7. Duchy i szkielety w szafie Barana, cz. II

114 10 27
                                    

Wielki dzień ostatecznie nadszedł. Niedziela, trzydziestego października, wieczór wielkiej imprezy u Klaudii, na którą to każdy przygotowywał się już od kilku tygodni.

No, może z wyjątkiem Barana, który zamówił swój kostium jakoś tydzień przed samym wydarzeniem.

Mazur nerwowo poprawiał smugę powstałą na jego makijażu kościotrupa, a Róża przyglądała mu się tylko z rozbawieniem.

–  Taki z ciebie pan „nie– lubię– przebieranek", a najbardziej się stresujesz swoim kostiumem –  Baran parsknął śmiechem, gdy przywdziewał na siebie ciemne jeansy.

–  No bo się rozmazało... –  odburknął niezadowolony, nakładając czarną farbę na twarz.

–  A mówiłam, nie drap się! –  Róża go skarciła, zarzucając swoje włosy za ramię. Poprawiła na dodatek swoje okrągłe okulary bez szkieł.

–  Hermiona nie nosiła okularów –  Tymon pokręcił głową patrząc na swoją przyjaciółkę.

–  To kreatywna interpretacja –  fuknęła i poprawiła ciemną szatę. –  Przywal się lepiej do pana z makijażem szkieleta i garniakiem po ojcu.

–  Zejdźcie ze mnie! –  oburzył się Marcel. –  Chcieliście, żebym miał jakieś przebranie, to mam, nie? Co ty w ogóle masz na sobie, Baran? –  oderwał wzrok od lustra i spojrzał na blondyna. –  O Boże, Baranowski, czy to... czy to postać z Valoranta?

Tymon niewinnie się uśmiechnął i narzucił na siebie niebieską skurzaną kurtkę z obrazkiem na plecach.

–  Yyy, nie...? –  odwrócił wzrok, a Marcel uderzył się dłonią w czoło.

–  Nie dotykaj, bo zetrzesz! –  upomniała go Róża, a ten spojrzał na swoją dłoń, na której odcisnęły się białe i czarne smugi.

–  Kurwa...

Wieczór był w miarę chłodny, tak jak zapowiedziała prognoza pogody. Na szczęście i tak zamierzali siedzieć w czyimś domu, więc temperatura nie była dla nich zbyt dużym problemem. Mazur narzekał tylko, że nie mógł nosić szalika, który zabrała mu szatynka tłumacząc, że przez niego znowu zrujnuje swoją charakteryzację, bo jest nieostrożnym fajtłapą. Oczywiście na tę wiadomość Marcel spakował farbki do małej foliówki, którą wcisnął w kieszeń, tak na wszelki wypadek.

Po drodze wskoczyli na kilka minut do domu Burzewicza, który na progu przywitał ich z niewielkim uśmiechem. Jednak wyraz jego twarzy zmienił się natychmiastowo, gdy zobaczył Mazura.

–  I tak wychodzi, jak się trzyma swoje kostiumy w tajemnicy przed innymi –  skomentowała Róża, kręcąc głową.

–  Jak śmiałeś! –  Mazur wykrzyknął, wskazując oskarżycielsko na twarz Burzy. Tę zdobiła biała i czarna farba na kształt czaszki, czyli dokładnie to samo, co nosił Marcel. –  Zgapiłeś! 

–  Nie wiedziałem –  wzruszył ramionami.

Baran badał oczami twarz Krystiana, którą, w przeciwieństwie do Mazura, zdobił czarny kolczyk w nosie i srebrne kolczyki w uszach, odznaczających się na tle białych i czarnych farbek, nie wspominając o ciemnych szkłach kontaktowych, które zmieniały kolor jego tęczówek na czarne. Przynajmniej tym się od siebie różnili.

–  Kontakty? Aż tak bardzo wziąłeś to na poważnie? –  Baran parsknął śmiechem, a ten, oczywiście, wzruszył ramionami.

–  Nie no, muszę zmyć to z siebie i wymyślić coś nowego –  stęknął Marcel. –  Tylko co...

–  Spokojnie –  Róża poklepała go po ramieniu. –  Możecie udawać, że jesteście rodzeństwem!

–  Cześć, mój... bracie... po innym tacie...? –  Marcel skrzywił usta na znak niezręcznego uśmiechu, a Baran podszedł do ściany, by uderzyć o nią głową.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 14, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

wszystko gra • bxbWhere stories live. Discover now