Prawda a kłamstwo

299 25 1
                                    

Aemond

                       Wygrywał walkę na miecze z młodzikiem ze Straży Królewskiej, gdy Ser Criston Cole wezwał go do matki, wspomniał, że sprawa jest pilna, więc przerwał trening, który koił jego nerwy. Z frustracją wbił żelazo w ziemię, był tak bliski zwycięstwu.
Ruszył zaraz za mężczyzną, nie odzywali się do siebie, Aemond od rana miał parszywy humor, i mimo, że już dawno wiedział o zaślubinach z Dziką dziewczyną, jego nastrój nie ulegał zmianie. Aegon podśmiewywał się z niego przy każdej możliwej okazji, porównywał ją do psa, szydził z jej pochodzenia, najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że sam miał podobne zdanie. Czuł się zhańbiony, nikt nie słuchał jego protestów, a matka w kółko gadała o jego przeznaczeniu. To wszystko przez Czerwoną Kapłankę, kobieta namieszała w głowie Alicent, była pewna, że zawsze ma rację, patrzyła w durny ogień i wmawiała wszystkim, że widzi w nim przyszłość. Myra bardzo szybko zdobyła pozycję w zamku, bardzo szybko znalazła też wrogów, była jednak chroniona przez Królową Matkę.
- Są jakieś wieści?- Przerwał ciszę, miał dość nasłuchiwania własnych kroków, które odbijały się głucho od kamiennej podłogi, wszystko go irytowało, stał się bardziej agresywny niż zazwyczaj. Ser Criston rzucił mu krótkie spojrzenie.
- Dziś rano pojmano banitę, który twierdził, że przebywał w obozie Dzikich.- Aemond prychnął, przez ostatnie dni, temat ludzi zza Muru był jedynym, który nie schodził z ust całego Królestwa, prostaczkowie buntowali się, a on się im nie dziwił. Jego brat był najgorszym Królem, który zasiadał na Żelaznym Tronie, i choć na ogół władzę za niego sprawował Namiestnik i Królowa Matka, lud nienawidzili jego szczeniackich zachowań.
- Czy to przestępstwo Ser Cristonie? Nie słyszałeś, że zbrataliśmy się z nimi?- Zaśmiał się, choć czuł gorycz wypowiadając owe słowa. Cole westchnął tylko.
- Ten pijak rozpowiadał ohydne rzeczy o twojej przyszłej żonie, Królowa Matka chce wiedzieć, czy cokolwiek z tego co mówił jest prawdą.- Odruchowo złapał za rękojeść niewielkiego sztyletu, który chował się za paskiem jego skórzanej kurty. Miał dość problemów, a dziewczyna, której nawet nie widział na oczy, przysparzała mu ich jeszcze więcej.
- Więc jest dziwką?- Niemal wysyczał przez zęby, a zawód w jego głosie był bardziej niż słyszalny, jego mina stężała, a szczęka zacisnęła się wściekle.
- Słyszałem wiele o tej dziewczynie, podobno potrafi zasztyletować grupę rosłych mężczyzn, ludzie mówią, że u jej boku kroczy dzika bestia, którą oswoiła, wspięła się na pierdolony Mur. Takie jak ona nie oddają się pierwszej lepszej łajzie, tego jestem pewien.- Przekonanie, które usłyszał w jego głosie nieco go uspokoiło, nie tracił jednak czujności, prostaczkowie uwielbiali podkoloryzowywać swoje historie. Ser Criston Cole zatrzymał się przed ogromnymi, rzeźbionymi drzwiami od komnaty, w której odbywały się spotkania Małej Rady. Pchnął je, przypominając sobie noc, w której zobaczył strach w oczach wuja. Daemon wciąż dochodził do siebie po przegranej bitwie, opowiadał później, że mało nie zginął przez własnego smoka, który próbował zrzucić go z grzbietu. Wszedł w głąb pomieszczenia, lustrując matkę, która siedziała na miejscu Króla. Aegona nie było, nie zdziwiło go to nawet w małym stopniu. Spojrzał na Daemona, który z opatrunkiem na czole, przyglądał się klęczącemu przed nim pojmańcu. Królewski Namiestnik pochylał się nad błagającym o wybaczenie mężczyzną. Gdy dostrzeżono obecność Aemonda, wszystkie głosy zamilkły. Czerwona Kapłanka błądziła wzrokiem po jego kipiącej ze złości twarzy, nie zwrócił na nią jednak większej uwagi. Bezzwłocznie podszedł do pojmańca, wyłapując jego ubłocone odzienie i brudne ciało. Smród, który bił od mężczyzny był nie do zniesienia, mieszanka końskiego łajna i kwaśny odór wina, przyprawiał go o mdłości. Stanął z nim twarzą w twarz, patrząc na jego żałosne oblicze, na plątaninę tłustych włosów, na bezzębny grymas strachu.
- Wszystkie moje słowa były kłamstwem, wybacz mi Panie.- Jęknął nieprzyjemnie chrypiącym głosem. Na powrót sięgnął do rękojeści sztyletu, zaciskając na nim palce. Pomyślał wtedy, że Ser Criston miał rację, nawet najtańsza kurwa nie splunęłaby na jego zachlaną mordę. Królowa Matka podniosła się z pozłacanego krzesła, stanęła nieopodal syna, wciąż jednak wolała zachować dystans.
- Opowiedz mi o niej, o córce ich przywódcy.- Jej głos był spokojny, niemal współczujący, Aemond wiedział jednak, że to tylko jedna z jej manipulacji, uwielbiała udawać głupią, gdy rozmawiała z jeszcze większymi głupcami. Pojmaniec przeniósł wzrok na nią, z nadzieją w oczach, pokłonił się.
- Nigdy z nią nie rozmawiałem, widziałem ją tylko z daleka. Przysięgam, że wszystko zmyśliłem.- Głos mężczyzny coraz bardziej irytował Aemonda. Jego dłoń wciąż zaciskała się na sztylecie. Alicent westchnęła.
- Czy jest piękna?- Królowa Matka nie odpuszczała, sam nie wiedział, czy ma w tym wszystkim jakiś plan, czy po prostu była ciekawa. Aemond posłał jej pytające spojrzenie.
- Jest, ale ty jesteś piękniejsza Pani.- Głupiec, pomyślał, pojmaniec nie wiedział, że jego pochlebstwa nic mu nie dadzą. Alicent roześmiała się cicho, niedługo potem dołączyła do niej Myra, która stanęła obok swojej protektorki.
- Ty też Pani jesteś od niej piękniejsza.- Obie kobiety roześmiały się głośniej, tym razem jednak ich śmiech był przepełniony kpiną, mężczyzna jednak wydawał się tego nie słyszeć. Uśmiechnął się, ukazując braki w zębach.
- Wiesz kim jestem?- Myra, wciąż rozbawiona, podeszła kilka kroków bliżej, stanęła równo z ramieniem Aemonda, pogładziła dłonią swoje lśniące włosy.
- Wiem, że twój bóg prowadzi cię przez życie Pani.- Kapłanka spoważniała, a jej tęgi wzrok piorunował pojmańca.
- Tak, to prawda. Mój bóg zsyła mi też  obrazy, które odczytuję z ognia, nie zawsze są jasne i przejżyste, lecz twarz tej dziewczyny jest wyraźna. Jej piękno jest jak zachód słońca i gwieździsta noc latem.- Zerknął na Myrę, a jej grobowa mina mówiła tylko jedno.
- Twoje kłamstwa nie mają końca.- Rzuciła oskarżycielsko. Stała w miejscu, mierząc mężczyznę zabójczym wzrokiem. Milczenie, które zapanowało, było cichą obietnicą śmierci, przerwał ją dopiero Otto.
- Jak dostałeś się do obozu Dzikich?- Pojmaniec nie odrywał wzroku od Myry, a przerażenie w jego oczach z każdą chwilą stawało się coraz większe. Załkał cicho, wiedząc, że nic go nie uratuje.
- Wejście jest otwarte dla każdego, kto chce do nich dołączyć.- Zaczął się trząść, po jego brudnych policzkach spłynęły łzy. Usłyszał prychnięcie Daemona, który podpierał się o kamienną ścianę.
- Więc stałeś się dzikusem i uciekłeś, tak? Powiedz mi, ile ludzi dołącza do nich w taki sposób?- Pojmaniec zawahał się, posłał swoje przerażone spojrzenie w stronę Daemona, który uśmiechał się kpiąco.
- Ogrom Panie, wszyscy drobni złodziejaszkowie, żebracy i biedni rolnicy, nawet mniejsi rycerze i ludzie z wojsk Lordów Północy. Każdego dnia przybywa coraz więcej namiotów i gąb do wykarmienia.- Daemon odepchnął się od ściany, powolnym krokiem podszedł do więźnia, kulał na jedną nogę. Przykucnął przed nim, chwilę przyglądał się jego żałosnej twarzy.
- I to są wieści, na które czekałem. Masz szczęście, za kłamstwa stracisz dziś język, ale potem będziesz mógł wrócić do swojego nic niewartego życia.- Podniósł się, zrobił to z trudem, Aemond widział grymas bólu na jego twarzy.
- Dziękuję za twoją łaskę Panie, dziękuję.- Niepotrzebnie, pomyślał Aemond.
- A ty drogi bratanku, nie masz żadnych pytań? Nie ciekawi cię co też nasz uciekinier rozpowiadał po całej Królewskiej Przystani? Podobno brał ją od tyłu, obiło mi się o uszy, że robiła mu dobrze kiedy tylko naszła go ochota.- Wuj posłał mu złośliwy uśmiech. Zacisnął szczękę, i bez tego rozpierała go furia. Starał się zachować spokój, jednak z każdą kolejną chwilą było to coraz trudniejsze. Spojrzał na brudnego i śmierdzącego mężczyznę. Piękna jak zachód słońca, pomyślał. Przypomniał sobie słowa Cristona Cola.
- Widziałeś u jej boku dzikie zwierze?- Ścisnął mocniej rękojeść sztyletu. Piękna jak gwieździsta noc latem.
- Tak Panie, bestia wielka jak jeleń, jeden z rycerzy mówił że to cieniokot, nie odstępował jej nawet na krok.- Aemond nachylił się nad nim, choć zrobił to niechętnie, odór kwaśnego wina, końskiego łajna i zgnilizny, wciąż drażnił jego nozdrza, wszystko jednak poszło w odstawkę, gdy czuł tak nieopisaną wściekłość.
- Był przy niej, gdy brałeś ją od tyłu?- Wysyczał przez zęby. Strach w oczach pojmańca był dla niego niczym pożywka. Nieważne czy chciał ślubu z Dziką dziewczyną, czy nie, ona była jego i nie zamierzał pozwalać na podobne zachowania, nie gdy chodziło o taką łajzę jak on.
- W tej komnacie nie tylko ty jesteś kłamcą, mój wuj też nie zawsze mówi prawdę. Nie wrócisz do swojego nic niewartego życia.- Wyciągnął sztylet, który tak zawzięcie ściskał. Szybkim ruchem przejechał ostrzem po szyi więźnia. Krew ochlapała jego skórzane odzienie i szkarłatną suknię Kapłanki.
- Jego głowa będzie lepiej wyglądać na pali.

Blacksword | Aemond Targaryen (Nowa wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz