Rozdział 75

172 28 4
                                    

Kaysa pojawiła się w Hogwarcie w idealnym momencie. Planowała wizytę w zamku od razu po świętach, ale z Azkabanu uciekli Śmierciożercy. Dlatego też w ostatnich dniach zajmowała się głównie tropieniem tych wszystkich uciekinierów. Oczywiście w towarzystwie Alastora. Pomimo, że zadanie było trudne i bardzo ważne, oni nieźle się przy nim bawili.

Jednak nadszedł ten dzień, gdy kobieta musiała odwiedzić Albusa Dumbledore'a. Chciała popytać o szczegóły nauki młodego Malfoya oklumencji.

Spacer z Hogsemade zakończył się na szkolnym dziedzińcu, gdzie powoli zbierał się duży tłum. Na samym środku stała Trelawney ze swoimi bagażami, zaś trzy metry przed nią Umbridge. Kobieta ubrana w jaskrawy róż uśmiechała się wrednie, zaś nauczycielka wróżbiarstwa wyglądała jakby miała się rozpłakać.

Kaysa nigdy nie pałała do niej sympatią, ale była ona niezastąpionym elementem szkoły.

-Nie możesz mnie wyrzucić! Jestem tu od osiemnastu lat! Hogwart to mój dom!- załkała Sybilla. Dosłownie sekundę później znalazła się przy niej McGonagall, która podała jej chusteczkę.

-To był twój dom. Ale już nie jest, bo godzinę temu minister magii złożył podpis na twoim wypowiedzeniu. A teraz z łaski swojej zabieraj się z tej sali. Wprawiasz nas w zakłopotanie.- oznajmiła Dolores z nad wyraz słodkim uśmiechem.- Czy profesor McGonagall chciałaby coś powiedzieć?- zapytała przesłodzonym głosem.

-Jest wiele rzeczy, które chciałabym powiedzieć w tej chwili.- wywarczała profesorka transumtacji. Kaysa zamrugała gwałtownie powiekami. Nie wierzyła w to co usłyszała. Czy sprawy w Hogwarcie mają się aż tak fatalnie? Umbridge może zwalniać profesorów. McGonagall nie może wyrazić własnego zdania. Uczniowie nie mogą protestować.

Kaysa wystąpiła z tłumu. Rozległy się szepty, gdy z dumnie podniesioną głową ruszyła przed siebie. Zatrzymała się tuż przy McGonagall i Sybilli, po czym uśmiechnęła się szatańsko.

-Dobrze, że ja mogę, to zrobić za ciebie, Minerwo.- wtrąciła się dziewczyna.

Harry w tym momencie nie przejmował się tym, że jego ciotka właśnie pojawiła się w Hogwarcie. Był zaś przerażony tym, że planowała wdać się w nieprzyjemną dyskusję z Umbridge.

-Kaysa da jej popalić.- wyszeptał szczęśliwy Ron.

-Widzicie?- zapytała podekscytowana Hermiona, przez co przyjaciele spojrzeli na nią w zaskoczeniu.

-McGonagall się uśmiecha!- odpowiedział za nią Fred.

-Do czego to doszło, że uczniowie w Hogwarcie mają niekompetentnych nauczycieli?- zapytała Kaysa retorycznie. Uśmiech z twarzy Umbridge automatycznie zniknął.- Wyrzucając profesor Trelawney chcesz zrobić miejsce dla kolejnego urzędnika ministerstwa?

-Ministerstwo samo decyduje jakich nauczycieli powinna mieć ta szkoła. Wybieramy samych najlepszych.- odpowiedziała Umbridge.

-Z Kaysą nie można wdawać się w dyskusje.- westchnął Harry. Znał tą zasadę już od trzeciego roku. Jego ciotka zawsze wygrywała w potyczkach słownych.

Lupin zmierzyła Umbridge od góry do dołu i z powrotem, po czym spojrzała na nią z litością.

-Właśnie widzę.- sarknęła. Przez tłum potoczył się cichy chichot.- Przybyłaś tutaj, gnębisz uczniów, ustalasz jakieś niedorzeczne zasady i masz czelność jeszcze zwalniać profesorów!? Czy ty jesteś popier...

-Profesor McGonagall, zabierz Sybillę do jej gabinetu. Kayso, ciebie chcę widzieć za chwilę u siebie...- wtrącił się Dumbledore, który właśnie wyszedł z zamku prosto na dziedziniec. Jego wejściu towarzyszyły jęki zawiedzenia uczniów, którzy chcieli wysłuchać Kaysy do końca.

-Nie jestem twoim uczniem.- warknęła Lupin patrząc na starca spod brwi.

-Nie utrudniaj mi tego.- westchnął.

-Ja ci Lupin załatwię spotkanie z Korneliuszem Knotem.- warknęła Umbridge, gdy Kaysa ruszyła w stronę wejścia do zamku. Dziewczyna słysząc to, przystanęła w pół kroku. Nie odwróciła się do niej. Na jej ustach uformował się uśmiech, gdy z pełną gracją, przez ramię, pokazała różowej landrynie środkowego palca.

Harry, Ron i Hermiona wytrzeszczyli na ten gest oczy. Prawdopodobnie tak samo jak połowa szkoły.

-Już po niej.- mruknęła Hermiona.

-Co wy? Nie znacie Kaysy?- zapytał zaskoczony Fred.

-Jej zawsze wszystko uchodzi na sucho. Tak jak i tobie, Potter.- wyjaśnił George.

Dumbledore rozkazał wszystkim wrócić na lekcje, po czym ruszył w stronę swojego gabinetu ignorując krzyki Harry'ego, który chciał z nim porozmawiać. Ostatecznie chłopak został porwany przez tłum, a dyrektor mógł w spokoju dotrzeć na miejsce, gdzie czekała na niego Lupin. Dziewczyna na twarzy miała ten swój dumny uśmiech. Nie żałowała przedstawienia, które zrobiła na dziedzińcu.

-Jak chcesz zostać później dyrektorką, skoro robisz takie rzeczy?- zapytał starzec na wstępie. Kaysa wytrzeszczyła na niego oczy.

-Po pierwsze, nie chcę. Po drugie, jestem w ciąży.- odparła jak gdyby nigdy nic.

-Ten moment nastąpi. Nastąpi szybciej niż myślisz, więc bądź gotowa. Obiecałaś mi to.- powiedział już zmęczonym głosem. Sytuacja w Hogwarcie doprowadzała go do szału.- Obiecaj mi jeszcze jedno...

-Nie za dużo tych obietnic?

-Ochronisz uczniów przed tym, przed czym ja sam nie mogę.- poprosił. Kaysa zmrużyła oczy. Przez chwilę panowała cisza, podczas której Dumbledore oczekiwał odpowiedzi. Czekał cierpliwie.

-Zrobię to, ale nie dla ciebie. Zrobię to dla tych dzieciaków i aby udowodnić ci, że twój czas minął. Są lepsi od ciebie, którzy lepiej sobie poradzą z aktualną sytuacją w szkole i w Anglii.- oznajmiła sucho i wyniośle.- Powiedz mi lepiej jak mam uczyć młodego Malfoy'a oklumencji? Mam go porwać w trakcie przerwy i zamknąć w pustej klasie?- zapytała, a sarkazm w jej głosie był niemal namacalny.

-Tak, mniej więcej właśnie tak to ma wyglądać.- odparł jej dyrektor, na co Kaysa ponownie wytrzeszczyła oczy w zdziwieniu.- Ale zamiast porwania, na twoją korzyść będzie działała funkcja dyrektorki. Więc zajmiesz się tym zadaniem w odpowiednim czasie.- wyjaśnił.

-Wersja z porwaniem bardziej przypadła mi do gustu.



Animag 2Where stories live. Discover now