Rozdział 7

1K 147 23
                                    


🌒 Wiktor 🌒

Wiktor: Co myślisz o wieczornym wyjściu na miasto? Proponuję spacer, a potem może kawa albo inne grzane wino?

Julia: Cóż za rozstrzał w tych opcjach. 😈 A gdzie dokładnie chciałbyś iść?

Wiktor: Stawiałbym na klasykę. Może Nowy Świat? Stamtąd niedaleko do Pałacu Kultury, nie wiem, czy już go widziałaś.

Julia: Ależ masz ostry żarcik, jak na swój wiek! A co do propozycji - zgadzam się. Znam takie jedno fajne miejsce, gdzie sprzedają drinki na wynos w plastikowych kubkach. Myślę, że to poziom, na jaki dziś chciałabym wycelować.

Wiktor: No dobra, a następnym razem proponuję wspólne bieganie, albo rower. Mam dwa, jak coś. ;)

Nie odpisała mi od razu, ale założyłem, że pewnie była po prostu zajęta. Sądząc po godzinie, pewnie wciąż siedziała przy swoim biurku w biurze, podczas gdy ja pracowałem zdalnie z mieszkania.

No właśnie, nowe mieszkanie.

Omiotłem wzrokiem przestrzenny salon otwarty na kuchnię i z trudem zdusiłem westchnienie, które chciało wymknąć się spomiędzy moich warg. Wciąż byłem na etapie, gdzie próbowałem żyć normalnie, jakby wcale nic się nie stało i wciąż przychodziło mi to z trudem. W powietrzu nadal unosił się charakterystyczny zapach, który przypominał trochę sklep meblowy, a łóżko nadal nie wydawało mi się dostatecznie moje, cokolwiek mogło to znaczyć. Znów był piątek, czyli kolejny weekend, jednak tym razem wolny.

No, tak przynajmniej myślałem do czasu, aż nie zadzwonił mój telefon. Początkowa ekscytacja wygasła dość szybko, gdy dotarło do mnie, że dzwoniła do mnie nie Julia, tylko Weronika.

— Hej, coś nie tak z Patrykiem? — spytałem ostrożnie.

To był jej tydzień, więc automatycznie wolałem się upewnić.

— Tak, wszystko z nim w porządku — odparła szybko, ale coś w jej głosie od razu mnie zaalarmowało. — Czy moglibyśmy zamienić się weekendami?

— Słucham?

Jej oddech był nieregularny. Poza tym gdy mówiła, dało się dosłyszeć drżenie, którego nigdy bym nie wyłapał, gdybyśmy nie znali się tak dobrze.

— Patryk zostałby z tobą do niedzieli, a za to w przyszłym tygodniu byłby ze mną. Czy to w porządku? — Brzmiała desperacko. — Proszę, Wiktor.

— Jasne, nie ma problemu. Przyjedzie pociągiem?

— Nie, są z klasą na wycieczce do Warszawy. Już pytałam, czy może po prostu przyjechać do ciebie i nie ma problemu.

— Dobra, okej — ciągnąłem, wciąż nieco zszokowany. — Ale skąd ta zmiana? Coś się dzieje?

W końcu w tym wysokim murze, którym zwykle się otaczała, pojawiło się pęknięcie. Pojedynczy szloch, szybki i stłumiony, wyrwał jej się zapewne wbrew woli. Kiedy skupiałem się na dźwiękach płynących z głośnika, mogłem wyłapać, jak płytki miała oddech. Coś ewidentnie było na rzeczy.

— Muszę iść do szpitala. Coś... coś jest nie tak. Będę musiała tam zostać na noc.

Zamurowało mnie.

Cholera, to było poważniejsze, niż myślałem. I nagle wyparowała ze mnie cała ta złość razem z każdym głupim tekstem, który czaił się gdzieś wgłębi mnie. Została tylko troska o kobietę, z którą spędziłem ponad dwie dekady swojego życia. Chciałem myśleć, że w najgorszym przypadku była i pozostała chociaż przyjaciółką.

Ideał (ASYSTENT TOM 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz