XXI. Jestem

28 6 5
                                    

Yuuri czuł się przerażony i zrozpaczony. Utracił kogoś bardzo ważnego. Osobę, która pokazała mu wiele dobrego w tym złym świecie. Osobę, w której ujrzał coś więcej, coś co sprawiło, że pod czas przebywania z Feriami, widział uroczego chłopaka, który nie musiał bez przerwy ryzykować swojego życia dla innych. Osobę, która zdawała mu się dobra i niezwykła, przy której chciałby spędzić wiele czasu.

Niewinne łzy spadały w dół i upadając na ziemię, znikały w szarym popiele, łącząc się z nim w jedno. Chociaż były to tylko małe, nic nie znaczące krople, to jednak ich widok bolał Jurijego i Otabeka, którzy zasmuceni podeszli do czarnowłosego. Blondynowi zrobiło mu się żal, tym baradziej słysząc jego żałosny płacz, więc kucnął tuż przy nim i położył mu dłoń na ramieniu. Tylko gdy Yuuri poczuł na swojej skórze dotyk, od razu się odwrócił i nie myśląc o tym, czy Jurij się zgadza czy nie, mocno rzucił się w ramiona chłopaka. Blondyn jednak zgarnął go w uścisk i odsunął delikatnie się z nim trochę dalej od tego miejsca.

- Nie ma go już. Nie ma. - Łkał cicho w białą koszulę blondyna. Przy tym zamknął oczy i wyobraził sobie jego Naokiego. Odrobię go to uspokoiło, lecz dalej nie mógł pogodzić się z tym, że już nigdy więcej go nie ujrzy. Przez ten czas mocno przywiązał się do chłopaka i choć minęło tylko kilka dni, to jednak... Stał mu się na prawdę bliski. Szczerze chciał poznać go bardziej i bardziej chociaż był świadomy, że będzie musiał opuścić to miejsce, lecz teraz... To nie miało żadnego znaczenia. Bo już nie istniał, a w sercu Yuuriego pojawiła się tylko ogromna dziura.

- Dlaczego to wszystko się stało? - Jęczał z żalem nie odsuwając się od chłopaka. - Dlaczego on go wtedy trafił? Gdyby zdążył uciec, to by dalej tu był? - Wypytywał jak w transie.

- Nie wiadomo. - Odpowiedział cicho Jurij, kładąc mu dłoń na placach i zaczynając delikatnie go gładzić. Na to wszystko Otabek przyglądał się tylko zmartwionym wzrokiem z boku, nie chcąc im w tym przeszkadzać.

W tym samym czasie coś dziwnego zaczęło się dziać za plecami Yuuriego. Popiół który do tej pory leżał pusty i szary, teraz zaczął szronieć i połyskiwać lekkim blaskiem. Pierwszy zobaczył to Jurij, który w szoku nie zawiadomił reszty, tylko przyglądał się temu nadzwyczajnemu zjawisku.

Z sekundę na sekundę, szron stawał się coraz większy i zmieniał się w bryłę lodu. Rosła ona z każdą chwilą coraz to więcej w górę, dopóki nie osiągnęła ponad metra. Wtdy to podzieliła się i rozleciała na wszystkie strony, zmieniając się przy tym w śnieg, który w tej jednej chwili zaczął spadać dookoła. Najpierw gęsty spadający puch zasłonił konkretny widok, lecz później zielonym oczom ukazał się coś w co nie mógł uwierzyć.

- Victor... - Szepnął z niedowierzaniem Jurij, gdy dostrzegł pośród bieli znajomą twarz.

- Vi-Victor? - Powtórzył po nim niezrozumiale Yuuri, który został zaalarmowany tym słowem. Nie otrzymując jednak żadnej odpowiedzi, lekko odsunął się od blondyna i spojrzał na jego twarz, lecz widząc wpatrującego się w coś za nimi z szokiem, odwrócił się i ujrzał tą jedną postać. Wtedy to już nie tylko Jurij spoglądał na bladą twarz, która była częściowo znana u wszystkich i powodowała tak wielkie emocje.

-Przecież to nie możliwe - Pomyślał wpatrując się tempo w chłopaka przed sobą. Widział długie, srebrne włosy opadające na ramiona i kilka zagubionych kosmyków z grzywki, które przysłaniały błekitne oczy utkwione w niego z troską. Po woli Yuuri wstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę chłopaka. Gdy był już na przeciwko niego, kucnął, podniósł dłoń i delikatnie położył ją na policzku srebrnowłosego. Pod palcami wyczuł że nie ma już nierówności, ani lekkich bruzd które wcześniej widniały na jego twarzy. Teraz skóra zdawała mu się być tak jednolita, gładka i delikatna, że trudno byłoby mu odrywać rękę.

|| Drewniany Chłopiec || Victuuri ||Where stories live. Discover now