𝟮: szaleństwo ludzkości

5 0 0
                                    

Peter szedł naprawdę żwawym krokiem, z naciągniętym na głowę kapturem. Starał się nie rozglądać na boki, by nie patrzeć na martwe ciała mieszkańców jego okolicy. Tak właściwie nie rozumiał co się tu właśnie działo. Słońce zniknęło, ludzie popadli w panikę, zaczynały się istne zamieszki. Walczyli o jedzenie, wodę butelkowaną, a także baterie do latarek. Patrzył na tłum ludzi, gdy jeden z dzieciaków nagle podniósł latarkę, świecąc w nieprzeniknioną czerń nieba. Niby głupota, ale to co się stało później, było wręcz przerażające. Chłopiec niewiele młodszy od niego, nagle zaczął przeraźliwie rechotać, a z jego oczu popłynęły chaotyczne łzy. Zaskoczony tą reakcją tłum, natychmiast powtórzył gest chłopca. I wtedy się zaczęło - krew spływała litrami na ziemię, a ludzie z szaleńczym śmiechem zabijali wszystkich naokoło siebie. Ludzie obok niego spoglądali w niebo, a później łapali za pierwszą lepszą rzecz, tylko po to, aby wymordować wszystko co się rusza, a na samym końcu siebie. Gdyby nie jego pajęczyna, on także zostałby zabity.

Wyjął z kieszeni telefon, wybierając numer do Starka, ale ten nie odbierał. Piętnastolatek zagryzł wargę, będąc już niemalże bladym z niepokoju. Usłyszał jakiś hałas z boku, przez co od razu skoczył na ścianę budynku. Widział ciemnowłosą dziewczynę, która była szarpana przez dwójkę mężczyzn z twarzą o okropnym grymasie. Prawdopodobnie i oni świecili latarkami w niebo, przez co oszaleli, ale wydawali się minimalnie to kontrolować, a nawet wykorzystywać do swoich celów. Cała scena wyglądała dziwnie.

Nagle dziewczyna zamachnęła się, uderzając jednego z nich w twarz. Cios nie wyglądał na mocny, ale napastnik odskoczył z wrzaskiem, a na jego policzku pojawił się wypalony ślad jej pięści. Drugi odskoczył, a gdy pięść dziewczyny zaskwierczała głośno, wzięli nogi za pas i uciekli. Dopiero po chwili skojarzył ten syk z dźwiękiem wytwarzanym przez prąd. Zeskoczył z budynku, podchodząc do niej i łapiąc za ramię. Uchylił się przed ciosem, a ona spojrzała mu w oczy płomiennym wzrokiem.

– Nie jestem szalony tak jak oni, spokojnie – mruknął, a ona uspokoiła się. Już miała coś powiedzieć, ale zupełnie przypadkiem na ulicy wybuchnął ogromny pożar, który rozświetlił to miejsce dziwnym światłem. Złapała go za nadgarstek, odciągając od źródła światła, prosto w jedną, ciemną uliczkę. Przyłożyła palec do ust, wskazując na płonące miejsce. Ciemność zdawała się z całej siły napierać na ogień, który coraz bardziej dogasał. Peter patrzył na to zszokowany, a gdy ogień zgasł, poczuł się nieswojo. Co tu się do cholery działo?

Blask Gwiazd • AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz