8

844 52 22
                                    

Hej. Dzisiaj wyjątkowo wstawiam wam rozdział szybciej, ponieważ od soboty będę miała trochę do roboty i nie wiem czy mi znowu nie uleci, tak więc chyba nawet lepiej dla was.

Miłego czytania <3

*****************

Pov: Izuku

Wstałem rano bardzo wyspany i ze świetnym humorem. Wolne! Co oznacza, że mogę iść do lasu!

Zerwałem się z łóżka i pognałem do szafy by następnie założyć na siebie moje ubrania do chodzenia po lesie. Nie było to nic wielkiego. Zwykłe brązowe spodnie, wysokie czarne buty, biała koszula i na nią zielona marynarka bez rękawów. Do tego brązowa skurzana torba przez ramię i gotowe. Wyglądam jak zwykły prosty człowiek z ludu, a nie jak szlachcic. 

Jak w każdy dzień wolny na śniadanie dostałem już zapakowane na drogę śniadanie, ponieważ każdy wiedział, że znikam na cały dzień, jednak nikt nie wie gdzie. Na początku moich całodziennych nieobecności pytano mnie gdzie się wybieram jednak ja zawsze odpowiadałem wymijająco przez co po krótkim czasie zaprzestali jakichkolwiek pytań na ten temat i po prostu życzyli mi miłego dnia.

Odebrawszy jedzenie podziękowałem służbie i jak zwykle podreptałem do ogrodów, po drodze zerkając za siebie co jakiś czas, czy nikt za mną nie idzie. Nie wypatrzyłem i nie wyczułem nikogo więc wślizgnąłem się między krzaki i odsłoniłem swoje tajne wyjście. Już po chwili znajdowałem się po drugiej stornie muru, ale zanim poszedłem dalej w las, sięgnąłem ręką do przejścia i zasłoniłem je na nowo krzakami. 

Zapiąłem swoja torbę i ruszyłem w ludzkiej formie w las. Uznałem że najlepszym miejscem do pomyślenia będzie polana na której ostatnio znalazł mnie alfa. Zawsze przychodzę tam podczas wolnego. To jedyne miejsce, które jest przeznaczone tylko dla mnie. Znaczy nie tyle co przeznaczone dla mnie, a raczej, że nikt poza mną tu nie przychodzi. To miejsce jest świetnie ukryte więc ciężko je znaleźć. Droga do tego miejsca też do najłatwiejszych nie należy. Wszędzie jest pełno gałęzi, korzeni, czasem błota. Droga sama w sobie nie zaprasza za bardzo na zwiedzanie. W skrócie, trudno się tu dostać, ale efekt jest wart wysiłku. Na prawdę jest tu pięknie i cicho. 

Jak to miałem w zwyczaju kiedy przyszedłem na miejsce, wspiąłem się na głaz znajdujący się na środku polany i wyjąłem z torby kilka rzeczy, które ze sobą zabrałem. Były to mianowicie ołówki, mały szkicownik, gumka do mazania, ziarna dla ptaków, jedzenie dla mnie i garść orzechów dla wiewiórek, które czasem przychodzą tu i podbiegają do mnie prosząc o jakieś łakocie.

Położyłem się plecami na szarym kamieniu i obserwowałem chmury. Widziałem w nich kształty królików, kotków a nawet słoni. W pewnym momencie zobaczyłem w nich cos na kształt dużego wilka coc przypomniało o moim spotkaniu z alfą. Zacząłem o nim rozmyślać. Był naprawdę pięknym wilkiem. Jego blądwłosa sierść lśniła niczym pokryta złotymi drobinkami które odbijały światło słoneczne. A jego oczy? Ah! Ten piękny odcień rubinu połączony z nutką ciemnej czerwieni jaką posiadała tylko krew. Prezentował się obłędnie. I dałbym sobie rękę uciąć, że z natury jest agresywny gdyby nie fakt, że wobec mnie był ... potulny? Tak, to chyba dobre słowo.

Rozmyślając tak o nim przekonałem się o jednym. Nie ważne kim jest i skąd pochodzi. Ja zakochałem się w nim po uszy i to od pierwszego wejrzenia. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale już sama myśl o nim sprawia, że jestem szczęśliwy i czuje się bezpiecznie.

Dziwi mnie to ponieważ osobiście nigdy nie chciało mi się wierzyć, że jest cos takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia. Wszystko przez to, że mój ojciec, który podobno kochał moja matkę nad życie, stał się po moich narodzinach potworem i w końcu odszedł. Nigdy więc nie wierzyłem w prawdziwą miłość, a tu proszę. Sam się zakochałem i to w kimś, kto nie odezwał się do mnie nawet słowem.

Rozmyślałem tak o nim jeszcze kilka godzin karmiąc przy okazji ptaki i wiewiórki, które postanowiły dotrzymać mi towarzystwa. Chętnie posiedziałbym tam dłużej gdyby nie fakt, że usłyszałem dzwony bijące na alarm z mojej watahy. Były na tyle głośne, że słychać je było aż tutaj, a byłem jakieś trzy godziny drogi od murów. Musiało się stać coś poważnego skoro słychać je z tak daleka.

Jak najszybciej zeskoczyłem ze skały, spakowałem wszystko do torby i przemieniłem w wilka (autorka: uznajmy, że jednak nie muszą się rozbierać z ubrań żeby się przemienić.) po czym jak najszybciej popędziłem do domu zmartwiony, że stało się coś poważnego.

Pov: Katsuki

Od rana łażę po lesie z czerwonowłosym na ogonie. Tyle dobrego, że rano wstałem wcześnie i o dziwo wyspany. Spakowałem prowiant na drogę i poszedłem pod drzwi pokoju gównowłosego po czym na pobudkę zacząłem w nie napierdalać jak tylko się dało. Chciał iść ze mną szukać omegi to niech teraz wstaje o świcie. Oczywiście przez pół dnia był na mnie obrażony, ale potem znów zaczął gadać jak najęty. Już nawet nie chciało mi się na niego drzeć. Szkoda było na niego mojego dobrego humoru. Miałem dzisiaj świetny nastrój, a potęgował to fakt, że możliwe jest kolejne spotkanie z moją omegą.

Dziwne jest też to, że świetnie pamiętam drogę do miejsca naszego pierwszego poznania więc tam też udaliśmy się najpierw. Rozglądaliśmy się za nim i czekaliśmy na niego, jednak nie zjawił się. Cóż. Mogłem się tego spodziewać. W końcu mało prawdopodobne jest, że przychodzi tu codziennie o stałych porach. 

Kiedy kilkugodzinne czekanie nie przyniosło rezultatów, powiększyliśmy teren poszukiwań o nawet 2 km. Byliśmy jednak ciągle razem na wypadek nagłego ataku. Nie są to w końcu nasze tereny i nie wiemy czego się spodziewać.

Chodziliśmy tak z może dwie/trzy godziny aż nie wyskoczył zza nas beta z czerwonobiałym futrem. Kilka chwil później wyszło zza niego z może osiem wilków. Nie mieliśmy z nimi szans i doskonale o tym wiedzieliśmy.

-Czego szukacie na naszych ziemiach?- warknął beta

-Nie chcemy kłopotów- zaczął Kirishima jednak wtrąciłem swoje trzy grosze

-Zjeżdżaj stąd mieszańcu! Nie twój zasrany interes czego szukamy!- warknąłem co chyba rozzłościło sforę

-Wilki!- krzyknął do reszty dwukolorowy, a oni jak na zawołanie otoczyli nas i już byli gotowi do ataku. - Przemieńcie się i  poddajcie - zwrócił się do nas. Jestem nieugięty, ale nawet ja wiem, kiedy się poddać tak więc obaj zmieniliśmy wilcze formy na ludzkie i uklęknęliśmy na kolana.

Otaczające nas wilki zmieniły się w ludzi odzianych w srebrne zbroje z herbem Białych Wilków.   " Ja pierdole. " Pomyślałem załamany. " No teraz to na pewno skarzą mnie na banicję za naruszenie traktatu pokojowego. A nawet nie znalazłem jeszcze ojej omegi. " 

Żołnierze skuli nam ręce kajdankami i zaczęli prowadzić nas w tylko im znanym kierunku. W tym samym momencie jeden z nich zadął w róg po czym z oddali można było usłyszeć bijące chyba na alarm dzwony.

Dwa plemiona | Bakudeku | A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz