5. Smak pocałunku

89 9 59
                                    

7 kwietnia, obecnie

Ira wracał od optyka, do którego podrzucił go Leon, nim pojechał dokupić zamienniki tego, co wylądowało w śmietniku. Jak chciał pojutrze zorganizować babski wieczór, to musiał zapewnić coś więcej niż whisky i piwo. Tego Ira był pewny i dlatego zrobił mu listę. Leon kręcił nosem, ale w końcu zgodził się wydać trochę kasy. Irze nawet nie chciało się tłumaczyć, czemu ta inwestycja była konieczna.

Za plecami Leona poprosił też Pinki, żeby pomyślała nad wystrojem, bo w obecnym stanie to można było drwali gościć, a nie kobiety. Pinki zapiszczała radośnie i powiedziała, że Leon zabije Irę, ale ona się na to pisze. No pewnie, w końcu nie jej życie było na szali.

— Kurwa! Dzidzia, nie bądź taka. Wsiądź do auta.

Usłyszał Ira, gdy wkładał klucz do drzwi wejściowych pubu.

— Odwal się, Devil! — odkrzyknęła dziewczyna zaczepiana przez gościa w czarnym Camaro. Poprawiła kaptur na głowie i skręciła nagle w wąskie przejście między budynkami prowadzące na tyły pubu.

Ira odniósł wrażenie, że już gdzieś widział tę bluzę.

Potarł powiekę. Soczewki, które kupił, chyba nie były najlepsze, bo oczy go piekły.

Wszedł do środka i zamknął drzwi na klucz. Do otwarcia pubu były jeszcze dwie godziny. Ściągnął kurtkę i cisnął nią na ławkę. Potem złapał worki ze śmieciami i, podpierając się na swojej lasce, wyszedł tylnym wyjściem.

Dziewczyna stała obok kontenerów i, paląc papierosa, zerkała na wąskie przejście.

Ira wrzucił worki do śmietników. Dźwięk szkła sprawił, że dziewczyna aż podskoczyła.

— Raczej przyjedzie od tej strony — zagadał.

Odwróciła się szybko, zrobiła wielkie oczy, a potem cisnęła papierosa na beton i przydepnęła glanem.

Irę zatkało. Coś w wyglądzie Reese zmieniło się. Coś więcej niż tylko strój. Coś w jej twarzy, którą pierwszy raz widział naprawdę dokładnie. To nie była wielka zmiana, raczej subtelna różnica… jakby ubyło jej lat?

— Palisz? — zagadał.

Zaprzeczyła głową. To było zabawne, bo przecież widział, że to robiła.
— Wypuść dym, bo się udusisz.

Odwróciła się, żeby to zrobić. Biały dymek uniósł się nad kapturem.

Ira podszedł do okienka obok wejścia i przysiadł na parapecie. Wydawało mu się, że zawsze szukał sposobu, żeby zrównać się z rozmówcą. Zwłaszcza przy kobietach przeszkadzał mu jego wzrost. Powinien sobie koszykarkę poszukać, bo przy niej dostanie garba, a przecież nie miał nawet dwóch metrów, trochę mu jednak brakowało, całe sześć i pół centymetra.

— Myślałam, że wyjechałeś — powiedziała, wkładając gumę do ust.

Trochę go przytkało. Jak mogła tak myśleć, przecież widzieli się jakieś czterdzieści minut temu, a poza tym powiedział jej, że tu pracuje.

— Nie bardzo wiedziałem, gdzie mógłbym pojechać — odparł, patrząc jak ruszała szczęką podczas żucia.

— Do domu?

Kiedy usta twoje: ZdradzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz