Rozdział 6

45 4 0
                                    

Alkohol powoli odbierał mi władzę nad ciałem i umysłem, a im intensywniejsze stawało się to uczucie, tym więcej go spożywałem. Powinniśmy byli przestać już dawno, jednak żaden z nas nie potrafił sobie odmówić, kiedy ta granica została przekroczona. To było przyjemne, świat kręcił się szybciej, a my zapominaliśmy o jego oporach. Siedziałem na dywanie i śmiałem się do siebie niczym głupi. Och, świat tak rozkosznie wirował. Nie potrafiłem określić tego, co działo się w tym momencie w moim umyśle. Zawsze przejęty wszystkim wokół, niepozwalający sobie nawet na chwilę przerwy w analizie wszelkich technik, dziś uciszony śmiejący się z dywanu. Był to beżowy, mięciutki, ale za to jaki śmieszny dywan. Padasz na niego za mną, także się śmiejąc, co utwierdza mnie w tym, iż mam rację. 

- Czy powiesz mi, za co się tak napiliśmy? - pytam niewyraźnie.

- Za misję, oczywiście. Za misję, na której prawie nie zginęliśmy! - także bełkoczesz. 

No tak, wysłano nas na kolejną misję, podczas której ledwo uszliśmy z życiem. To tłumaczyło nasze zatracenie się w alkoholu. Chcieliśmy zapić stres, na chwilę zapominając o naszym życiu. Zapominam o nim, kiedy czuję, jak twoje dłonie zaczynają się bawić moimi włosami.

- Masz takie miękkie włosy - mówisz w języku, który w tym momencie rozumieliśmy tylko my. Zbliżasz się do mnie niebezpiecznie i schylasz, by zdjąć z czoła mój ochraniacz. Kiedy już nic nie krępuje moich włosów, układasz je na moim lewym ramieniu, jednocześnie odsłaniając szyję. Przechodzi mnie dreszcz, gdy czuję, jak przesuwasz po niej językiem. 

- Hej! Jiraiya... Co robisz? - mruczę pijany, odsuwając głowę na bezpieczną odległość. 

- Obdukcję - wypalasz, po czym śmiejesz się ze słowa, które wypowiedziałeś. - Po misji. 

- No to coś ci się chyba pojebało - próbowałem brzmieć poważnie. - Przecież to rola Tsunade. 

- No właśnie. Dlaczego to my jesteśmy teraz pijani, a ona trzeźwa? Czy zawsze nie jest na odwrót?

- Bo Tsunade jest zajęta.

- Czym zajęta?

- Robi coś ważnego.

- A co robi?

- Raport. 

W tym momencie skończyła się chwila udawanej przez nas powagi, oboje równo ryknęliśmy śmiechem, jakby raport był najśmieszniejszym słowem, jakie dotychczas usłyszeliśmy. Śmieliśmy się tak, całkowicie zapominając, iż poza pokojem, w którym się znajdowaliśmy, również istnieje świat. Świat, do którego jutro będziemy musieli wrócić. 

Gdybym tylko o tym nie zapomniał. 

Gdybym nie zapomniał, nie pozwoliłbym ci w tamtym momencie całować mnie po szyi.

- Ach, przestań - syknąłem w sposób, który nie przekonałby nikogo. 

- Dlaczego? - pytasz pomiędzy pocałunkami. - Przecież ci się to podoba.

Na potwierdzenie swoich słów przesuwasz mi językiem po szyi, co spotyka się z wdzięcznym jękiem. Tak, podobało mi się to. Podobało mi się nie tylko dlatego, że byłem pijany, a kilka dobrych lat zakochany w tobie. Gdyby alkohol nie powstrzymywał mojego rozumu, nigdy nie pozwoliłbym do dojścia takiej sytuacji, bo wiedziałem. Wiedziałem, że nie odwzajemniasz moich uczuć. Wiedziałem, że robisz to, ponieważ jesteś kompletnie pijany, a jakże pociągające jest robienie takich pojebanych rzeczy w tym stanie. Wiedziałem o tym, lecz ja także miałem zatruty umysł. Nie protestowałem więc, a poddawałem się tej słodkiej, zdradzieckiej przyjemności. 

- Jesteś taki piękny... - mruczysz, kiedy trzymasz moją twarz w dłoniach.

Nie protestuję. 

Nie protestuję, kiedy zbliżasz się do mnie. Nie protestuję, kiedy zaczynasz mnie całować. Zamiast tego odwzajemniam wszystko, co robisz. Nie opieraliśmy się sobie, z sekundy na sekundę przyspieszając tempo, co nakręcało nasz mały, zamknięty świat w tym pokoju coraz bardziej. Nie mieliśmy w sobie żadnych hamulców, gdy zdejmowaliśmy z siebie kolejne części ubrań.

Diacetylmorphine ~ Itachi x Sasuke (Itasasu)Where stories live. Discover now