6. Kobalt czy indygo?

76 7 57
                                    

Styczeń, siedem lat temu

Ira nie spieszył się. Idąc wąskim korytarzem, z przymkniętymi powiekami, przyciskał palce prawej dłoni do ściany, tak by czuć fakturę stalowych płyt i łączenia między nimi. Tak dobrze znał to miejsce, że wiedział, po ilu krokach dotrze do ulubionego salonu Bjørna. Gdy wchodził do środka, czuł spokój. Aż mu się wierzyć nie chciało, że tak łatwo pogodził się z losem. Może to za sprawą Hakiego? Bez niego nie wróciłby tu.

Bjørn siedział na narożniku, ale gdy Ira wszedł, wstał i zbliżył się.
Schudłeś — powiedział, patrząc na niego. Położył dłonie na ramionach chłopaka, a potem przytulił go.

Ira czuł się tak zmęczony, że nie miał siły się bronić. Pozwolił Bjørnowi się obejmować i nawet oparł głowę na jego ramieniu. Bjørn chyba zawsze o tym marzył? O tym i o jeszcze jednej rzeczy, z której Ira doskonale zdawał sobie sprawę, tak jak z tego, że przyszedł czas, by po nią sięgnąć.
Przepraszam, tato — szepnął i poczuł, że Bjørn spiął się cały, a potem rozluźnił i objął go jeszcze mocniej. — Nie chciałem sprawić ci zawodu, ale po tych wszystkich latach tutaj...

— Rozumiem — odparł Bjørn, odsuwając się trochę od Iry. — Chciałem cię rzucić na głęboką wodę, zapominając, że zabroniłem ci pływać. Pewnie poczułeś się przytłoczony? Dlatego niepotrzebnie chciałeś odesłać Hakiego.

— Myślałem, że już go nie potrzebuję. Myliłem się.

Bjørn usiadł i poklepał miejsce obok. Ira zajął je, a Bjørn ponownie przyciągnął go do siebie.
— Masz zimne ręce — powiedział. Chyba wyczuł to przez materiał koszuli.

— Bo jest mi zimno. — Taka była prawda. Nie czuł się najlepiej.

Bjørn dotknął jego czoła.
— Wydaje mi się, że masz temperaturę. — Sięgnął po słuchawkę interkomu i wezwał Hallvora. Tak daleko od ludzkich siedzib telefony komórkowe nie miały zasięgu. Działał tylko telefon satelitarny, ale nim nie posługiwano się do wewnętrznej komunikacji. Bjørn kazał przyjść Hallvorowi z apteczką. Potem wziął koc i okrył Irę, a ten musiał przyznać, że to miłe, gdy ktoś o ciebie dba, nawet jeśli to tylko przykrycie kocem.

— Masz może ochotę na gorącą czekoladę, bo właśnie zamierzałem sobie zrobić — zaproponował Bjørn.

— Nie. Wolę herbatę bez cukru.

— Zawsze słodziłeś — zauważył Bjørn.

— Ale przestałem, bo nie miałem czym i się odzwyczaiłem.

Bjørn pokiwał głową. Pewnie chętnie by to skomentował.
— Chciałem porozmawiać z tobą o twojej przyszłości, ale chyba przełożymy to na inny dzień.

Hallvor wszedł do pomieszczenia w chwili, w której Ira chciał odpowiedzieć. Starszy z braci Solberg usiadł obok i też dotknął jego czoła.

— Faktycznie. Wygląda jakby był chory. — Przyłożył urządzenie do skóry Iry i zerknął na odczyt.

Bjørn zaglądał mu przez ramię, a potem mruknął, chyba nie był zadowolony.

Kiedy usta twoje: ZdradzonyWhere stories live. Discover now