Rozdział 45

415 16 2
                                    

Anglia, zamek Voldemorta, nieznana lokalizacja

Voldemort niemal skakał ze szczęścia. Badając dokumenty o Walijskiej Masakrze, cudem odnalezione w jego księgozbiorze zlokalizował położenie kuźni Nibelungów. W końcu miał przewagę nad tym starym piernikiem Dumbledorem. Niestety nie wiedział, że ten też był bliski odnalezienia kuźni. 

- Wzywałeś panie - nagły głos, który rozległ się za jego plecami o mało co nie sprawił żeby wysadził pół zamku w powietrze. Obejrzawszy się za siebie ze swoją godną postawą Voldemort zauważył Shmita, jednego ze swoich lojalnych zwolenników stojącego ze 4 metry od niego.

- Nie - pow. Voldemort - ale dobrze, że jesteś. Mam dla ciebie zadanie

- Słucham Panie - odp. Smith

- Udało mi się zlokalizować w przybliżeniu pewne miejsce o potężnej mocy. Niestety, teksty wspominają tylko, że jest w Wali, między dwoma mugolskimi miastami.

- Czy mamy zniszczyć te miasta ?

- Nie. Zbierz ludzi i przeszukajcie obszar w lini prostej pomiędzy Swansea a Cardif.

- Tak Panie. Czy mamy zabić zdrajców z ministerstwa i Zakonu Feniksa, jak się na nich natkniemy?

- Nie. Macie działać po cichu. Żadnych mordestw, ataków ze skutkiem śmiertelnym i wypadków. TO ŚCIŚLE TAJNA MISJA I NIE MA POTRZEBY ZWRACAĆ NA SIEBIE UWAGI.

- Rozumiem, Panie. Do tego zadania jak mniemam mam wziąść tych półgłówków, którzy zostali ostatnio zrekrutowani przez Macinara ?

- Tak i jego też weź. Niech pomoże ci kontrolować tych durni. Nie są tacy przydatni, jak myślałem ich strata nie zaboli nas zbytnio.

- Rozumiem Panie. Aha, zapomniałbym zameldować. Malfoy ostatnio wrócił do domu blady jak kreda, jeśli nie bledszy. Mamrotał coś o ukaraniu swojego syna za głupotę i narażanie rodu na hańbę po 1000 kroć wiekszą niż głupotę jego dalekiego przodka Artaxa.

- O! To ci dopiero nowina. Wiesz może o co chodziło?

- Podejrzewam, że Draco szukał czegoś do przywołania jakieś istoty. Podobno ta istota była odpowiedzialna za Walijską Masakrę.

- Wiesz może jak się nazywała ta istota? Moje księgi milczą na ten temat a z tego co wiem, oryginały spisane przez tych co przeżyli są zapieczętowane i jeden z kluczy od kufra, znajduje się tu a trzeci zaginął.  - pow. Voldemort

- A co z drugim kluczem panie? - spytał zaciekawiony Shmit.

- Tu jest największy problem. O ile pierwszy i trzeci możemy zdobyć to drugi bez rdzenia jest bezużyteczny. Sam klucz ukryty jest gdzieś w tym U.S.A czy jak się ten krajo - kontynent nazwya (Voldemort ma gdzieś geografię mugoli którymi gardzi, jak niczym innym). Natomiast rdzeń klucza ukryty jest w pewnym kłopotliwym miejscu. I teraz doskonale rozumiem aversję Snape'a do tego kraju. - pow. Voldemort, zamyślająć się 

- Panie, ty chyba nie próbowałeś ... zaczął przerażony Smith. Jeżeli jego Pan próbował włamać się do jednego z ministerialnych skarbców Zapomnianych, polskich odpowiedników angielskich Niewymownych, to wkrótce czeka ich ostra bitwa. Przegrana bitwa.

- Hmmm? Masz na myśli próbę zdobycia tego rdzenia? Tak, próbowałem, ale musiałem zastosować plan B. Na całe szczęście zwiad, nie poszedł na marne - pow. Voldemort

- Panie, pod żadnym pozorem nie możesz pojawić się tam po raz drugi. Teraz dla Zapomnianych punktem honoru jest zabicie ciebie. Niemówiąc już o Nieśmiertelnych Inkwizytorach. - pow. przerażony Smith

- Co masz na myśli- zapytał rowścieczony sugestią sługi Voldemort.- Przecież ci ostatni to zwykły mit.

- Nie Panie, przykro mi to mówić, ale mylisz się. Słyszałeś o tym jak czarodzeje- komuniści z Rosji ZSRR próbowali tam wejść i ustalić swoje porządki ?

- A tak słyszałem o tym. Banda idiotów, tak się przestraszyła, że do tej pory nie chce opuścić swojego stepu, czy jak się zwie miejsce gdzie mieszkają. - pow. Voldemort

- To nie do końca prawda Panie. Nieśmiertelni Inkwizytorzy, to magowie, którzy poświęcili swoje życie na opanowanie jednego, konktretnego kierunku magi do absolutnego Mistrzostwa. Mimo, że inne dziedziny opanowali na średnim, lub dobrym poziomie, to rekompensują to sobie swoją specjalizacją. Dodatkowo składają specjalną przysięgę wierności na swoją moc.

- Co to oznacza? - spytał zaciekawiony Voldemort

- Jeśli odnajdą, choćby najmniejszy ślad twojego pochodzenia nie spoczną, dopóki nie zostaniesz przez nich zabity. Podobno, wedle legend na ich temat nawet diabły nigdy nie próbowały zaproponować im cyrografu.

- No dobrze, koniec tematu - pow. zaniepokojony Voldemort. Jeśli to prawda, a musi zbadać temat osobiście, to chyba trafił z deszczu pod rynnę.  - Weź ludzi i poszukaj tego miejsca o którym mówiłem i postepujcie według instrukcji. Jak sułyszę o złamaniu rozkazów spotkanie z Crurio będzie waszym najmniejszym zmartwieniem.

- Tak mój Panie - pow. Smith i pobiegł wykonać polecenia wężowej gęby. Tymczasem Voldemort powrócił do swoich ksiąg i zaczął poszukiwać informacji, o tej dziwnej grupie aurorów. Szkoda tylko, że nie miał pojęcia, jak Polacy chronią informację o swoich siłach porządkowych. No poza tymi oczywistymi.

Odnaleźć własną drogęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz