13.

139 18 11
                                    

Kiedy tylko samochód się zatrzymał, Harry wysiadł od razu i o mało nie zderzył się z już czekającym na niego mężczyzną. Oczywiście kojarzył go jako jednego z ludzi Gideona, ale nie spodziewał się go tutaj tak szybko, jednak jak widać, ten człowiek potrafił go jeszcze nie raz zaskoczyć. Miał wrażenie, że Gideon i jego macki sięgały dosłownie wszędzie.

– Umm... Cześć – przywitał się, na co mężczyzna tylko zmierzył go wzrokiem i cofnął lekko, żeby zrobić mu miejsce. Harry oczywiście zanurkował jeszcze na chwilę do samochodu i zwrócił się do Louisa. – Może jednak zostaniesz, nie wiem, czy w twoim stanie to dobry pomysł. Pojadę z tobą do hotelu.

– Dam sobie radę – odpowiedział szatyn, przesuwając się trochę niezdarnie na siedzeniu, żeby zbliżyć się do drzwi. Absolutnie nie miał zamiaru dać po sobie poznać, że cokolwiek go boli.

Harry pomógł mu wysiąść i jeszcze przez chwilę chciał znowu namawiać go do powrotu, wiedział jednak, że Louis potrafił być uparty i chyba nie było większego sensu, żeby to robić. Chwilę później dołączyli do nich Liam i Zayn, trzymający Caspra za koszulkę, bo chłopiec był tak podekscytowany tym wszystkim, co widział, że nawet nie docierało do niego, że mulat kazał mu uważać na chodniku. Jak tak dalej pójdzie, to był przekonany, że zgubią go tutaj szybciej, niż im się wydaje. Oczywiście Zayn nie powstrzymał się przed rzuceniem Louisowi sceptycznego spojrzenia. Kochał go jak brata, ale niektóre rzeczy mógłby już sobie odpuścić, zwłaszcza teraz, kiedy ledwie trzymał się na nogach.

– Daruj sobie, Zee – odezwał się od razu Louis i zamknął drzwi auta. Zaraz po tym Gideon odjechał, a oni stali jeszcze przez chwilę na ulicy, gapiąc się jeden na drugiego, a gdzieś wokół nich stali ich ochroniarze, starając się nie rzucać w oczy.

– Więc z moich ustaleń wynika, że Niall jest gdzieś tam – powiedział Liam, przerywając lekko niezręczną ciszę. Patrzył w telefon, po czym rozejrzał się po ulicy i wskazał jeden z wysokich budynków.

– Wujek Niall? – zainteresował się Casper. – Idziemy do niego?

– Nie teraz – odpowiedział Zayn. – Wrócę tutaj z wujkiem Liamem, a ty będziesz czekał w hotelu.

– Dlacego? – zapytał od razu.

– Bo teraz idziemy na wycieczkę, kupimy ci jakąś super czapkę, co ty na to? – wymyślił na poczekaniu Zayn, ale przy tym dzieciaku naprawdę musiał błyskawicznie kłamać.

Chłopiec zastanowił się przez chwilę.

– Pasuje – oznajmił.

– No to w drogę – odpowiedział mulat i poprowadził ich w kierunku budynku, żeby jak najlepiej rozpoznać teren. Przecież zawsze mógł się pomylić i pójść nie w tę stronę, byli w nowym mieście, kto im zabroni, a Liam i reszta chyba załapali, o co chodziło.

I właśnie tak to rozegrał. Casper był zachwycony tym wszystkim, ale właściwie oni również i kiedy wrócili do hotelu, nie spodziewali się, że spędzili tam tyle czasu. Tokio było zachwycające. Wrócili stamtąd obładowani do granic możliwości i święcie przekonani, że zostaną tutaj jeszcze na trochę, kiedy już odbiją Nialla, bo koniecznie musieli pozwiedzać, a przecież było jeszcze tyle do zobaczenia. Pierwsze co zrobili, to padli na kanapy, żeby chociaż trochę zregenerować siły i nawet Casper nie zabrał się od razu do wyciągania wszystkich rzeczy, które mu kupili, a jak to wiecznie pełne energii dziecko było wykończone, to co dopiero reszta. Zwłaszcza Louis, który od razu oznajmił im, że pójdzie się położyć. Miał zamiar zdrzemnąć się chociaż chwilę, bo wszystkie kości bolały go tak, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.

– Może w czymś ci pomóc? – zapytał jeszcze Zayn, jednak szatyn tylko pokręcił głową.

– Dam sobie radę.

Niezdarnie wstał z kanapy, po czym od razu ruszył do jednej z sypialni, żeby ułożyć się tam wygodnie i coś mu się wydawało, że zasnął praktycznie od razu. Nie chciał tego przyznawać, ale wszyscy mieli rację, że powinien sobie jednak odpuścić i wrócić do hotelu wcześniej, bo teraz czuł się, jakby miał wyzionąć ducha. Z drugiej jednak strony nie miał absolutnie zamiaru dawać im tej satysfakcji, niech sobie nie myślą. Już nie dawali mu spokoju, a co dopiero będzie, kiedy przyzna się, że ledwie żyje. Po tej wycieczce dziwił się, że jeszcze żaden z nich tego nie skomentował, ale pewnie już namawiali się tam przeciw niemu.






Niall siedział sam w pokoju, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Owszem, traktowali go tutaj bardzo dobrze, dawali mu jeść i miał pełną swobodę, no, jeśli nie liczyć, że nie mógł w ogóle opuszczać budynku ani kontaktować się z kimkolwiek. Zabrali mu wszystko, co miał przy sobie, jednak nie byli świadomi tego, że już dawno nauczył Liama jak w razie czego miałby go znaleźć. No i właśnie takie w razie czego miało miejsce. Do tego jego porywacze nie mieli pojęcia, że w jego ciele był mały nadajnik i znał już na tyle swoich przyjaciół i dwóch narzeczonych, że odczytali wiadomość wysłaną do Harry'ego i już dawno tutaj byli. Porwali go tylko po to, żeby pomógł im złamać jakiś kod – jakby nie mogli poprosić. Uporałby się z tym już dawno, ale chciał dać w razie czego czas reszcie, bo nie do końca wiedział, co mogą z nim zrobić później. Nie miał pojęcia czy go wypuszczą, czy...

No, lepiej, żeby go wypuścili...

Musiał z nimi o tym w końcu pogadać, a raczej zmusić ich do tej rozmowy, bo na razie nikt nie chciał z nim rozmawiać o tym, co będzie dalej. Mimo to nie narzekał na warunki, w jakich pracował, jeśli mógłby tak to ująć. Codziennie pod ścisłym nadzorem rozbrajał szyfr i sam nie wiedział, jakim cudem udało mu się wysłać Harry'emu wiadomość, a oni tego nie zauważyli, ale przez większość czasu udawał, że myśli. Nie przechwalając się, dla niego to był akurat dziecinnie proste, jednak póki nie uzyska odpowiedzi, miał zamiar przeciągać to wszystko w nieskończoność.

Wrócił tutaj kilka minut temu i już okropnie się nudził. Denerwowało go to ciągłe oczekiwanie, gdyby chociaż miał tutaj telewizję, ale nie, zero elektryczności, jeśli nie liczyć światła i lamp. Dobrze, że chociaż dali mu książki, kiedy o nie poprosił, bo umarłby tutaj z nudów. I miał jeszcze te takie obrazkowe, jak im tam było? Mangi? Były całkiem ciekawe. Dręczyło go tylko jak bez niego radzi sobie reszta. Miał nadzieję, że Zayn dawał Casprowi warzywa, tak jak mu zawsze kazał, chociaż mały nie był do nich do końca przekonany, ale jemu udawało się jakoś mu je wciskać, zwłaszcza kiedy robił z nich różne obrazki na talerzu. No i miał nadzieję, że reszta też dobrze się odżywia. Liczył też, że jego porwanie wyjdzie na dobre chociaż Louisowi i Harry'emu, jednak z drugiej strony wiedział, jak bardzo się nie dogadywali i nie raz kładł szatynowi do głowy, żeby zmienił swoje postępowanie, zwłaszcza kiedy Harry go zostawił, ale tak, liczył, że brunet da mu jeszcze jedną szansę, jednak wtedy Louis będzie musiał się nieźle wykazać. Oczywiście, że był na weselu z tym Danielem, ale to zupełnie nie był facet dla niego. Znał Harry'ego na tyle, żeby wiedzieć, że potrzebuje tego dreszczyku emocji, który oni mu dawali.
Oderwał się od bezmyślnego gapienia w okno, kiedy do jego pokoju wszedł jeden z tych, którzy go tutaj przywieźli.

– Kolacja – oznajmił mężczyzna, przynosząc mu tacę z jedzeniem i właściwie to był jeden z powodów, dla których był grzeczny, bo kto wie, czy czasem nie podadzą mu tutaj fugu, jeśli za bardzo ich wkurzy.

– Dziękuję – odpowiedział. – Jesteście naprawdę mili.

Mężczyzna tylko spojrzał na niego badawczo i postawił tacę na łóżku. Było wygodne i Niall naprawdę nie narzekał. Potem wyszedł z pokoju. Blondyn mógłby jadać z nimi, przecież mógł się tutaj poruszać wszędzie, ale jakoś miał wrażenie, że sobie tego nie życzą. Zerknął na tacę. Dziś na kolację było sushi i ramen, co jak najbardziej mu odpowiadało, gorzej było z jedzeniem pałeczkami i chociaż z dnia na dzień zaczynał nabierać wprawy, to były takie momenty, kiedy po prostu rzucał je w kąt i wyjadał resztę palcami. I może dobrze, że oni tego nie widzieli.





No i mamy Nialla wreszcie! 

Partners in crime. Made in JapanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz