Klęska, zgliszcza i popiół

265 25 2
                                    

Lyanna

                       Smród palących się ciał przyprawiał ją o mdłości, a dym, który unosił się w okół szczypał w oczy i zabierał dech w piersi, mimo to trwała przy mogile przyjaciela, patrząc na jego zwęglone ciało.
Noc, w której po raz pierwszy ujrzała smoka, była najgorszą chwilą w jej życiu, nawet przeprawa przez ogromy Mur i walka z setkami Wron wydawała się niczym wielkim. Zginęło wielu dobrych ludzi, ludzi, których prowadziła przez mroźne pustkowia, lecz to jego strata bolała najmocniej. Jednocześnie przepełniała ją wściekłość, przepędziła ogromnego smoka, lecz nie była w stanie pomóc jednej, samotnej duszyczce. Mogła tylko stać nad jego ciałem, dopóki nie zmieniło się w proch. Odeszła od mogiły dopiero, gdy pozostałości po jego osobie stały się zimne i uleciały wraz z trzaskającą śnieżycą.
Nie spała całą noc, myśląc o słowach, które nigdy nie opuściły jej ust, a których Pym już nie zdoła usłyszeć. Uroniła wiele łez, choć nigdy nie zamierzała się do tego przyznać. Czuła się pusta, zupełnie jakby resztki szczęścia, które miała w sobie, uleciały wraz z życiem jedynego przyjaciela, a gdy nastał świt, smak goryczy nie był ani trochę mniejszy.
Czuła klęskę i mimo, że tej nocy Wolni Ludzie wciąż stali na nogach, niebawem miało się to zmienić. Smoków było znacznie więcej, a ona nie miała siły by powstrzymać je wszystkie. Powoli popadała w obłęd, nie jadła, nie piła, leżała tylko na stercie zmarzniętej słomy, czekając na śmierć, na ogień z nieba. Ogień jednak się nie pojawił, zamiast niego nadleciał kruk.
Mała Lora wpadła do jej namiotu jak burza, ledwo mówiła, ciągnęła ją uporczywie za ręce, i choć Lyanna nie miała na nic siły, zwlokła się ze sterty siana, zarzuciła na obolałe ciało futro i pobiegła za dziewczynką. Prowadziła ją prosto do ogromnego namiotu jej ojca. W środku zebrał się ogrom ludzi, przywódcy poszczególnych klanów, okrążyli swojego wodza, a ich grobowe miny podpowiadały jej tylko jedno. Niebawem nastąpi koniec.
Podeszła do ojca, wyłapując smutek w jego sędziwych oczach. Przez ostatnie dni zmizerniał, ponury nastrój udzielał się wszystkim, walka z ogniem zabrała całą nadzieję i energię. Mężczyzna uniósł do góry pergamin, który ściskał nerwowo w dłoni. Kątem oka dostrzegła królewską pieczęć, która była już przełamana. Nie potrafiła czytać, więc mogła domyślać się tylko co zawierał list od Króla. Klęska, zgliszcza i popiół.
- Pozwolili nam zostać.- Niemal wyszeptał. Ogarnęło ją zdziwienie, ogromna, niemal zwalające z nóg. Musiała usiąść, natychmiast. Podeszła do wielkiego paleniska, przycupnęła ciężko na pieńku, który stał nieopodal ogniska. Spojrzała na Nemme, ślepą staruszkę, która grzała się w płomieniach ognia, ta odkręciła swoją pomarszczoną twarz w jej stronę, zupełnie jakby patrzyła na jej oblicze, i choć Lyanna wiedziała, że to niemożliwe, przeszły ją dreszcze. Niektórzy mówili, że Nemme ma ponad czterysta lat, mówili, że potrafi przemienić się w dowolne zwierzę i stać się cieniem, wszystko to były bujdy, lecz Wolni Ludzie wierzyli we wszystko, jeśliby tylko przedstawić im coś w wiarygodny sposób. Ona była mądrzejsza, przynajmniej lubiła tak myśleć. Poczuła dłoń ojca na swoim ramieniu, jego kościste palce wtopiły się w wilcze futro, które na siebie zarzuciła.
- Czemu więc wyglądasz jakbyś czekał na najgorsze?- Westchnęła, rozluźniła nieco mięśnie, poczuła jakby ktoś zdjął ogromny ciężar z jej ciała. Bała się smoków, nie chciała widzieć ich już nigdy więcej.
- Ponieważ chcą w zamian mojego dziecka.- Nemme roześmiała się, a jej śmiech był upiorny i mroził krew w żyłach Lyanny. Zerwała się z pieńka, cofnęła się nieco, wpadając na wychudzone ciało ojca.
- Nałożą ci na głowę koronę, będą zwać się smokiem. Głupcy, głupcy!- Wychrypiała. Jej blade oczy błądziły za jej posturą. Znała Nemme już od kołyski, nigdy jednak nie przyzwyczaiła się do jej dziwnych zachowań.
- Co dokładnie zawiera list?- Wysapała. Spojrzała w zmęczone oczy ojca. Wydawało się, że posiwiał bardziej niż kilka dni temu, w świetle ogniska wyglądał jak starzec, podgarbiony i ledwo żywy, ona pewnie nie wyglądała lepiej.
- Król Aegon pozwolił nam osiedlić się w wybranym przez nas miejscu, a w ramach zwięczenia pokoju między nami, zaoferował małżeństwo ze swoim bratem, Księciem Aemondem.- Przez krótki moment ogarnęło ją szczęście, poczuła namiastkę spokoju, zaraz jednak owe uczucie minęło. Nie rozumiała decyzji Króla, węszyła wszędzie podstęp, to mogła być tylko zasadzka.
- Nie ufaj im ojcze, chcą tylko naszej śmierci.- Złapała ojca za dłoń, chłód jego skóry kontrastował z nagrzaną od ognia ręką Lyanny.
- Znasz mnie, nigdy im nie zaufam, ale Wyrocznia widziała twoją przyszłość, widziała cię w koronie dziecko.- Spojrzała na Nemme, Wolni Ludzie ufali jej w każdej kwestii, nigdy się nie myliła, a jej proroctwa zawsze się spełniały. Zawsze też była ta gorsza strona, nigdy nie ostrzegała przed konsekwencjami, nigdy nie mówiła o cenie jaką niesie za sobą przyszłość. Jej wizje były jak trucizna, smakowały słodko, ale zabijały od środka.
- To twoje przeznaczenie, teraz się nas boją, ale w końcu znajdą sposób, by nas zniszczyć. Musimy przyjąć warunki.- Nie ufała Nemme, ale ufała ojcu. Milczała, wpatrując się w ogień. Ogień był jej zgubą, ogień smoków był przekleństwem. Czy miała inne wyjście?
- Nie chcę korony.- Szepnęła. Ojciec otulił ją swoim słabowitym ramieniem. Wtuliła twarz w jego skórzany płaszcz.
- Wiem o tym, jesteś moją córką z krwi i kości, bywa jednak, że to korona wybiera głowę, na której spocznie.

W końcu wiem, gdzie popełniłam błąd w poprzednim opowiadaniu (choć trochę mi to zajęło), zrozumiałam, że wcześniejsza Lyanna bała się własnego cienia, a chciałam zachować Aemonda, jako chłodną postać, przez co ciężko było mi stworzyć jakąkolwiek więź pomiędzy nimi. Ta Lyanna będzie badassem. Pozdrawiam z rodziną.

Blacksword | Aemond Targaryen (Nowa wersja)Where stories live. Discover now