5. Śpiąca Królewna

328 8 13
                                    


− Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko? – Rozejrzałaś się po wnętrzu wilii.

− Mieszkam sam.

− Sam?

− Tak, rodzice zginęli w wypadku – wyjaśniłem.

− Przepraszam, nie powinnam była pytać...

− Nie, skarbie, nie przepraszaj. – Przytuliłem cię, wtulając twarz w twoje włosy, upajające słodyczą. − I tak byś się kiedyś dowiedziała.

− Jak sobie radzisz sam? – zapytałaś zatroskanym tonem, a egoistyczne ja zapragnęło zrobić z siebie poszkodowanego przez życie cierpiętnika, bylebyś tylko się o mnie martwiła. Nie przemieniłem jednak w czyny tej niedorzecznej myśli. To ja miałem być tym silnym, który daje wsparcie. Nie ty, moja drobna, delikatna kruszynka.

− Moja rodzina jest dość zamożna. Po śmierci rodziców mieszkałem z dziadkami. Z czasem wróciłem tutaj. O pieniądze nie muszę się martwić.

− Rozumiem. – Pokiwałaś głową. – Może jednak wrócę do domu...

− Na razie musisz dojść do siebie. Nadal się trzęsiesz. Chodź na górę. – Delikatnie przerzuciłem cię przez ramię i ruszyłem schodami do sypialni. Naszej sypialni, przygotowanej specjalnie na twoje przybycie. Byłem wściekły na tego dupka, że twoja wizyta wiązała się z takim doświadczeniem. Na szczęście nie zdążył cię skrzywdzić. − Dam ci coś na przebranie. – Posadziłem cię na łóżku. Z komody wyjąłem koszulkę i podałem ją tobie.

− Nie mogę u ciebie zostać. Mama będzie się martwić, a ja nie wzięłam telefonu. Muszę do niej zadzwonić.

− Dolly, spokojnie. – Ująłem twoje nadgarstki. – Najpierw się czegoś napij. Potem zadzwonisz, dobrze?

− Dobrze... − ostatecznie się zgodziłaś.

Nie chciałem dodawać środków usypiających do herbaty. Naprawdę nie chciałem. Zmusiłaś mnie do tego, skarbie. Patrzyłem jak leżysz na materacu w przytłaczającej rozmiarami koszulce, w którą cię przebrałem. Jak spokojnie oddychasz. Ukoił mnie ten widok. Byłaś bezpieczna.

Położyłem się obok ciebie, przytulając do mojego torsu. Tak powinno być już zawsze − ty w moich ramionach.

− Muszę cię chronić, kwiatuszku, za wszelką cenę. Nawet wbrew twojej woli.

***

Środek, który zmorzył cię słodko, przestawał działać i poruszyłaś się niespokojnie, przygnieciona moim ramieniem do materaca. Po chwili usłyszałem cichutki płacz, co natychmiast mnie ocuciło.

− Dolly? − szepnąłem, dotykając palcami twojego policzka. − Dolly, skarbie, obudź się...

− Wi-Wiktor?

− Cii... To był tylko sen, jesteś bezpieczna...

− Która godzina? Dlaczego mnie nie obudziłeś? Powinnam być dawno w domu. Moja mama...

− Dzwoniłem do niej – skłamałem.

− Dzwoniłeś?

− Tak, skarbie. Możesz u mnie zostać – ciągnąłem dalej.

− Zaraz... Przecież ty nie znasz jej numeru...

Cholera, nie przemyślałem tego. Panicznie szukałem kolejnego kłamstwa pośród chaotycznych myśli. Każde wyjaśnienie wydawało się niedorzeczne. I nagle przypomniałem sobie pewien fakt:

− Znam Anię, a ona ma kontakt do twojej mamy. Dowiedziałem się od niej, że podałaś kiedyś numer mamy w razie gdyby coś się stało.

− Ach... No tak...

Tylko mojaWhere stories live. Discover now