25. Z jesiennym promieniem słońca

5.1K 119 35
                                    

Od mało przyjemnej dla mnie w skutkach wizyty Dominika i tego drugiego mężczyzny minął już ponad tydzień. Nie łudziłam się, że jak na zawołanie będę potrafiła wymazać z pamięci te okropne wydarzenia, ale widocznie mój własny organizm potrafił jeszcze zaskakiwać. Nie wiem co będzie, gdy pewnego dnia przyjdzie mi zmierzyć się twarzą w twarz z moim niedoszłym oprawcą, ale postanowiłam, że będę martwić się tym dopiero wtedy, gdy taki moment nastąpi.

Jedyną pamiątką, jaka mi pozostała, a jakiej przez kilka dni zignorować niestety nie mogłam był guz pośrodku czoła, otoczony wokoło siwiejącym pierścieniem, który z czasem zaczynał przybierać rozmaite kolory. Początkowo czułam się okropnie z faktem, że coś takiego widnieje centralnie na moim czole, ale dzięki Alkowemu specyfikowi w postaci nieznanej mi maści - swoją drogą dość śmierdzącej - szybko zaczęło się poprawiać. I tak na moment obecny po stłuczeniu pozostawał tylko lekki ból i to też tylko wtedy, jeśli się dotknęło czoła.

A co do samego Alka...

Nie wiem, czy kiedykolwiek mogłabym przypuszczać, że tak dobrze będzie się nam żyło pod jednym dachem. Moja gra pozorów była coraz bardziej naturalna, ale może właśnie dlatego, że nie musiałam wkładać w nią zbyt wiele aktorstwa.

Podjęty pod wpływem impulsu plan wzbudzenia zaufania szybko zaczął owocować, bo z dnia na dzień dostawałam coraz to więcej swobód. Oczywiście, nadal nie mogłam przekroczyć progu tego domu, czy włączyć telewizji bez zgody, ale dopóki mu nie przeszkadzałam, kiedy sam siedział w swoim gabinecie to mogłam robić prawie wszystko i prawie wszędzie. A przez to, że już trzeci dzień z rzędu spędzał tam czas od rana do nocy, to miałam całkiem sporo spokoju.

I nie ukrywam, że taki układ naprawdę mi odpowiadał. W końcu czułam przestrzeń, o której cały czas marzyłam. Co prawa dalej zmuszał mnie, bym spędzała noce w jego sypialni, ale on sam zaprzestał inicjowania jakiegokolwiek nadprogramowego kontaktu i powoli uczyłam się ignorować jego obecność. Nadal się go bałam, ale czułam się o wiele spokojniej wiedząc, że stara się nie naruszać moich granic, tak jak to robił do tej pory.

Wszystko szło w dobrym kierunku. Zawieszony u mojej szyi niewidzialny łańcuch zaczął się poluzowywać.

Stanęłam teraz przed drzwiami do jego gabinetu i uniosłam dłoń. Zastukałam dwa razy i czekałam na pozwolenie, czy mogę wejść. Do końca nie była pewna, czy powinnam mu przeszkadzać, ale przecież nie zajmę wiele czasu. Jak bardzo zajęty by nie był, pół minuty go nie zbawi.

Gdy dobiegło mnie przygłuszone "słucham?" po drugiej stronie od razu pociągnęłam za klamkę.

Alek siedział na swoim fotelu, wczytany w jeden z dokumentów, które to leżały na blacie jego biurka. Muszę przyznać, udało mu się tego uzbierać całkiem niezły stosik. Aż zaczęło mnie zastanawiać, czym się tak zawzięcie zajmuje od kilku dni.

- Coś się stało? - Zapytał, nie patrząc w moją stronę.

- Um, w zasadzie to nie. Mam pytanie. - Mówiłam, nie ściągając jednej dłoni z klamki. - Jest ładna pogoda. Mogłabym może wyjść na podwórko?

Cisza. Po chwili podniósł na mnie znużony wzrok. Od razu było widać, że miał serdecznie dość tego, co w aktualnej chwili robił.

- Co? - Zamrugał kilka razy, patrząc się na mnie tępym wzrokiem. Oho, komuś chyba przydałby się odpoczynek.

- Noo, czy mogłabym wyjść na podwórko? - Powtórzyłam.

Nie wiem jak on to robił, ale nawet z takim półprzytomnym wyrazem twarzy całkiem nieźle się prezentował. W tej rozpiętej pod szyją koszuli wyglądam całkiem pociągająco. W innych okolicznościach myślę, że mogłabym spojrzeć na niego bardziej przychylnie.

UlegnijWhere stories live. Discover now