Rozdział 33

145 20 10
                                    

Loki 

Przez ostatnie dni nie mieliśmy nawet chwili spokoju. I nie chodziło tu jedynie o Chrisa, który wciąż u nas pomieszkiwał. Viv w końcu zdecydowała się powiedzieć o swoich podejrzeniach Avengers. A Tony dostał dziwnego napadu paranoi, gdy tylko dowiedział się, jakie intrygi mogą rodzić się w naszym królestwie. Oczywiście od razu sprawdził, czy nie jesteśmy śledzeni, prześwietlił również postać Christophera Dolkinsa, bo takimi danymi posługiwał się brat Viv. Oczywiście, miliarderowi nie udało się znaleźć niczego niepokojącego i jak w przypadku Chrisa jeszcze byłem skłonny w to uwierzyć, tak jednocześnie wiedziałem, że demony raczej nie dają nabierać się na miejskie monitoringi. Wciąż musieliśmy być z Viv ostrożni i raczej nie pokazywaliśmy się z Chrisem publicznie. 

Dlatego też, gdy blondyn wyzdrowiał na tyle, by móc wrócić do pracy, zabrałem Viv do kawiarni. Już dawno nigdzie nie wychodziliśmy, co mogło wzbudzić podejrzenia potencjalnego obserwatora. I fakt, że próbowałem jakoś pomóc Viv odreagować tę całą aferę nie miał tu za dużego znaczenia. 

Wybraliśmy fotele w samym kącie kawiarni, ustawiając je tak, by mieć jak najlepszy widok na inne stoliki i drzwi wejściowe. Choć dobrze oświetlone, otwarte pomieszczenie raczej nie wyglądało na typowe miejsce dla szpiegów i innych magicznych kreatur, to wolałem sprawdzić resztę sal, w tym także łazienki. Na szczęście, nie znajdując żadnych anomalii, wróciłem do stolika. 

Jak wielkim zaskoczeniem było zobaczyć siedzącą na moim fotelu ciemnowłosą Azjatkę, która zdawała się w najlepsze rozmawiać z Viv. 

- Wszystko w porządku?- zapytałem, stając przed dziewczynami. 

- Och, kochanie, poznaj proszę Lucy, moją koleżankę z Hydry - wyjaśniła od razu Viv, wstając z fotela.- Lucy, to mój mąż, Loki - dodała wskazując na mnie dłonią, więc wyciągnąłem przed siebie rękę, by przywitać się jak należy.

- Twój mąż?- moje kolejne zdziwienie wywołał fakt, że głos Azjatki nie był ani trochę zaskoczony, a raczej niezadowolony. 

- Tak - potwierdziła bogini, na co czarnowłosa ze zrezygnowaną miną wyjęła z kieszeni... mój portfel?

Odruchowo sięgnąłem do płaszcza, choć wiedziałem, że nie znajdę tam przedmiotu, który właśnie przesuwała w moim kierunku Lucy.

- Chyba coś mnie ominęło - zaśmiałem się, szczerze zaskoczony.

- Lucy!- Viv, choć równie rozbawiona, próbowała skarcić znajomą.

- No co? Dobrze wiesz, że to lubię, a garnitur, taki płaszcz i Rolex na łapie zawsze zwiastują gruby portfel - niewzruszona kobieta machnęła lekceważąco dłonią.- Ale wyluzuj, gdybym wiedziała, że to twój facet, wybrałabym inny cel - dodała, unosząc ręce w obronnym geście. 

Dosuwając sobie krzesło ze stolika obok, usiadłem bliżej Viv, przyglądając się nowej towarzyszce. W zasadzie, Viv nie musiała mówić, że znają się z Hydry, bo sam wygląd Azjatki w pewnym sensie na to wskazywał. Miała krótkie włosy z grzywką zakrywającą bliznę ciągnącą się przez całą lewą brew, ostre rysy twarzy, a przez czarną, skórzaną kurtkę przebijała się rękojeść...hmm, na początku wydawało mi się, że jakiegoś pomniejszego sztyletu, ale jego grubość nie przypominała żadnej broni, którą bym znał. Miałem jednak przeczucie, że nie jest to zwykły przedmiot. Z resztą, osobowość Lucy też na to wskazywała. Była wyrazista, pomimo ubranej czerni. Coś w niej, jakieś minimalne gesty, mowa ciała, mimika sprawiały, że po prostu było ją widać. Siedziała wygodnie rozłożona na wysokim fotelu, jedną nogę przerzucając przez niski podłokietnik. W dłoni obracała pozłacaną zapalniczkę, postukując palcami ozdobionymi licznymi pierścionkami w jej metalową osłonę. Na pewno ktoś siedzący z boku mógłby uznać ją za czarny charakter lub przynajmniej buntownika przekonanego o własnej wartości do szpiku kości. 

Bóg w dolinie gniewu || ZakończoneWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu