III

125 12 32
                                    

Więc... Zbliżamy się do końca tej opowieści.

💙💗🤍💗💙

James Bond nie spodziewał się w życiu wielu rzeczy. Nie spodziewał się przede wszystkim, ze jego sekret się wyda i że jego genialny sposób na czucie się jak mężczyzna — którym przecież jest — go zawiedzie. Nie spodziewał się zemdlenia w trakcie misji, na które był przecież zawsze gotowy, nie miał czasu by umierać. Nie spodziewał się, że gdy życie będzie opuszczać już jego ciało, natychmiast powróci, gdy trafi w kochające ramiona pewnej cudownej kobiety, która teraz ciągle trwała przy nim.

Panna Hudson zamknęła już oczy, znużona lękiem, strachem i obawami o dobro Bonda. Nagle poczuła jednak ruch dłoni którą trzymała i natychmiastowo wybudziła się z tego półsnu. To Bond ścisnął jej dłoń gwałtownie, jakby upewniając się, że to naprawdę ona, że nie jest żadną zjawą, że zaraz nie zniknie i nie odejdzie.

Wymienili spojrzenie i — co to było za spojrzenie! — pełne jakiejś miłości, tęsknoty, cieszenia się z drugiej osoby u swojego boku. Hudson wiedziała, że do końca życia nie zapomni tego spojrzenia błękitnych oczu, które wydawały się jeszcze nie wszystko rozumieć, ale pomimo tego znalazły oparcie w jej wzroku, który miękł z każdym momentem, zmieniając jej ekspresję w coraz bardziej zatroskaną, jakby próbowała przekazać, że już wszystko będzie, musi być dobrze. Żaden aparat nie mógłby czulej wychwycić tego obrazu niż zrobiła to jej pamięć. W jej głowie powstawały kolejne ujęcia Bonda, gdy ten zaczął rozglądać się dookoła, próbując przyswoić gdzie jest, a wdzięczność za to że nie umarł, że był tu, że się wybudził, napawała jej płuca i dawała jej sercu powód do bicia. Jego rytm niesamowicie się przyspieszył, gdy Bond chwiejnie się podnosząc, złapał ją w ramiona i przyciągnął bliżej siebie.

Hudson nie wiedziała jak długo trwali przytuleni, ale mężczyzna musiał w końcu przerwać uścisk, więc niechętnie oderwali się od siebie. Przysiadł on na swoim łóżku, a widząc przy nim śpiącego na krześle pana Freda, pogłaskał go po włosach.

— Chyba bardzo was nastraszyłem, przepraszam. Ale to nic, takie omdlenie mogło zdarzyć się każdemu w słoneczny dzień. Teraz już wszystko dobrze, zajmę się sobą... — Hudson widziała jak sprawnie Bond wymyśla coraz to nowsze kłamstwa, ale w pewnym momencie musiał zdać sobie sprawę z tego, że Hudson już zna prawdę. Jego ręka bezwiednie powędrowała ku swojemu torsowi, chwycił się za guzik koszuli, a jego źrenice rozszerzyły się z przerażenia. Ona położyła swoją dłoń na jego ramieniu w krzepiącym geście.

— Przepraszam. Musiałam to zrobić, byś... Nie wiem, Bond. Mogłeś umrzeć — jej głos zadrżał przy ostatnim słowie. — Ale już wszystko będzie dobrze. Tylko musisz ze mną porozmawiać, zamiast cały czas zostawać sam z swoimi myślami. Tak działa komunikacja. 

— Znowu sprawiłem, że jesteś nieszczęśliwa — zauważył, a mówiąc to bał się jej spojrzeć w oczy, patrząc raczej na swoje dłonie, które mimowolnie pocierał, jakby miało mu pomóc to się skupić. — Ja naprawdę nie chce kłamać cały czas, ale boję się unieszczęśliwić innych... Jak widać nawet i tak mogę kogoś zranić.

—   Ranisz sam siebie i chyba rozumiesz, dlaczego nie mogę być szczęśliwa, gdy ty cierpisz — mówiła ciepłym tonem, czując wiele sprzecznych emocji. Przede wszystkim chciała zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. — Zależy mi na tobie, jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu. I chcę ci pomóc. Ale do tego muszę wiedzieć dlaczego tak ciasno zawiązałeś te bandaże.

— Czy to nie oczywiste? Po prostu chce, by ludzie nie mylili mnie z kimś, kim nie jestem. Chcę wyjść na misję, albo na spacer po ulicach Londynu i być widzianym jak każdy inny człowiek, a nie by szeptano o mnie za moimi plecami. Mam dość momentów, gdy słyszę "jego głos nie jest podobny do głosu mężczyzny" lub "jego klatka piersiowa jest dość duża" i inne okropne plotki. Nie przeszkadza mi wyróżnianie się z tłumu, ale gdy to cały czas przypomina mi o kobiecie, którą nie jestem, to wtedy chcę się przed tym bronić. Nie zwracałem na to uwagi i chyba wszyscy myśleli, że od kiedy Moran mnie zaakceptował, nie ma już nikogo kto podważałby moją tożsamość. Jednak tak nie jest, ludzie zawsze będą plotkować — przełamał się w końcu, by spojrzeć w jej oczy. Jego spojrzenie wołało bezradnością. Hudson nie była przyzwyczajona do widzenia go w takim stanie. — Byłem taki szczęśliwy z tego, że natychmiast mnie zaakceptowałaś po tych trzech latach... Ale teraz nawet i to straciłem. Jestem taki głupi.

Panna Hudson i zagadka malinki Jamesa BondaWhere stories live. Discover now