4. Cisza

184 7 0
                                    

Myśli są niekiedy okropne. Wytwarzamy miliony scenariuszy, czy różnych, być może głupich pomysłów. Myśli czasem niszczą nas samych. Przez nasze wymyślanie różnych rzeczy zabieramy jednocześnie każdą cegiełkę naszego ciała, z których jesteśmy zbudowani. Ale mogą być to też myśli dobre. Możemy myśleć, że w końcu się coś ułoży, możemy myśleć tylko o rzeczach, które nas uszczęśliwiają.

Choć mało osób wie, że tak na prawdę to nadzieja. Mamy nadzieję myśląc, że w końcu coś się stanie fajnego. Mamy nadzieję, że nic się złego nie stanie. Podobno nadzieja matką głupich to jest prawda. I tak, to prawda. Mamy nadzieję, a i tak wiemy, że to nie wypali.

Siedząc na bujanej huśtawce obok sali w której nadal odbywał się bankiet myślałam o jak najszybszym powrocie do domu. Gdy usłyszałam otwieranie drzwi odruchowo odwróciłam głowę. Will spojrzał na mnie i na bujanej rzeczy. Uśmiechnął się cynicznie i podszedł do mnie wkładając dłonie do garniturowych spodni.

- Mama cię szuka. - powiedział szeptem nie chcąc niszczyć mojej ciszy. Wiedział, że właśnie jej mi potrzeba. Bo cisza to moja przyjaciółka.

Gdy zawsze byłam kilka dni przed atakiem, czułam jak sama gubię się ze swoimi myślami jak i samym istnieniem. Wtedy pomaga mi czyste powietrze i żaden głos. Tylko ja. Pozwala mi to trochę wrócić na właściwe tory.

- Chcę jeszcze trochę posiedzieć. - poklepałam miejsce obok siebie. Brunet od razu usiadł obok mnie.

- Brakowało mi siedzenia. - jęknął głośno opierając się o oparcie. Przewróciłam na niego oczami i chcąc nie chcąc delikatnie podniosłam kącik ust.

- Za dużo tańca? - chłopak tylko prychnął i złapał się za głowę.

- I za mało alkoholu. Tata coś mi tam potajemnie dawał, ale nie za dużo. - zaczęłam bawić się sukienką.

- Idź do baru i powiedz, że jesteś synem państwa Miller. Dadzą Ci. - doradziłam mu ciężko wzdychając.

- Co się dzieje, Rose? Podobno jeszcze pół godziny temu śmiałaś się z Nicolasa. - spojrzał na mój profil, kiedy ja wpatrywałam się w mrok. Zastanawiałam się co mu odpowiedzieć, choć w sumie nie wiedziałam.

- Wiesz sam, że za niedługo będę się męczyć z atakiem. I znowu załamanie psychiczne będzie, bo znowu nie będzie chciało mi się żyć przez tą chorobę.

- Da się to wyleczyć. Sama to chcesz i to robisz. W te dni, w które czujesz się jak gówno chodzisz do psychologa, by chociaż pogadać z kimś mądrym. - złapał za moją zziębniętą dłoń. W końcu było około trzy stopnie, a ja wyszłam w samej sukience.

- Ale ja się boję, że znowu nie wytrzymam psychicznie. Że znowu jak kiedyś prawie się zabiłam. Nie chcę tego przeżywać ponownie. Niszczy mnie to, choć bardzo tego nie chce. - w moich oczach zabłysnęły łzy. Widziałam minę Willa, który próbuje wymyślić coś sensownego. - Chcę po prostu już jechać do domu.

On tylko szybko kiwnął głową i wstał ciągnąc mnie za rękę. Bez słowa weszliśmy do hucznego przyjęcia i skierowaliśmy się do stolika rodziców.

- No w końcu jesteś! - moja mama spojrzała na mnie zmartwiona. - Chcesz już jechać do domu? Wyglądasz jak tysiąc nieszczęść. - można powiedzieć, że moja mama po alkoholu jest dość.. szczera. Mówi to, co się jej nasunie na język.

- Właśnie to chciałam Ci powiedzieć. - mama żwawo pokiwała głową.

- Dobrze, to już zamawiam Ci taksówkę i.. - wyciągała już telefon.

- Grace, nie trzeba. Ja i tak już chciałem jechać do domu to mogę ją odwieźć. - Nicholas wtrącił się do rozmowy. Podniosłam na jego słowa brwi.

ExecutionWhere stories live. Discover now