4. Baran i kółko integracyjne.

99 16 58
                                    

Emocje na hali po ich zwycięstwie były intensywne. Mało kto spodziewał się porażki Piłsudskiego. Niemal każda jedna osoba, która oglądała starcie czuła pewnego rodzaju energię i nawet ludzie, których ta gra i jakikolwiek e-sport w ogóle nie interesowały mogli zauważyć dobrą robotę, jaką odwaliło Stado Barana.

Nie pamiętał kiedy ostatnio dostał tyle komplementów. Pomijając te od przyjaciół, nawet siostra go pochwaliła! Nie wspominając nawet o tych wszystkich obcych ludziach... z ich szkoły, ale także z Piłsudskiego! Wróg go dopingował i mu gratulował! Co się stało z prawdziwym polskim honorem i pluciem na drużynę przeciwną?!

– Mordo, jakbym był mniej trzeźwy, to chyba bym cię pocałował! – Graba wykrzyknął, mocno i "po męsku" tuląc Barana. – To żart – dodał w pełni poważnie. Spojrzał się w bok – Ale chyba właśnie idzie ktoś, kto może mnie zastąpić!

I zaraz po tym czuł się, jakby lewitował.

Sawicki podszedł do Barana, uśmiechnął się szeroko, po czym poczochrał go po głowie i wesoło pogratulował wygranej.

Na całej sali wrzało z emocji, ale gdy dłoń szatyna zetknęła się z włosami Tymona... Wszystko wydawało się jakby nic nie znaczyć, a ten mały gest odebrał blondynowi zmysły. Przez moment czuł, jak ponownie zatracał się w rysach Sawickiego, krążąc w całym tym chaosie po każdym milimetrze jego skóry, napawając się tą chwilą bliskości, pozornie prostej i nic nie znaczącej, ale mimo wszystko bliskości. I to Baranowi wystarczało.

Skłamał, oczywiście, nie starczało mu. Chciał być bliżej, mocniej, czulej, ale... nie mógł.

Baranowski, jak zawsze, musiał spiąć się lekko i zacząć przepraszać, wyjaśniać całą sytuację z wymiotowaniem, bo oczywiście unikał Kornela jak ognia od tamtego czasu... Ale w zasadzie było dobrze. Tak, było bardzo dobrze. Sawicki go pogłaskał! To było lepsze niż jakiekolwiek kwalifikacje w meczach i w ogóle lepsze niż... tak w zasadzie wszystko!

Rozmarzył się lekko. Oh, gdyby Sawicki mógł go tak dotykać codziennie... Cały czas...

To marzenie trzymało go potulnie przez kolejne dni, gdy to nadszedł piątek. Drużyna, bez trenera oczywiście, bo po co ponadprogramowo znosić Cieślaka, zdecydowała spotkać się na świętowanie zwycięstwa, czyli... pizzę. Klasycznie. W planach było zaprosić też Burzewicza, czyli ich nowego kolegi z drużyny, ale ten przez cały czas wypierał się mówiąc, że nie potrzebuje nigdzie wychodzić i on może po prostu integrować się z nimi na samych zajęciach, ale mieli doświadczenie w kwestii tego, jak te zajęcia wyglądają. Tam nie było czasu na integrację, bo człowiek miał szczęście, gdy mógł się w ogóle odezwać w środku tyrady trenera.

Więc jakimś cudem, po czymś, co mogłoby się wydawać godzinami ciągłego namawiania... zgodził się. Wprawdzie mniej z własnej chęci socjalizowania się z nimi, a bardziej z uwagi na to, że po prostu chciał, żeby dali mu spokój.

Baran pojawił się jako pierwszy. Nie należał do osób, które wyrabiały się zawsze na czas, ale wyglądało na to, że jego koledzy tym bardziej. Musiał kłócić się trochę z siostrą, a przez to też z Górą, bo oboje uparli się na to, by móc spędzić ten wieczór "w gronie przyjaciół", pod przykrywką, że niby Graba może zaprosić swoją dziewczynę, a Baran mógł Mazura i Różę, oczywiście po to, żeby Emilia i Górecki mogli się szczęśliwie obściskiwać... tylko, że nawet sam Grabowski zaprotestował. To miała być noc dla ich piątki, plus jeden, a nie dla przyjaciół, lasek, czy kogokolwiek innego! Prawdziwy męski wieczór!

Baranowski sam nie był już pewien, czy w ogóle przyszedł o dobrej porze i w dobre miejsce. Minęło całe dziesięć minut od jego przybycia zanim ktokolwiek inny się pojawił, ale zamiast jakiegokolwiek kumpla pojawił się... on.

wszystko gra • bxbWhere stories live. Discover now