5

185 31 1
                                    

– Wróciłam! – krzyczy głos po drugiej stronie.

Głośno wypuszczam powietrze nosem, dając w ten sposób upust swojej frustracji. Nie zdążyłam znaleźć przeklętego urządzenia, więc jestem zmuszona wziąć udział w jakimś absurdalnym balu.

Dwudziestopierwszowieczna Luiza uczestnicząca w zabawie w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, która stylizowana jest na osiemnasty wiek. Wybucham niekontrolowanym śmiechem, bo to chyba jedyne, co mi pozostało w tej niedorzecznej sytuacji.

Opanowuję się i niechętnie otwieram drzwi, a to, co widzę wprowadza mnie w osłupienie.

– Och! Wyglądasz inaczej! – zwracam się do kobiety.

Ze skromnym uśmiechem wygładza rozłożystą suknię. Podoba mi się bardziej niż moja, ponieważ nie jest tak różowista, a jasnoniebieska. Tyle że ja pewnie nie wyglądałabym aż tak pięknie jak ona, ponieważ w jej przypadku ten kolor idealnie komponuje się z jasnymi włosami i błękitnymi oczami.

– Możemy iść, goście powoli się schodzą – informuje, ponownie tego wieczoru wyciągając rękę w moją stronę.

Podaję jej dłoń, ponieważ nie pozostało mi nic innego, jak pozwolenie na to, by była dziś moim przewodnikiem.

Podążam za nią wolnym krokiem, rozglądając się przy okazji po korytarzu, który prezentuje się podobnie jak pokój. Docieramy do windy, która nie wygląda jak te, z których zwykle korzystam. Właściwie to boję się do niej wsiąść, ale nie mam innego wyjścia. Wewnątrz zamykam oczy i w duchu błagam o to, żeby przeżyć.

Zaraz jednak pojawia się druga myśl. Taka, że przecież nie mam już nic do stracenia. Może i tak już nie żyję? Jestem w nieznanym sobie miejscu, z nieznanych sobie powodów. Jeśli nigdy nie wrócę do domu, to nie zależy mi na przetrwaniu tutaj...

– Właściciele zaplanowali na wigilię wielką ucztę dla wszystkich, którzy będą przebywali akurat w hotelu – odzywa się kobieta.

Na podstawie tej wiadomości mogę domyślać się, a w zasadzie mieć niemal stuprocentową pewność, że Boże Narodzenie jest dopiero przed nami.

– To miłe z ich strony – odpieram.

– Bardzo! Ale oni tacy są. Mają serce na dłoni. Cieszę się, że dziś wreszcie ich poznasz.

Uff, jaka ulga! Dla odmiany spotkam kogoś, kogo nie znam i zadawanie mu pytań nie będzie dziwne. Mojej przewodniczce zadałabym ich z milion, ale nie chcę popełnić gafy.

Muszę jednak znaleźć sposób, by dowiedzieć się choć tyle, kim ona jest i jak ma na imię. Może w tej dziwnej rzeczywistości łączą nas więzy krwi? Jest moją ciotką, opiekunką, przyjaciółką? Czy dobrą wróżką? Aniołem?

Jeśli tym ostatnim, to mam nadzieję nie spotkać diabła.

– Też się cieszę, że ich poznam – reaguję na jej słowa, lecz nie słychać bym kipiała entuzjazmem.

Zostaję wprowadzona do wielkiej sali, której piękno mnie onieśmiela. Z rozchylonymi ustami oglądam się w tę i we w tę. Otacza mnie ogromna przestrzeń, rozświetlona kryształowymi żyrandolami wiszącymi nad moją głową. Złote elementy tu i ówdzie dodają elegancji. Pod moimi stopami ciągnie się lśniąca posadzka w romby.

Kto kiedykolwiek był na przyjęciu w takim miejscu?

Na pewno nie moi rodzice. Ani przed moimi narodzinami, ani po nich. Ja zresztą również nigdy nie miałam okazji bawić się na balu z prawdziwego zdarzenia. Osiemnastkę obchodziłam w zwyczajnej restauracji, studniówka też nie wyróżniała się niczym szczególnym. Nawet najpiękniejsze wesela, w których uczestniczyłam, nie równają się z tą salą.

Zima w jego objęciach ZOSTANIE WYDANAWhere stories live. Discover now