2. running after you

1.3K 138 201
                                    

Song: stray kids - winter falls

HYUNJIN POV.

Końcówka listopada zawsze wiązała się z początkiem targów świątecznych w Seulu, było to rzeczywiście dość duże i spektakularne wydarzenie, ale nigdy mnie to nie interesowało. Za to miłość mojego życia uwielbiała całą otoczkę wokół tego eventu. Przez wiele, wiele lat przychodziłem tu z Felixem by zobaczyć jego rozmarzoną buzię wygiętą w uśmiechu. Mężczyzna kochał święta, a ja kochałem jego, więc co uszczęśliwiało jego słodką duszyczkę uszczęśliwiało i mnie.

To miały być drugie święta, które spędzałem bez niego. Już prawie półtora roku minęło odkąd kategorycznie zakończył naszą historię. Pierwsze święta po zerwaniu były torturą nie byłem w stanie wyjść z domu, więc przesiedziałem w domu całe trzy dni nie odwiedzajac nawet najbliższych. Tym razem było trochę lepiej, rany powolutku się goiły, a cierpienie nie wylewało się z nich ciurkiem jak do tej pory.

Tego dnia było dosyć mroźno, prawdopodobnie pierwszy tak zimny dzień kończący chłodną jesień. Ubrany w czarny golf, tego samego koloru spodnie, płaszcz oraz buty udałem się do parku Yeouido. To było stresujące, bałem się tam pójść bez Lee, martwiłem się, że to obudzi we mnie jakieś trudne emocje, z których ciężko będzie mi się otrząsnąć. Z daleka widziałem poświatę migoczących światełek i innych błyszczących ozdób. Przeszedłem przez bramę z ogromnym napisem "Christmas Wonderland", kierując się po kolei do stanowisk do których udałbym się z Felixem. Znałem go doskonale. Czułem nostalgię, ale to było całkiem przyjemne przyjść tu i powspominać miłe chwile.

Przeszedłem wszystko począwszy od stoiska że słodkościami, po ozdoby, kończąc na akcesoriach do ubioru. Uśmiechnąłem się lekko odwracając się za siebie, gdzie miałem idelany wgląd na całą alejkę. Otwarcie zawsze zakończone było pokazem fajerwerek, na które młodszy zawsze czekał najmocniej. Przystanąłem na placu z którego najlepiej było widać rozbyskające światłą. Chwilę przed wypuszczeniem sztucznych ogniów, zaczął delikatnie pruszyć śnieg, pierwszy w tym roku. Rozglądałem się podziwiając duże wielokształtne płatki spadające na ziemię i zebranych. Widok był piękny i odprężający, był dopóki nie dostrzegłem najpiękniejszego uśmiechu na świecie. Wszędzie poznałbym te urocze piegi niemal ukryte tym razem za podkładem. Ciężko było mi przyswoić myśl, że po takim czasie widzę byłego narzeczonego. Czułem się niemal jak w k-dramie. Pierwszy śnieg, spotkanie pierwszej miłości, albo żyłem w symulacji albo niebiosa chciały mi dać jakiś znak.

Młodszy stał się blondynem, w tym odcieniu prezentowal się równie pięknie co w ciemnych włosach. Zawsze mi się podobał niezależnie od koloru czy długości jego włosów. Tak bardzo pragnąłem podejść do niego, usłyszeć jego głos, przytulić, a mogłem jedynie stać i obserwować go z odległości. Zaskoczył mnie fakt, że był sam, zawsze twierdził, że to miejsce ma urok, kiedy jest się osobą, którą się kocha. Odpowiedź na pytanie znalazła się szybciej niż się spodziewałem, niski, umięśniony chłopak zjawił się przy jasnowłosym otaczając go ramieniem. Poczułem się co najmniej jakbym dostał w twarz.

Nieznajomy podał mu papierowy kubek z parującym napojem, uśmiechając się do niego ciepło. Niebo rozbłysnęło się pięknymi fajerwerkami, ale to już nie miało dla mnie znaczenia. Nieważne jak piękne to było w połączeniu z sypiącym śniegiem. Jedyne co mogłem robić to wpatrywać się w szczęśliwego Lee, tyle, że to nie ja byłem źródłem tego stanu.

I chyba wywołałem go spojrzeniem, gdyż odwrócił się idealnie w moją stronę, a nasze oczy niemal się spotkały. Zdążyłem się jednak odwrócić tyłem. Przeciskałem się między ludźmi, chcąc jak najszybciej wyjść z tego miejsca. Bałem się, że jeszcze chwila i dostanę jakiegoś ataku paniki, który zabrałby mi potrzebny z płuc tlen.

To bolało, otworzyło stare rany. Pożałowałem, że odważyłem się tu przyjść. Przecież ja nawet tego nie lubiłem, tylko zadałem sobie niepotrzebne ciosy. Biegłem, uciekając przed tym okropnym widokiem, powinienem się cieszyć, że ma kogoś, kto o niego dba i zasługuje na niego, ale nie potrafiłem, kiedy moje serce wciąż kochało go tak bardzo...

(3 os.)

Kiedy Felix wyczuł na sobie spojrzenie, od razu zerknął w stronę skąd pochodził natarczywy wzrok. Pierwszy raz czuł tak intensywne spojrzenie. Natknął się tylko na pospiesznie odwracającą się osobę. To nie mogła być prawda. Ta sylwetka wyglądała tak znajomo.

- Zaraz wrócę, muszę coś sprawdzić. - rzucił do swojego chłopaka.

Już nawet migoczące sztuczne ognie nie miały znaczenia. Musiał jak najszybciej go dogonić. Po prostu nogi same go prowadziły. Pepychał się między ludźmi, tak jak chwilę wcześniej robił to obserwator. Miał go cały czas na widoku, jednak przez jedno dziecko, które na niego wpadło, zgubił go. Wszczepił dłonie w swoje rozjaśniane włosy ciągnąc za nie przez frustrację.

Być może podświadomie tęsknił za Hyunjinem lub wspomnienia spowodowały, że mózg płatał mu figle. Był wręcz pewny, że to Hwang. Sam nie wiedział dlaczego ruszył za nim. Co by zrobił gdyby go dogonił. Czuł wewnętrzną potrzebę zobaczenia go, zapytania czy wszystko u niego dobrze. Nie potrafił tego wyjaśnić.

Wrócił do swojego partnera, który przyglądał się mu badawczo. Nim zdążył zapytać, młodszy już odpowiedział.

- Myślałem, że zobaczyłem przyjaciela, ale to jednak nie on. - wytłumaczył ucinając temat.

Tego wieczoru jednak jego głowę zaprzątał głowę tylko wysoki brunet z pełnymi wargami.


Wesołych Mikołajek! Jutro jestem 11 godzin w pracy, więc nie wiem czy wyrobię się z rozdziałem, więc na wszelki wypadek macie dzisiaj!

Powoli poznajemy ich historię!

KOCHAM WAS!
•Klaudia•
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

𝐖𝐢𝐧𝐭𝐞𝐫 𝐟𝐚𝐥𝐥𝐬 | hyunlix Where stories live. Discover now