six

1.5K 169 43
                                    

szósty i zarazem ostatni rozdział dedykuję każdemu, kto podróżował przygodą tej dwójki, którą napisałm na kartkach zeszytu, podczas nudnych godzin lekcyjnych

~~~~

Następnym razem spotkali się dopiero po trzech dniach, gdy Erwin wyszedł ze szpitala, a Gregory odebrał już nowy pagon wraz z odznaką i medalem, który odrzucił na zakurzony stół od razu po wróceniu do pustego mieszkania. Ciągła cisza denerwowała policjanta, wywiady, których grzecznie odmawiał również go denerwowały i przede wszystkim denerwował go brak modela obok, jego świszczącego oddechu, jego przyjemnego śmiechu, jego-

Tak.

Gdy ponownie go zobaczył, Erwin nie wyglądał na przejętego wcześniejszymi zdarzeniami. Chociaż wtedy, w tym małym, zapyziałym domku jego spojrzenie było pełne ognia, jarzącego się wściekłym światłem, tak teraz na nowo powróciło do spokojnego miodu, podpadającego w mętną kawę. Możliwe, że policjant zaczynał tęsknić za tą dzikością, ale nie miał zamiaru o niej wspominać, gdy na sobie miał mundur, a obok niego stał jego szef, uśmiechając się serdecznie, wierząc, że Erwin nie przyłożył się do obezwładnienia Vasqueza. Swoją drogą, mężczyzna szykował się na rozprawę sądową, gotując się z gniewu w swojej spokojnej formie. O ile tak się dało.

Na prywatną rozmowę znaleźli czas dopiero po spotkaniu z Sonnym, gdy lekko pijany policjant opuścił ich w towarzystwie jakiegoś sędziny, rozmawiając o najnowszych rozprawach w mieście. To właśnie wtedy Gregory po raz pierwszy zauważył, że twarz Erwina była wolna od makijażu, jego paznokci nie zdobiły naklejki, a niegdyś kolorowe kosmyki grzywki były na nowo szare, chociaż Gregory doszukiwał się tam srebra, za które niektórzy byliby w stanie zaatakować modela. I gdy tylko pojawiła się ta myśl, Montanha z trudem stwierdził, że już więcej nie obroni go przed tłumem rozszalałych fanek, rzucających się na niego jak bydło.

Erwin siedział w ciszy, chociaż widać było, że wcale mu nie pasuje. Chciał krzyczeć, chciał mówić i błagać, ale gdy tylko otwierał usta – bam i słowa znikały, jakby nigdy ich tam nie było. I może nie był to jakiś wielki problem, ale Erwin naprawdę, naprawdę bardzo chciał pierwszy raz przekazać swoje emocje w ten najprostszy sposób, a siedzący obok niego policjant wcale mu w tym nie pomagał. Zwyciężenie z własnym strachem zajęło mu moment, (chociaż można było pomyśleć, że niezręczna cisza trwała wieki) ale gdy w końcu podniósł wzrok, spoglądając na Gregory'ego, zdał sobie sprawę, że naprawdę nie musi się niczego obawiać.

— Jak się masz?

— Nie widzieliśmy się tyle dni i pierwsze o co pytasz, to moje samopoczucie? – Parsknięcie śmiechem przyszło mu z łatwością, chociaż jego humor był bardziej parszywy, niż zwykle.

— A mam pytać o coś innego?

Gregory nie wiedział, co myśleć. Zazwyczaj rozmowy z modelem przychodziły mu z łatwością, ale teraz przykre pożegnanie jakoś na nich naciskało i popychało policjanta w stronę słów cisnących się na zęby, chociaż język nie ruszał się w żadnym kierunku. Zapragnął nagle, by czas zatrzymał się tylko dla nich i aby ten moment – ta czysta utopia ich umysłów – został z nimi na zawsze, a krótkie dwa słowa, zmieniające tor ich relacji nigdy się nie pojawiły.

Otrzymał tylko jedno ze swoich łysych marzeń i słodkie stwierdzenie, majaczące w głowach zakochanych dusz faktycznie się nie pojawiło. Zamiast tego Gregory wolał podnieść wzrok na pobliski dach, który może w innym uniwersum mógłby coś znaczyć – teraz był wart tyle, co pobliskie śmieci, a może i nawet mniej. Nawet dzikie ptaki, udomowione przez starsze panie rzucające im chleb w głupi sposób, z przeświadczeniem, że robią dobrze, nie siadały na tym miejscu, omijając je, jakby naprawdę było ważne. Odwrócił wzrok. To wszystko nic nie znaczyło.

coalesce | morwinحيث تعيش القصص. اكتشف الآن