Słodka buźka

440 21 5
                                    

Aemond

                       Gdy stało się jasnym, że Dzicy Ludzie są coraz bliżej Czerwonej Twierdzy, niemal każdą myśl poświęcał swojej przyszłej żonie, a myśli te nie były ani trochę przyjemne. Gdy tylko zamykał oczy wyobrażał sobie twarz dziewczyny, pulchną i nieładną, z kołtunami tłustych włosów na głowie i krzywymi zębami, i choć nie miał nigdy szansy by przekonać się jak wygląda naprawdę, właśnie taki obraz towarzyszył mu przez wszystkie miesiące oczekiwań. Zaczął ją nienawidzić, wzdrygał się za każdym razem, gdy zdawał sobie sprawę, że będzie musiał wypełnić swoje małżeńskie obowiązki, wolał umrzeć, niż legnąć w łożu ze szkaradną dzikuską, i mimo, że Czerwona Kapłanka zapewniała go o szczególnej urodzie dziewczyny, nie był w stanie jej uwierzyć. Nie tylko kwestia wyglądu była jego udręką, obawiał się, że jego przyszła żona będzie istotą ledwo myślącą, podobną do zwierzyny, nie zniósłby takiego upokorzenia. Dlatego też, częściej niż zwykle, uciekał do pociech cielesnych z damami dworu, które towarzyszyły jego matce, a jego ulubienicą była Jocelyn Greystorm, to właśnie z nią przyłapała go jego ukochana siostra.
Weszła do jego komnaty o samym brzasku, gdy słońce dopiero wyłaniało się zza chumr, a ptaki zaczynały śpiewać swoje ranne melodie. Nachyliła się nad jego ciałem, delikatnie szarpiąc za ramię i łaskocząc jego policzek swoimi długimi włosami. Gdy otworzył oczy, to jej uśmiech był pierwszym obrazem, który ujrzał. Sennym wzrokiem zlustrował postać siostry, wydawało się, że już od dawna jest na nogach, promieniała szczęściem, miała na sobie suknię w ulubionym kolorze szałwii, a trzeba było wspomnieć, że Helaena ubierała się w kolory, które odzwierciedlały jej nastrój, szałwia oznaczała coś radosnego. Odruchowo sięgnął po skórzaną opaskę, która leżała na niewielkiej komudce obok łóżka, przełożył rzemyk przez srebrzyste włosy, zasłaniając ogromną bliznę, która szpeciła jego twarz, i uniósł się do góry, opierając plecy o chłodne zagłowie łoża. Niemal jak przez mgłę przypomniał sobie, że ostatnią noc nie spędził w samotności, przelotnie zerknął na drugą stronę łoża, ze złością zauważając, że Jocelyn Greystorm, jedna z pomniejszych Lady i dam do towarzystwa jego matki, wciąż nie opuściła jego komnaty. Naga kobieta poruszyła się tylko pod grubą pierzyną, wciąż smacznie spała. Spojrzał na siostrę, szukając w jej oczach karcącego wyrazu, nie znalazł jednak nic oprócz słodkiego uśmiechu.
- Niebawem zjawi się ta, która zostanie twoją żoną, lepiej zapomnij o tej dziewczynie.- Szepnęła, pokazując palcem na blondwłosą, która dzieliła z nim łoże.
- Nie rób jej tego, co robi mi Aegon.- Dodała. Przez krótki moment dostrzegł zmianę w jej oczach, ledwo widoczny cień rozczarowania, zaraz jednak zniknął. Helaena była niewinną istotą, nie potrafiła pojąć, że nieudane małżeństwa kończą się właśnie na zdradzie, sam nie zamierzał być wierny dziewczynie, która napawałaby go odrazą.
- Lepiej się zbieraj drogi bracie, ona może zjawić się tu w każdej chwili.- Z tymi słowami odeszła od jego łoża, posłała mu ostatni uśmiech i wyszła z komnaty. Zamknął swoje zaspane oko i wsłuchał się w śpiew ptaków. Rześkie powietrze rozbudziło jego zmysły, odsłonił swoje nagie ciało, zrzucając z niego pierzynę. Postawił stopy na kamienną podłogę, wzdrygając się od chłodu bijącego z kamieni, mimo to poderwał się do góry i sprawnym krokiem podszedł do odzienia, które dzień wcześniej zostawił na wielkim krześle. Niezwłocznie złapał za skórzane spodnie i zamaszystym ruchem wciągnął je na nogi. Zimowe powietrze było nie do zniesienia, nie tracąc więc czasu, chwycił za lnianą koszulę i zarzucił ją na plecy. Wtem usłyszał szmery, które mogły świadczyć tylko o jednym. Zerknął w stronę łoża, patrząc na Jocelyn, która przyglądała się jego poczynaniom. Opierała ciężar ciała na ramieniu, świadomie odsłaniając swoje nagie piersi, posyłała mu kuszący uśmiech. On jednak nie był w nastoju, uświadomił sobie bowiem, że niebawem jego nieślubne dni ubiegną końca. Chwycił za drobne zapięcia koszuli, łącząc je ze sobą i zakrywając nagi tors. Uśmiech na twarzy Jocelyn zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Nie zapominaj o mnie Aemond, nigdy.- Rzuciła tylko, dając mu do zrozumienia, że słyszała słowa Helaeny. Nic jej nie odpowiedział, doskonale wiedząc, że Lady Graystorm nie jest dla niego ważna, nawet w małej części. Jocelyn dzieliła łoże również z jego bratem, czasami myślał też, że oddaje się niektórym strażnikom z Gwardii Królewskiej, nie przeszkadzało mu to jednak, dopóki zaspokajała jego potrzeby. Kobieta podeszła do niego, tuląc się w jego ramię, Aemond poczuł jak jego mięśnie sztywnieją, odsunął się od Jocelyn, nawet nie spojrzał na jej twarz.
- Wyjdź nim dostrzeże cię jedna ze służek.- Rzucił chłodno, łapiąc za skórzaną kamizelkę, którą zarzucił na koszulę. Jocelyn stała tylko w miejscu, w końcu jednak zrozumiała, że Książę nie cofnie swoich słów, zgarnęła z podłogi swoją suknię i założyła ją na ciało, wyszła z komnaty jak burza, trzaskając drewnianymi drzwiami. Sam Aemond wyszedł z pomieszczenia chwilę później, zmierzając w stronę głównego dziedzińca, tam oddał się treningom, nie zważając na drwiny, którymi raczyli go jego siostrzeńcy.
Do Czerwonej Twierdzy przybyli niemal wszyscy członkowie rodu Targaryenów, chcieli zobaczyć Dziką dziewczynę, zapewne tak jak on spodziewali się najgorszego. Jego rodzina od zawsze była zawistna, tylko bogowie wiedzieli jak bardzo Aemond nienawidził swoich siostrzeńców, tolerował ich matkę i wuja Daemona, lecz daleko im było do zdrowych relacji, teraz jednak wszyscy obrócili się przeciwko niemu, przybyli tu by pośmiać się z jego klęski. Był wściekły i zdeterminowany by zamknąć usta tym, którzy miesiącami męczyli go i upokarzali na każdym kroku. Stojąc na dziedzińcu i walcząc ze słomianą kukłą, po raz pierwszy pomyślał, że chciałby by przepowiednie Czerwonej Kobiety były prawdziwe, przemyślenia te jednak przerwał mu jeden z rycerzy z Gwardii Królewskiej, informując go, że Dzicy Ludzie stoją tuż u bram zamku. Porzucił więc miecz i szybkim krokiem ruszył w stronę twierdzy. Kierował się prosto do sali tronowej, właśnie tam miał powitać ich Król. Aegon nie dbał o Dzikich, drwił z nich jak prawie każdy w Królestwie, a od kąd do Czerwonej Twierdzy zawitała Rhaenyra wraz ze swoimi synami, jego kąśliwe uwagi się nasiliły, i mimo, że nienawidził swoich siostrzeńców równie mocno co Aemond, nie przeszkadzało mu to by śmiać się razem z nimi z losu własnego brata. Wszyscy liczyli, że dzika dziewczyna okaże się paskudą, nawet jego najstarsza siostra, choć nigdy nie powiedziała tego głośno. Po swojej stronie miał tylko matkę i Czerwoną Kobietę, nie zapominał jednak, że to one skazały go na nieszczęście. Była jeszcze słodka Helaena, która cieszyła się, że będzie miała nową siostrę, to właśnie ona zauważyła pierwsza jego obecność. Królowa niemal podbiegła do brata, złapała za jego ramię i pociągnęła w stronę Rhaenyry i Daemona. Aemond nie silił się na grzeczności, po prostu stanął sztywno przy siostrze, wyprostował się jak struna i czekał na najgorsze. Udawał, że nie słyszy kąśliwych uwag siostrzeńców, obawiając się, że jeśli da się sprowokować, może skończyć się to krwawym pojedynkiem, i bez tego był rozeźlony. Skupił się na własnych myślach, niemal nie słyszał przyciszonych rozmów, które odbijały się echem od zimych kamiennych ścian. Co jakiś czas zerkał na brata, który posyłał mu złośliwe uśmieszki z Żelaznego Tronu, Helaena, która siedziała na nieco mniejszym drewnianym tronie, wpatrywała się w wielkie drzwi komnaty, była niecierpliwa i chciała poznać dziką dziewczynę jak najszybciej. On stał po prawej stronie Żelaznego Tronu, zaraz obok niego miejsce zajmowała Rhaenyra, a za nią Daemon, Jacaerys i Lucerys stali za jego plecami, co jakiś czas czuł, że szturchają go w ramię, on jednak nie reagował w żaden sposób. Królowa Matka uczepiła się boku prawowitej Królowej, a Królewski Namiestnik usunął się w cień wielkiego tronu, podobnie jak Czerwona Kapłanka. Wszyscy na nią czekali, a czas dłużył się niemiłosiernie, powodując, że wściekłość Aemonda narastała. Przysiągł sobie, że jeśli jeszcze raz poczuje szturchnięcie, odwróci się i odetnie niegodziwe paluchy swoich siostrzeńców, nie zdążył jednak spełnić swojej groźby.
Wielki mosiężne drzwi uchyliły się, roznosząc po sali nieprzyjemne skrzypnięcie i ukazując sylwetkę Ser Cristona Cola. Za postawnym mężczyzną podążało kilku strażników z Gwardii Królewskiej, to nie oni jednak wzbudzili największe zainteresowanie. Wódz Dzikich, spowity w skóry przeróżnych zwierząt, nieco przygarbiony i posiwiały, zdawał się nie spieszyć, stawiał ciężkie kroki na kamiennej posadzce, z głową uniesioną do góry i nieufnym spojrzeniem w oczach. Tuż za nią podążała nieco mniejsza istota, a jej kroki były zwinne i szybkie, jej postura była niemal dziecięca, Aemond jednak nie był w stanie się jej przyjrzeć, gdyż zakryła się futrem. Książę pomyślał, że to zły omen, że zakrywa swoją brzydotę pod zbędnym odzieniem. Zacisnął tylko szczękę, niemal czując w ustach smak goryczy, kiedyś będzie musiała zdjąć futro i ukazać swoje szkaradne oblicze.
- Idzie twój kundelek.- Usłyszał szept starszego z siostrzeńców, który pochylił się tuż nad jego uchem. Aemond zacisnął tylko pięści, obiecał sobie, że rozliczy się z nim, gdy śmieszna ceremonia powitalna dobiegnie końca.
Ser Criston stanął przed Aegonem i złożył delikatny pokłon w jego stronę.
- Królu, oto wódz Wolnych Ludzi, Victarion.- Aemond spojrzał na staruszka, niegdyś słyszał o nim niewiarygodne opowieści, jego zdolności bitewne były cenione we wszystkich Królestwach, teraz widział przed sobą jednak niegroźnego starca, zastanawiającym więc było w jaki sposób pokonał Nocną Straż i wojska Lordów Północy.
- I jego córka, Lyanna.- Dodał Criston. Dziewczyna skryła się za ramieniem ojca, i mimo, że była na wyciągnięcie ręki, pozostawała anonimowa. Książę miał ochotę zerwać futro z jej głowy, wszystko tylko po to, żeby jego męczarnie dobiegły końca, chciał tylko ujrzeć jej twarz, nic więcej.
- Victarionie, stoisz przed Królem Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, Władcą Siedmiu Królestw i Protektorem Królestwa. Oddaj mu pokłon albo wybierz śmierć.- Ser Cole posłał starcowi wymowne spojrzenie, mimo to Victarion się nie ugiął, długo stał w bezruchu przyglądając się młodziutkiemu Królowi, w ostateczności jednak zdecydował się uklęknąć na kamiennej podłodze. Aegon był widocznie zadowolony, cwaniacki uśmiech, który zdobił jego twarz niemal bez przerwy, powiększył się teraz, zaraz jednak przeniósł wzrok na dziką dziewczynę, a jego twarz nabrała grobowego wyrazu.
- Mam cię zmusić do uklęknięcia, czy sama to zrobisz?- Aegon poruszył się niespokojnie na tronie, był gotów zerwać się z niego w każdej chwili i spełnić swoje groźby. Lyanna jednak stała niewzruszona, niemal jak kamień, nawet nie drgnęła. Aemond ledwo powstrzymał się od drobnego uśmiechu, nie widział twarzy dziewczyny, lecz wiedział już, że ma charakterek. Aegon cały poczerwieniał, już miał wstawać z tronu, ubiegł go jednak Victarion, który złapał córkę za dłoń i szarpnął ją, nakazując tym samym by klęknęła. Ma swój honor, pomyślał Książę, będzie ciężko ją okiełznać.
W sali tronowej nastała cisza, Król próbował opanować swój gniew, wiedział, że nie może zrobić dziewczynie krzywdy, nie jeśli chciał zachować pokój. W końcu jednak i sam Aegon zaczął się niecierpliwić, obrucił twarz w stronę Aemonda i posłał mu piorunujące spojrzenie.
- Idź do niej i zdejmij te szmaty z jej głowy, zapoznaj się z przyszłą żoną.- Książę przyglądał się obliczu brata w milczeniu. Sam nie wiedział kiedy ich relacja tak znacznie się pogorszyła, zawsze stał po stronie brata, wspierając go i wyciągając z kłopotów, lecz kiedy Aegon założył na głowę koronę, stracił rozum.
Książę zacisnął mocniej szczękę, wgapił swój nienazwisty wzrok w dziewczynę, licząc, że ta sama zdejmie futro z głowy, ona jednak wciąż klęczała sztywno, niewzruszona słowami Króla. W końcu musiał wykonać rozkaz Aegona, powoli ruszył ku Lyannie, czuł spięte mięśnie przy każdym kroku. Nie spieszył się, rozmyślając o tym, czy nie lepiej wyjść z nieszczęsnego pomieszczenia i pozostawić wszystko za sobą, nie mógł jednak porzucić swych obowiązków. Minął Victariona nie poświęcając mu swojej uwagi. Stanął nad głową dzikuski, licząc, że ta przed nim ucieknie, nic jednak na to nie wskazywało. Był wystarczająco blisko, by poczuć zapach deszczu i lasu, który otaczał dziewczynę, domyślał się, że to futro emanuuje tym właśnie zapachem. Odczekał chwilę nim wyciągnął sztywną dłoń w jej stronę, dając jej ostatnią szansę, by zdjęła nakrycie głowy sama lub uciekła, nic jednak nie nastąpiło. Gdzieś z tyłu słyszał pospieszający głos brata, mimo to nie zagęścił swoich ruchów, nim chwycił za futro minęła cała wieczność, przynajmniej takie miał wrażenie. Gdy powoli ściągał kaptur, to kasztanowate włosy dziewczyny były pierwszym co zauważył, o dziwo nie były brudne i skołtunione. Dokładnie zlustrował jej mleczną cerę, bez żadnej skazy, nawet bez najmniejszej blizny. Lyanna nie spojrzała na niego, choć właśnie tego oczekiwał, zniecierpliwiony złapał za delikatną szczękę dziewczyny i zmusił, by ta uniosła swoją szczupłą buźkę ku niemu, lecz nawet wtedy nie spojrzała w jego upiorne oko, uciekając wzrokiem w bok, a jej ciemne tęczówki były przepełnione nienawiścią. Co raz mrugała nerwowo, ukazując mu wachlarz długich rzęs, a Aemond miał ochotę prychnąć. Jeszcze chwilę temu obawiał się, że dziewczyna będzie jak dzikie zwierze, tym czasem miał przed sobą słodkiego kociaka, zagubionego, choć udającego, że jest groźny. Czuł pod palcami jak zaciska szczękę, zelżał nieco swój ucisk ograniczając się do niemal czułego dotyku. W istocie rozczulił go jej wygląd, słodkie, pełne usta niemal wołały by się w nie wpić, a młodzieńcza, gładka cera zachęcała do pieszczot, i mimo, że ogromne i błyszczące oczy dziewczyny ukazywały tylko czystą nienawiść, on uśmiechnął się do niej, ledwo widocznie i tylko przez krótką chwilę. Był bardziej niż zadowolony, a gdy młoda, powabna dziewczyna klęczała przed nim, poczuł się niemal jak władca całego świata. Musnął jej malinową wargę kciukiem, licząc, że nie odgryzie mu palca. W końcu zdecydował, że nastał czas, by od niej odejść, choć zrobił to niechętnie. Odwrócił się do swojej rodziny z niemałą satysfakcją, bardziej niż samej dziewczyny pragnął ujrzeć niedowierzanie na twarzach tych nędznych kreatur, które dręczyły go miesiącami. Powoli wrócił na miejsce, pozwalając, by każdy zdążył przyjrzeć się jej słodkiej buźce, a gdy tylko stanął obok Rhaenyry, ta nachyliła się nad jego ramieniem.
- Doprawdy rozkoszny widok.

Blacksword | Aemond Targaryen (Nowa wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz