Tradycja Pierwsza - Powitanie chlebem i whisky

3.6K 188 121
                                    


Podłogi w Departamencie Aurorów słynęły z trzech rzeczy. Po pierwsze były zielone, jak pikle z ropuchy. 

Dwa - były wiecznie brudne, bo magiczny personel techniczny nie nadążał z ich sprzątaniem, gdy aurorzy terenowi bez zażenowania masakrowali je po kilka razy dziennie błotem lub śluzem wnoszonym na swoich butach. 

I trzy - były niesamowicie wytrzymałe, bo w innym przypadku Harry Potter już dawno przeleciałby przez posadzkę na wylot - akurat wprost do Departamentu Gospodarowania Odpadami Magicznymi, co w sumie trochę by pasowało. 

Jednak jak wspomniano - cechą nadrzędną tej podłogi była jej wytrzymałość, tak więc sławny auror Potter mógł dalej krążyć po niej bez celu niczym naćpany niuchacz.

- Po raz dziesiąty cię proszę... Powiedz mi, że żartujesz! - Harry brzmiał desperacko i piskliwie prawie jak jedna z jego fanek, na które wciąż natykali się w pubach.

- Dobra Potter, żartowałem. To wcale nie jest to o czym opowiadałem ci od ostatnich trzech godzin - Draco przewrócił oczami, ciesząc się, że jego dawny, szkolny rywal choć na chwile zaprzestał bezcelowego wydeptywania ścieżki w samym środku jego drogiej wykładziny.

- Serio? - w oczach mężczyzny błysnęła nadzieja.

- Nie! - warknął na niego blondyn. - Nic co zrobisz, ani powiesz tego nie zmieni, rozumiesz? Sprawdziłem to wszystko pięć razy i mam absolutną pewność, co do źródła wypływu mrocznej magii ze starego zamku rodziny Lestrange!

- Kurwa...! - Harry opadł na skórzaną kanapę stojącą w gabinecie Malfoya i ukrył twarz w dłoniach.

- Zwięzłe podsumowanie tego, że mamy dosłownie przejebane - Draco z niechęcią spojrzał na swoją pustą filiżankę po kawie. W ostatnich dniach był tak przepracowany, że nawet nie miał siły by pójść po kolejną.

Ta sprawa spędzała sen z powiek całego departamentu, a tak naprawdę - prawie połowy ministerstwa. Nagłe pojawienie się czarnej magii na terenach zamieszkałych przez mugoli w okolicy wioski Tenber, było naprawdę niespodziewane. Wkrótce jednak odkryto, że to właśnie w tamtejszym lesie znajduje się jeden ze starych zamków należących kiedyś do rodziny Lestrange. Budynek był oczywiście niewidoczny dla mugoli, ale czarodzieje bez problemów mogli do niego trafić. Wejście do środka było jednak możliwe tylko i wyłącznie dla prawowitego właściciela tej nieruchomości. Na całe szczęście, był nim nie kto inny, tylko sam Draco - ustanowiony na prawach siostrzeńca Rudolfa, poprzez małżeństwo bezdzietnej ciotki Bellatrix z tą rodziną.

Problem jednak był dużo głębszy. Jak na razie Draco nie dał rady zdemontować osłon, by móc wpuścić do zamku pozostałych aurorów. Sam też nie był w stanie przełamać zabezpieczeń rzuconych na jeden z pokoi, z którego to pochodził wyciek tej mrocznej magii, która dosłownie niszczyła wszystko na swojej drodze. I choć wciąż nie udało mu się dostać do najważniejszej komnaty, już doskonale wiedział, który ciemny artefakt spowodował tę katastrofę. Wszystkie jego badania to potwierdziły. Pomogło też to, że pamiętał jeszcze z dzieciństw, jak Rudolf przechwalał się tym, że wszedł w posiadanie tego wyjątkowego artefaktu. 

- Ale poważnie? - Potter wciąż nie dowierzał. - To naprawdę jest ta cała puszka pandy?

- Nie Potter, idioto! Nie puszka pandy, tylko Puszka Pandory!

- Tak, tak, przepraszam - Harry westchnął z rozpaczą. - Gdyby to była puszka należąca do jakiejś pandy, wtedy zapewne nie mielibyśmy, aż tak przechlapane.

- Wiesz, że nie mówimy tu o prawdziwej, mitologicznej Puszce Pandory, prawda?

- Serio? Czyli to nie jest jakiś popieprzony artefakt, który zawiera w sobie wszystkie nieszczęścia istniejące na świecie? - Harry chyba nieco podniósł się na duchu.

Dramione - Tradycje [Zakończone]Where stories live. Discover now