W sercu Eutheemii od zawsze kwitła nienawiść. Nienawiść do mężczyzny, który ją zniewolił, jak i do tego, który kilka lat temu rozpętał burzę na kontynencie. Nienawiść do ludzi, będących okazem głupoty i zaprzedania.
Zamknięta pod fasadą różanej rezy...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
— Ładne wazony — powiedziała, nim wyszli z Iveronem od Verry. Naczynie to bowiem od samego początku irytowało dziewczynę i ta nie potrafiła powstrzymać się przed komentarzem na koniec. Mężczyzna, nieco rozproszony, przyznał jej rację, a Verra odparła z uśmiechem:
— To z Kovii. Od...
— Od Urthena — podpowiedziała Eutheemia, której złote loki okalały ubarwioną różem twarz.
— A jego przypadkiem nie zabito? — zapytał Iveron, marszcząc brwi. Verra rozchyliła usta.
— Słucham?
— Nie pamiętasz? — zwrócił się do Eutheemii. — Wczoraj chyba przez to wstrzymali rejsy.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę i potrząsnęła głową.
— Nie przypominam sobie niczego takiego. Ale faktycznie, było zamieszanie.
— Zabito go? — dopytywała Verra, wychodząc zza lady i stając obok nich. — On był taki młody, rok starszy ode mnie...
— Jakaś dziewczyna go zabiła. — Wzruszył ramionami.
Jakaś dziewczyna.
— Czemu? — spytała Eutheemia, obracając się w kierunku Iverona. Mężczyzna stał podparty pod boki, podczas gdy ona trzymała sporych rozmiarów skórzaną torbę, w której znajdowały się dwie nowe pary butów oraz pięć sukni i komplet bielizny. Wszystko, czego potrzebowała.
— Tego już nie wiem. Byłem akurat wtedy u mojej... przyjaciółki. — Parsknął na koniec krótkim, jednoznacznym śmiechem i posłał kobietom wesołe spojrzenie. — Ale nie ma się co nim martwić, nas wszystkich też to czeka. — Kobiety popatrzyły po sobie, nieco skołowane jego zachowaniem. A przynajmniej jedna z nich była tym skołowana, druga zaś udawała. — Verro, przeliczyłaś pieniądze?
— Wszystko się zgadza. — Skinęła głową. Słońce odbijało się złocistymi barwami od jej skóry. — Do widzenia.
— Wybacz, droga Verro, ale oby nie. Nie zamierzam tutaj wracać.
— Ja również nie — dodała Eutheemia i wyciągnęła do niej rękę. — Miło było mi cię poznać, Verro.
— Mnie również. Życzę powodzenia.— Uśmiechnęła się na koniec, odsłaniając równe, białe zęby. Ciemne oczy błysnęły przyjacielsko, kiedy wychodzili.
Iveron uniósł krótko kapelusz, który znów miał na głowie, i przepuścił Eutheemię w drzwiach. Podała mu skórzaną torbę, aby poniósł ją przez chwilę, choć i tak zamierzała ją od niego niebawem odebrać.
— Widzisz, moja droga, teraz prezentujesz się tak, że być może mógłbym się nawet w tobie zakochać. — Zaśmiał się Iveron, podając jej ramię.
— Tylko na jak długo? — zapytała z przekąsem dziewczyna, zakotwiczając wzrok w morzu rozciągającym się na końcu ulicy. Upał powoli stawał się coraz mniej znośny.