3. Baran czuje ducha rywalizacji.

136 15 71
                                    

Październik nadchodził wielkimi krokami, z czym wiązały się wciąż spadające temperatury na dworze. Tymonowi nie przeszkadzała w zasadzie żadna pogoda i potrafił znaleźć plusy w każdej porze roku, ku zdziwieniu wszystkich innych, którzy zawsze podzieleni byli na obozy miłośników lata i miłośników zimy.

Blondyn wyłączył budzik telefonu i wtulił się w swoją kołdrę, chłonąc ostatnie chwile przyjemności i ciepła. Był wyspany, z czego był bardzo zadowolony, bo gdyby choć ziewnął przy trenerze to ten prawdopodobnie wyciągnąłby końską dawkę narkozy by jego zawodnik był maksymalnie wypoczęty.

Wiadomość o odbywających się rozgrywkach z przeciwną szkołą przyszły całkiem nagle, a przez to cała drużyna spędziła ostatni tydzień na ciągłym, dosyć męczącym trenowaniu, oczywiście w granicach rozsądku. Cieślak chciał, by ćwiczyli dużo, ale tak, by nie dostali cieśni kanału nadgarstka. Było to całkiem ciężkie do wykonania, bowiem każda chwila niespędzona na grze była według fizyka chwilą zmarnowaną, ale jakoś im się udało. Gorsze dni Barana minęły i modlił się tylko, by nie powróciły.

Ogólnie mieli na to wszystko około tydzień od ogłoszenia rozgrywki. Nie było to jakieś wielkie wydarzenie, przez co wszystko zdawało się być robione na wariackich papierach, ponieważ zależało to niestety od widzimisię organizatorów, którzy lubili robić rzeczy na ostatnią chwilę. Nagrodą miałybyć jakieś dyplomy i typowo plastikowe medale, ale w oczach trenera równie dobrze mogły być zrobione z czystych kamieni szlachetnych. Cokolwiek, by mógł tylko szpanować tym, jak dobrą drużynę on sam osobiście wytrenował...

– Nasz kochany zawodnik! – pani Ilona ucieszyła się widząc swojego syna wchodzącego do kuchni. – Masz tu dobre śniadanie, żebyś miał dużo siły na dziś – dodała, kładąc na stole talerz z jajecznicą i kanapkami.

– Zawodnik?! Jakie zawody?! – pan Roman wychylił się zza drzwi z ciekawością, ale zmarkotniał nagle, jakby sam w myślach sobie odpowiedział. – A, no tak, te twoje gry. Wziąłbyś się za jakiś prawdziwy sport, a nie w jakieś gry pogrywasz jakbyś miał 5 lat...

Tymon przewrócił oczami. Słyszał dokładnie to samo już jakieś milion razy i za każdym razem irytowało go to jakby bardziej. No bo ile razy można komuś powtarzać, że taki podjął wybór i go nie zmieni...

– Oj daj mu spokój, jak to go interesuje to co ma grać w jakiś sport... – wtrąciła się mama Tymona, zganiając pana Romana dłonią. – Ja to nie rozumiem, jak wy możecie biegać przez 90 minut za jakąś piłką i się z tego cieszyć jak debile.

I tu pani Ilona trafiła w czuły punkt. Pan Roman był miłośnikiem piłki nożnej. Na raz po usłyszeniu słów swojej żony mężczyzna poczerwieniał, napuszył się jak jakaś groźna jaszczurka i całkiem wstąpił do pomieszczenia.

– Ale co ty w ogóle gadasz Ilona, przecież to jest rozwijające...

Tymon już dalej nie słuchał.

Emilia stanęła wryta w przejściu do kuchni, po czym westchnęła tylko głośno i złapała za talerz ze swoim śniadaniem leżącym na blacie. Powiedziała tylko marne "dzień dobry", które odbiło się od uszu rodziców, którzy zawzięcie kłócili się nad plusami i minusami sportów fizycznych.

– Znowu zawody, co? – skinęła głową w stronę rodziców. Tymon przytaknął tylko i nabrał trochę jajecznicy na widelec. Od razu podniósł głowę i spojrzał na siostrę.

– A co, Góra ci nie powiedział? – odparł zaczepnie, a na policzki jego siostry wkradł się nieśmiały rumieniec.

– Mówił, tylko... – zaczęła, ale przekomarzanie rodziców się skończyło, a pani Ilona zaczęła ich poganiać, by zaraz się zbierali, bo nie zdążą do szkoły. – Będę dzisiaj.

wszystko gra • bxbWhere stories live. Discover now