II

89 13 38
                                    

W dzień publikacji tego rozdziału - 1 kwietnia, William Moriarty ma (nie)swoje urodziny. Wszystkiego najlepszego dla naszego chłopca!

💙💗🤍💗💙

Panna Hudson nie spodziewała się w życiu wielu rzeczy. Na przykład nie spodziewała się, że zauroczy się w pewnym nieznośnie słodkim Amerykaninie. Nie spodziewała się także, że miłosne sidła dopadną jej Sherlocka i że on, człowiek prawa, zwiąże się ze największym z znanych kryminalistów. Jednak najbardziej w życiu nie spodziewała się, że będzie musiała kiedyś okłamywać aż dwie głowy wywiadu wojskowego, by ocalić Sherlocka przed niechybną śmiercią.

Była przyzwyczajona do drobnych kłamstewek opowiadanych Lestrade'owi, gdy Sherlock był w trakcie śledztwa, którego szczegółami nie mógł się podzielić, ale wizja skłamania panu Louisowi i Mycroftowi prosto w twarz była trochę przerażająca, zwłaszcza że pamiętała wcześniejsze słowa Bonda. Najwyraźniej pan Louis się jej trochę obawiał, a ona trochę obawiała się jego. A Mycroft... Był po prostu rządem. Nie mogło wyniknąć tego nic dobrego.

— Mam na myśli Williama... Wiem, gdzie jest Albert — doprecyzował blondyn, przerywając długo trwającą ciszę. Hudson odnotowała sobie w głowie, że żadna z rozmawiających ze sobą osób nie była zbyt dobra w interakcjach społecznych. — Mam do niego sprawę, więc jeśli pani go widziała, mógłbym wiedzieć, gdzie jest?

— Też jestem tu dla pana Williama, ale jeśli widziała pani Sherly'ego, to równie dobrze może pani i o nim powiedzieć — dodał Mycroft, uśmiechając się zachęcająco. Zdecydowanie nie radził sobie w relacji z bratem, ale powiedzenie, że się nie starał, byłoby kłamstwem. Być może problemem było właśnie, że starał się za bardzo.

Oh, bardzo dobrze wiedziała, gdzie jest zarówno średni Moriarty i najmłodszy Holmes, ale powiedzenie ich braciom, że w najlepszym wypadku ta dwójka obściskuje się tuż za ścianą, nie wchodziło w rachubę. Mycroft miałby dobre powody do śmiania się z Sherlocka do końca życia, a Louis... Hudson wolała nie wiedzieć, jak skończyłby Sherlock, gdyby Louis się dowiedział.

— Wydaje mi się, że oboje wychodzili na dwór — zmyśliła na szybko, starając się zachowywać przekonująco. — Bond także szedł już na misję, więc ja postanowiłam wrócić, ale trochę się zgubiłam...

— Cóż, skoro tak pani mówi, to chyba będę musiał ich znaleźć – wzruszył ramionami Mycroft. — Myślę że do nich pójdę, tylko muszę wziąć płaszcz. Jest w tym pokoju, więc gdyby mogła się pani odsunąć od drzwi...

— Nie! —  wyrzuciła z siebie Hudson, jeszcze bardziej zasłaniając drzwi własnym ciałem. Mycroft i pan Louis spojrzeli na nią pytająco, a ona poczuła się głupio. Wszystko popsuła, sprawiła że Sherlock i William właśnie mogli zostać wydani. Próbowała wykrztusić z siebie jakieś sensowne wyjaśnienie swojego zachowania, ale w głowie miała tylko pustkę. Nagle pojawił się jednak niespodziewany ratunek.

— Panna Hudson ma rację, Mycky. Czy ty masz jeszcze instynkt przetrwania? — uśmiechnął się pan Albert, podchodząc i opierając się o ramię mężczyzny, do którego się zwracał. — Chyba nie wyjdziesz w płaszczu w taką pogodę. Wiem, że jesteś przyzwyczajony do tego, że jest gorąco, ale bez przesady.

— Nie ty jesteś tym, który mógłby mi cokolwiek radzić — odpowiedział ciemnowłosy, odwzajemniając uśmiech. Wyglądał o wiele mniej poważnie niż wcześniej. — Jednak masz rację... Chciałbyś ze mną pójść?

— A zajdziemy po drodze do winiarni? — Albertowi zaświeciły się oczy na samą myśl.

— Dobrze, ale w takim razie pójdziemy też po Charliego.

Panna Hudson i zagadka malinki Jamesa BondaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz