𝟲: koniec ludzkości

5 1 0
                                    

- Czyli te złote "gwiazdy" są tak naprawdę prześwitami korony? Stąd bierze się całe ciepło? Nie, to musi być jakiś głupi żart. A nawet jeśli, to mamy jeszcze cały dzień, by to wykombinować. - Wdowa zaśmiała się łagodnie, ale jej palce nerwowo sięgnęły do pistoletu, który miała przy pasku. Mimo tego opanowała drżenie rąk, sięgając po swój telefon. Z uśmiechem odblokowała ekran, ale zamarła, upuszczając przedmiot na stolik. Szklany ekran rozbił się, zwracając na siebie uwagę zebranych. Bruce nachylił się, łapiąc urządzenie. Zmarszczył brwi, zauważając że uciekł im cały dzień. Pojął w ciągu sekundy, ale nie mógł zauważyć szybkiego ruchu Natashy, która sięgnęła po swoją broń i przyłożyła ją do głowy, natychmiast naciskając spust. Po pomieszczeniu rozległ się huk, a na białą koszulkę Rogersa polała się krew, która wytrysnęła z przebitej na wylot głowy Natashy. Cudem kula nie trafiła także jego, nie poszczęściło się jednak szybie, w której pojawił się otwór.

- Cholera jasna, co się tu stało?! Tasha?! - krzyknął Banner, obejmując natychmiast martwe ciało ukochanej. Spojrzał gniewnie na nastolatkę, ale ona podniosła jedynie ręce do góry w obronnym geście. Z małym uśmiechem kiwnęła w stronę dziury w oknie, przez którą do pomieszczenia napływała ciemność. Już po chwili Steve Rogest zamienił się w bezmyślną marionetkę, która uniosła Tony'ego Starka w górę. Nastolatka w ciągu sekundy doskoczyła do Spider-Mana, zamykając siebie i jego w ciasnej klatce z prądu, której ani ciemność, ani opętany rządzą zabijania, Steve nie mógł przebić. Zerknęła na niego szczęśliwym wzrokiem, a później zaczęła obserwować, jak Kapitan Ameryka rzuca się do szyi swojego serdecznego przyjaciela. Gdy z jego przegryzionej tętnicy zaczęła sączyć się krew, skierował się ku następnej osobie. Już po chwili wywiązała się krwawa walka, z której szalony mężczyzna wyszedł splamiony krwią, z dzikim rykiem i jelitami Clinta w swojej dłoni. Te dalej częściowo były umieszczone w pierwotnym ciele właściciela, które leżało opodal.

Rogers jakby na chwilę oprzytomniał. Popatrzył na martwe ciała swoich towarzyszy i gorzko zapłakał. Podszedł do szyby, wybijając ją i pozwalając pochłonąć się mrokowi do reszty. Peter patrzył na to, oddychając głęboko i nie wstrzymując łez. Czuł się rozdarty i porozbijany w drobny mak. Tak bardzo pragnął w tej chwili śmierci, że zastanawiał się na wskoczenie prosto w śmiercionośne kraty klatki. Właśnie widział, jak to coś zabiło całą jego rodzinę. Jego tatę, osoby, które traktował jak wujów, ciotki. Jego przyjaciół, a on po prostu stał, z jakiegoś powodu wyzwolony od tej okrutnej rzezi. Problem w tym, że nie chciał być ocalony. Wolał po tysiąckroć zniknąć z nimi, niż żyć bez nich w samotni kosmosu z tą wariatką, której imienia nawet nie znał. Z dzikim okrzykiem rzucił się na dziewczynę, która uśmiechnęła się szeroko.

- Pamiętasz może, że obok żółtych świateł były także niebieskie? Muszę ci powiedzieć coś bardzo ciekawego na ich temat. One od samego początku tego dnia pochłaniały dusze, by rozbijać je na mikrocząteczki niemożliwe do odbudowania. Ten koniec ludzkości jest ostateczny i nieodwracalny. Może kiedyś, gdy przybędą z innych planet. Jesteśmy ostatni, a to daje nam prawo do jakiejś nagrody za przeżyte cierpienie. Możesz zażyczy...

- Chcę umrzeć. Niczego więcej nie pragnę. - Wyjąkał płaczliwie.

- Szkoda, błyszczałeś najładniej spośród wszystkich gwiazd. Ale jeśli tego naprawdę pragniesz, ułatwię ci to zadanie, miły chłopcze. - Chroniąca ich klatka zniknęła. Jeszcze przez chwilę wydawało mu się, że widzi jej szelmowski uśmiech piętnastolatki, gdy jego świadomość zniknęła, a puste ciało osunęło się w nicość.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 25, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Blask Gwiazd • AvengersWhere stories live. Discover now