10.

208 26 2
                                    

O kurde, już 10, a mi się zdaje, że tak wolno to piszę...





Harry był zdziwiony, że po pierwszych minutach nieśmiałości udało mu się nawiązać całkiem ciekawą rozmowę z Louisem. Szatyn wypytywał go o to, jak się poznali i młodszy wyjaśnił mu, że Louis poderwał go w jakimś klubie, a potem porwał. Problem polegał na tym, że jakoś dziwni było mu opowiadać to ze szczegółami, o które Tomlinson zawzięcie pytał. Owszem, uprawiali seks i to przecież nie raz, ale jakoś dziwnie się o tym mówiło. Na szczęście dla Harry'ego, kiedy już przerobili ten temat od deski do deski i Louis dowiedział się, dlaczego ten go zostawił i co w ogóle wydarzyło się, odkąd porwali jego i Liama, zeszli wreszcie na neutralny temat, który brunet przyjął z ogromną ulgą.

– Byłeś kiedyś w Japonii? – zagadnął szatyn, przez co młodszy aż zaczął skakać w duchu z radości. Nareszcie coś innego.

Pokręcił głową.

– Jakoś nigdy tam nie dotarłem – odpowiedział. – Nie ciągnęło mnie do tego kraju, może przez tę inną kulturę, ale od jakiegoś czasu zmieniłem zdanie o podróżach. Wiesz, wcześniej podróżowałem, ale nie zwiedzałem, a teraz wreszcie wyłoniłem się z hotelu i to całkiem fajne. Kiedy byłem z – zawahał się, ale w końcu Louis i tak wiedział, więc dokończył – Danielem, wybraliśmy się na Majorkę i tam jest naprawdę ładnie. Jakoś nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi i trochę żałuję, bo mogłem zobaczyć sporo fajnych miejsc.

– Gdzie mieszkałeś przez ten czas? – dopytał Louis, zaciekawiony tą całą paplaniną Harry'ego. Jakby chciał go na nowo poznać, a do tego wreszcie nie było niezręcznie.

– W Londynie – odpowiedział brunet.

– w Londynie? – zapytał całkowicie zaskoczony szatyn. Co jak co, ale akurat tego miejsca się nie spodziewał. Po opowieści Harry'ego stawiał raczej, że będzie unikał tych wszystkich miejsc, które z pewnością źle mu się kojarzyły, ale może właśnie przez to w jakiś chory i pokręcony sposób czuł się w nich bezpiecznie. To było dziwne.

Brunet wzruszył ramionami.

– Tak jakoś – stwierdził, samemu nie do końca wiedząc, dlaczego tam pojechał, ale tak wyszło. To było chyba pierwsze miejsce, o którym pomyślał, zwłaszcza że wtedy niedawno stamtąd wrócił. – To całkiem fajne miasto.

– Tak, mieszkałem tam jakiś czas i nie było tak źle. I jest co zwiedzać – zaśmiał się.

– Właśnie – odpowiedział Harry i jednocześnie klasnął w dłonie. – O to chodzi. Byłem w tych wszystkich miejscach, wiesz Big Ben, Madame Tussauds, a nawet w paru okolicznych zamkach. No i Stonehenge, tam też się wybrałem.

– I jak? – zapytał Louis.

– Całkiem fajnie – powiedział brunet, rumieniąc się lekko i nagle zajmując się swoimi palcami.

– Coś nie tak? – odezwał się szatyn, lekko zdezorientowany na tę reakcję.

– Tam poznałem Daniela, ale nieważne.

– Harry, przez jakiś czas był częścią twojego życia i szczerze? Naprawdę nie dziwię się, że po tym wszystkim kopnąłeś mnie w tyłek.

Młodszy od razu uniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko.

– Daniel nie był taki zły, ale chyba brakowało mi tego dreszczyku emocji. Najbardziej mi się podobało, jak wziąłeś mnie ze sobą, kiedy się ścigałeś i wiesz, nawet próbowałem w Londynie znaleźć to miejsce, ale nie udało mi się trafić.

Partners in crime. Made in JapanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz