tego nie zobaczy. Piękne. No chyba, że ktoś posiada nad nimi kontrolę, co daje mu moc manipulacji. Dziś sam wybiorę, o czym będziesz śnił, by czuć się całkowicie bezkarnym. Przecież mnie tu nie było, nie widziałeś mnie, nie rozmawiałeś ze mną, to był tylko sen. 

Otwierając drzwi, próbuję przypomnieć sobie, jak pierwotnie miało wyglądać to spotkanie. Miałem przywołać to, co cię spotkało, byś zmienił swój sposób myślenia, byś postrzegał mnie tak, jak tego początkowo chciałem. Byś mnie znienawidził. Jednak w tym momencie wspominam to jakby przez mgłę, a jakaś zła, ale jakże przyjemna część mojego umysłu szepcze, bym o tym wszystkim zapomniał. Dzieje się tak, gdy siadam na kolanach na twoim łóżku. Staram się nie poruszać nim, by cię nie obudzić. Przyglądam ci się chwilę, a moje całe ciało zaczyna drżeć. Pochylam się nad tobą, by zatopić nos w twoich włosach. Gdy tak się dzieje, odurzam się twoim zapachem całkowicie, pozwalając mu zatruć każdą komórkę mojego ciała. Już nie potrzebuję logicznego myślenia, nie potrzebuję już nic więcej. Chcę tylko ciebie. 

Proszę, zabij mnie... 

Mój dotyk budzi cię w końcu, mruczysz coś słodko i za chwilę otwierasz oczy. Nie daję ci jednak zareagować nawet słowem, bo kiedy spoglądasz w moje oczy, dajesz się wplątać w iluzję. Pozwól, że teraz ja ustalę, co będzie ci się śniło. W momencie, w którym wydaje ci się, że się obudziłeś, odskakujesz szybko na drugi koniec łóżka, by być jak najdalej mnie. Dyszysz ciężko, nie mogąc uwierzyć w to, co widzisz, a raczej kogo.

- Itachi... - szepczesz, lekko się jąkając i rozglądając na różne strony, jakbyś chciał wołać o pomoc. Nie chcemy tu twoich krzyków, skarbie. 

Diacetylmorphine ~ Itachi x Sasuke (Itasasu)Where stories live. Discover now