64. Nostalgia

2.4K 77 61
                                    


Trwając w półśnie przekręciłam się na drugą stronę łóżka. Było mi niesamowicie przyjemnie, czułam, że powoli się rozbudzam, ale nic mnie w tym nie pospieszało. Zapowiadał się leniwy poranek, dopóki gdzieś, z bardzo daleka, zdawało mi się słyszeć czyjś głos.

To mi się śni? To mógł być sen. Dźwięk wydawał się nierealny, ale jak po dłuższej chwili nie ustawał, już niczego nie mogłam być pewna. I słusznie, bo gdy czyjeś kroki zaczęły zbliżać się do mojej sypialni, nie pozostawiło mi to żadnych złudzeń.

- Wołam cię i wołam, a ty nic się nie odzywasz - po drugiej stronie pokoju, tuż przy drzwiach, usłyszałam wyraźny głos Alka.

Wzniosłam się niemrawo na ramieniu i spojrzałam na niego spod zaspanych powiek. Przywitał mnie tym swoim radosnym, ale niepozbawionym ironii grymasem.

- Dzień dobry - powiedział, opierając się o framugę.

Wyglądał dziwnie, nieco inaczej niż zwykle. Stosunkowo wąskie, czarne dresy opinały jego uda, a przylegająca do torsu bluzka z długim rękawem w identycznym kolorze zdawała się imitować drugą skórę. W dodatku te słuchawki zawieszone na szyi. Od kiedy on się tak nosił?

- Co ty... Co tu robisz? - wymamrotałam, powoli analizując wszystko dookoła. - I czemu jesteś tak ubrany?

- Biegałem - odparł beztrosko.

Niespiesznie przeturlałam się na drugą stronę łóżka i sięgnęłam palcami do ekranu tabletu, który tam leżał. Stuknęłam dwa razy, by sprawdzić godzinę.

- Na Boga, Alek, nie ma ósmej - jęknęłam niezadowolona wczesną pobudką i opadłam z powrotem na plecy. Ten człowiek czasami nie miał litości.

- Naprawdę? - udał zdziwienie. - Nie patrzyłem na zegarek.

- Po coś tu przyszedł? - warknęłam.

- Zabrać cię na śniadanie.

- Nie mam ochoty na jedzenie.

- Kacyk?

Uniosłam wyżej głowę i posłałam mu kolejne już, przepełnione złością, spojrzenie.

- Idź sobie.

Mężczyzna nic sobie nie zrobił z mojej grzecznej i uprzejmej prośby. Zaśmiał się jedynie cicho.

- Zapomnij. Będę tu stał i do ciebie gadał, dopóki nie wstaniesz.

W myślach machnęłam na niego ręką. A niech sobie robi, co tam chce. Chwyciłam w dłonie kołdrę i nakryłam się nią po sam czubek głowy.

- Zakopanie się w poduszkach nic ci nie da. - Podszedł kilka kroków bliżej, stając niemalże przy samym łóżku. - Równie dobrze mogę tam do ciebie wejść i cię wyciągnąć a ostrzegam, jestem jeszcze przed prysznicem.

Momentalnie odsłoniłam twarz. No dobra, akurat tego, to ja bym wolała uniknąć.

- Twój dobry humor jest strasznie irytujący, wiesz? - wycedziłam i przetarłam oczy, chcąc wyzbyć się resztek chęci do ponownego zaśnięcia. Z nim, marudzącym tak nad głową, mogłam sobie co najwyżej pomarzyć.

- Powinnaś się była przyzwyczaić.

- Do twojego dobrego humoru? Bo umrę ze śmiechu.

To akurat było szalenie nietrafne. Alek, znany też jako pogromca radości i uśmiechu rzadko miewał równie pogodny nastrój, ale gdy już się to zdarzało, zachowywał się dziwnie, trochę nawet infantylnie. Dosłownie na palcach jednej ręki mogłam wyliczyć, ile razy coś podobnego miało miejsce, ale za każdym nie wiedziałam, jak mam na to reagować. Tym bardziej teraz, kiedy mi samej nie było blisko do żartów.

UlegnijWhere stories live. Discover now