26. Jak w kociej kuwecie

97 10 58
                                    

11 kwietnia, obecnie

Dzień dopiero budził się do życia szarym świtem, a Irę bólem głowy. Otworzył oczy i leżał tak, przyglądając się ścianie. Pamiętał, że jako dziecko lubił ten spektakl cienia i porannego światła. Tak wyjątkowy i jedyny w ciągu całego dnia.

Przewrócił się na plecy. Musiał wczoraj nieźle zabalować, że miał takiego kaca. Próbował sobie przypomnieć, w którym klubie był i z kim, a przede wszystkim, jaki był dzień?

Prychnął. Czy to ważne? I tak każdy wyglądał podobnie. Znowu weźmie prysznic, zje śniadanie, rzuci okiem na indeksy giełdowe, zadzwoni do brokera, wpadnie do biura — Londyn zaczynał go nudzić — sprawdzi, czy Jazon coś przysłał, napisze kilka e-maili, kilka z tych, które sam otrzymywał, może też przeczyta.

Usiadł. Rozejrzał się. To raczej nie był jego hotelowy apartament, chociaż... może jednak jego. Zgarnął bieliznę z podłogi. Miał wrażenie, że pachnie seksem. Poszedł się wykąpać.
Spojrzał w lustro i zdębiał. Zgolił brodę i ściął włosy? Jak? Kiedy? Stanowczo musi przestać pić, to nigdy nie wychodziło mu na dobre. Otworzył szafkę. Zdziwił się. Tabletki zawsze trzymał w łazience.

Idąc do garderoby, szturchnął ramię rudowłosej kobiety śpiącej na brzuchu z twarzą zwróconą do okna. Mruknęła coś i nakryła się kołdrą.

— Zbieraj się — warknął i poszedł się ubrać. Nie lubił tych poranków, gdy one chciały się jeszcze przytulać, a on miał ochotę, wystawić je za drzwi i zamknąć zamek.

Stojąc przed szafą, zastanawiał się, gdzie podziały się jego garnitury i inne ubrania. Wyciągnął jakąś białą koszulę i przyjrzał się jej krytycznie. Była, delikatnie mówiąc, niskiej jakości. To samo reszta ubrań, których było zaledwie kilka.

Cholera, chyba nie był u siebie. Szlag, w takim układzie to on powinien wyjść... Już chciał to zrobić, gdy uświadomił sobie, że to mieszkanie wynajął mu... Leon. Czyli jednak to jego...

Zrobił zniesmaczona minę i ubrał się.

Przechodząc obok łóżka, znowu zaczepił kobietę. Głucha była czy co?
— Powiedziałem, żebyś się zbierała!

— Gdzie mam się zbierać? — ziewnęła i przeciągnęła się niczym kotka. Kołdra zsunęła się z jej nienaturalnie okrągłych i zbyt obfitych piersi.

Nie podobały mu się. Zdecydowanie nie była w jego typie. Wolał bardziej płaskie dziewczyny.
— Wszystko mi jedno — odpowiedział, odwracając wzrok. Poszedł do kuchni. Wyciągnął kubek i zaczął przetrząsać szafki. Nigdzie nie mógł znaleźć swoich tabletek. Na dodatek nie pamiętał, czy bzykał ją w kondomie czy bez i czy się całowali. Znowu będzie musiał zrobić testy i znosić to karcące spojrzenie ich lekarza. Nie chciał zarazić się jakimś syfem, ale czasami po prostu na chwilę się zapomniał.

Spojrzał na nią. W samej bieliźnie wyszła zza regału oddzielającego część sypialnianą.

— Uprawialiśmy seks? — zapytał, bo nie mógł sobie przypomnieć.

Obrzuciła go takim spojrzeniem, jakby co najmniej powiedział jej, że była brzydka. Potem podeszła do walizek stojących na środku salonu i zaczęła przy nich majstrować.

Przynajmniej był na tyle przytomny, żeby poderwać stewardessę. Pewnie zaraz od niej usłyszy, że fajnie było, ale musi spadać. Nie będzie mu żal. Nawet jej te walizki wyniesie.

Kiedy usta twoje: ZdradzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz