Księga IX

739 57 32
                                    

— Kto pozwolił ci wczoraj odejść z przyjęcia? — zaatakował niemal od razu, gdy przekroczyła próg komnaty.

Spojrzała na Meliasa ponurym wzrokiem. Stał przy oknie obrócony do niej plecami. Nawet na nią nie spojrzał. Na tle zachmurzonego nieba wyglądał jak cień, który jakimś cudem przybrał ludzką postać. Za szybą rozpościerał się widok na las, który od razu przyciągnął jej uwagę. Ogromne sosny przykrywał biały puch. Śnieg. Co prawda inaczej go sobie wyobrażała, ale widok i tak zaparł jej dech w piersi. Minął ponad tydzień, odkąd po raz ostatni widziała coś więcej niż nieboskłon, a zdawało się, że były to wieki.

— Potrzebuję na to pozwolenia? — Uniosła w zdziwieniu brwi.

— Oczywiście — obruszył się, na co mimowolnie prychnęła.

— Źle się poczułam, najpewniej zatrułam się jedną z przystawek lub twoim dziwnym winem, które we mnie wlałeś — mówiła swobodnie. — Pomyślałam, że zaoszczędzę gościom widoku wymiotującej kobiety, a służbie sprzątania tego. Jesteś zły, panie?

Splotła dłonie w koszyczek, aby ukryć ich drżenie. Była jednocześnie zła i zestresowana, smutna i szczęśliwa, przepełniał ją strach i chęć walki o swoje. Nie wiedziała, którym uczuciom mogła dać upust.

— Nie, jedynie rozczarowany, że tak szybko nas opuściłaś. — Westchnął. — Miałem większe plany z twoim udziałem na ten wieczór.

— Szkoda, że się nie udały — bąknęła z udawanym smutkiem.

Pomieszczenie podobne było do tego, w którym ostatnim razem się spotkali. Jedynymi różnicami okazało się okno i brak upiornego krzesła. Miała wrażenie, że znalazła się w innym skrzydle zamku. Tam, gdzie do tej pory przebywała, nie było żadnej drogi ucieczki, a drzwi prowadziły do takich samych komnat jak ta, w której spała. Słabo oświetlone korytarze, smród stęchlizny i minimalna ilość umeblowania — tego tutaj nie było. W porównaniu do dotychczas jej znanych miejsc w zamku tutaj panował przepych. Powietrze pachniało świeżością i lawendą. Wbiła wzrok w podłogę pokrytą czarną wykładziną.

— Jak się czujesz? — zadał tak niespodziewane pytanie, że przez dłuższą chwilę musiała się zastanowić, czy na pewno padło z jego ust.

— Dobrze — odparła, podejrzliwie mrużąc oczy.

Nie była pewna, czy pytał z grzeczności, czy ze szczerej dbałości o jej zdrowie, a może i jedno, i drugie. Istniała też możliwość, że kryło się za tym coś okrutnego, na co tylko on mógł sobie pozwolić. No bo po co wciąż trzymał ją przy życiu? Zdecydowanie skłaniała się ku trzeciej opcji.

— Wysypka nadal ci dokucza?

Odruchowo złapała się za nadgarstki zakleszczone w dwie złote obręcze. Podciągnęła je wyżej, aby przyjrzeć się skórze. Niewielkie krostki zniknęły, zaczerwienienie było już ledwie widoczne, ale nienaturalna bladość pozostała. Zmarszczyła czoło i ze zdziwieniem uniosła na cesarza wzrok. Wpatrywał się w nią z krzywym uśmiechem na ustach.

— W winie, którym ponoć się zatrułaś, był lek łagodzący objawy uczulenia — wyjaśnił.

Coraz mniej go rozumiała. Każdego dnia odsłaniał przed nią inną część swojej natury, przez co namnażały się w jej głowie niezliczone pytania. Dlaczego taki był? Jaki miał cel? I — co najważniejsze — dlaczego jeszcze nie zabił Andrelli? Zachowywał się jak wariat — w jednej chwili był miły, a później musiała przez to cierpieć, bo zmieniał się w okrutnika.

— Choroba powoduje cierpienie, ale ty mnie uleczyłeś. Myślałam, że akurat tego nigdy byś nie zrobił — stwierdziła, a kiedy nic nie odpowiedział, dodała: — Lubisz patrzeć na ból, jak ludzie cię błagają, byś ich oszczędził. Dlaczego akurat mnie to robisz?

Przeklęte Cesarstwo | Tom 1 | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz