Dzień dwudziesty trzeci

240 56 5
                                    

19 grudnia 2016. Ta data nie dawała mi spokoju. Czułam, że ten dzień wiąże się z jakimś wydarzeniem, ale nie potrafiłam go sobie przypomnieć. Przez długie godziny chodziłam jak struta, próbując odszukać tę datę w zakamarkach pamięci.

I wtedy, zapinając płaszcz, przypomniałam sobie. Okolice godziny 20., jarmark bożonarodzeniowy, Berlin. Tego wieczoru byłam u babci Zosi, wręczyć jej urodzinową bombonierkę. Ona zaparzyła dla mnie herbatę, więc zostałam na dłużej. Telewizor był włączony, babcia jak zwykle oglądała kanał informacyjny. Nie spodziewałyśmy się jednak, że zobaczymy na nim polską ciężarówkę, która wjechała w tłum ludzi... Pamiętam to... Terrorysta zabił Polaka i ukradł jego pojazd.

Gdy uświadomiłam sobie, że to dziś, spanikowałam. Co powinnam zrobić? Może znaleźć tego Polaka i ostrzec go? Tylko jak? Zostało już tak mało czasu...

Antoni czekał na mnie przed wejściem. Wybiegłam na zewnątrz i ze łzami w oczach powiedziałam:

– Nie możemy tam iść.

– Słucham? Jeśli chcesz zostać to... dobrze. Pójdę sam.

– Nie, nie o to chodzi! – krzyknęłam, kładąc dłonie na jego ramionach. – Ty też nie możesz tam pójść!

– Muszę, Lou. Co się stało? – zapytał, a kiedy nie odpowiedziałam, tylko wpatrywałam się w niego załzawionymi oczyma, powiedział, że naprawdę musi iść i zaczął odchodzić.

– Błagam! Nie idź tam! – krzyknęłam i podbiegłam do niego, próbując go zatrzymać.

– Muszę – szepnął.

Stanęłam na palcach i pocałowałam go. Motylki szalały w moim brzuchu, gdy odpowiedział na pocałunek. Myślałam, że uda mi się go tym zatrzymać, ale on powiedział „Do jutra" i odszedł... 

Zima w jego objęciach ZOSTANIE WYDANAWhere stories live. Discover now