00

487 58 23
                                    

Ponieważ naooglądałam się gokushufudou i nagrałam w yakuzę, to mam teraz parcie na takiego fanficzka. XD

Dobra, mam nadzieję, że się Wam spodoba! No i wiadomo, to dopiero początek i dużo wyjdzie później!

Miłego dzionka!


———



Siedem lat wcześniej

Harry wracał z pracy. Tak jak robił to każdego dnia roboczego (a zdarzało się, że i nawet wolnego) i jak planował robić przez kolejne lata, póki nie awansuje, mogąc przebywać w pracy mniej albo póki go po prostu nie zwolnią. Nie brzmiało to jak życie, które było warte pozazdroszczenia, ale jak to mówiły slogany: jest jak jest. I on chyba nawet w to wierzył. Że skoro nie znalazł nagle na ulicy walizki z miliardem funtów, to najwyraźniej właśnie takie było jego przeznaczenie.

Teraz jednak wcale nie martwił się marzeniami o górze pieniędzy, ponieważ mierzył się z ważniejszymi problemami. Był zmęczony z powodu nieszczęsnych nadgodzin, głodny i jego wzrok był tak groźny, że mógłby nim samym kogoś zabić, a trzeba było wiedzieć, że Harry stronił od przemocy na wszelkie sposoby. I nawet jeśli w ostateczności mógł się obronić, nie chciał do tego doprowadzać. W uszach miał słuchawki, ale nic na nich nie leciało, nawet jakiś podcast, który miałby go do czegoś zmotywować. Niewielkie urządzenia były tego dnia wyłącznie atrapą, która miała sprawić, żeby nikt do niego nie mówił, o ile nie było to ważne. Pomijalnym oczywiście było to, że telefon padł mu jeszcze w metrze, ale wtedy się tym nie przejął, wiedząc, że zaraz będzie w domu.

Praca w korporacji była dobijająca, ale przynajmniej zarabiał nieźle. Okej, może i tak na większe przyjemności musiał odkładać, jeśli nie chciał brać czegoś na raty. Na przykład, biorąc nowy laptop czy telewizor, ale nie patrzył na to, ile w markecie kosztował karton mleka czy batonik. A to już było coś, na co niektórzy nie mogli sobie pozwolić. Że nie żył od dnia wypłaty do dnia wypłaty, licząc każdego pensa. Czasami żałował, że nie miał co ze sobą zrobić, żeby w miesiąc stać się wielkim, rozpoznawalnym influencerem i zarabiać górę kasy za niewielką pracę. Lubił oglądać filmy czy seriale, ale nie na tyle, aby nagrywać ich recenzje. Zresztą, co miałby w takich mówić? No i jednak praca w korpo nie wymagała aż takiego zaangażowania, szczególnie na początku, gdy trzeba było znaleźć dla siebie widownię.

O czym ty myślisz, głupku? zrugał Sam siebie Harry, wiedząc, że to wszystko będzie go jeszcze bardziej dobijać. Już i tak tego dnia nie miał humoru, bo manager projektu znów czepiał się o nic, a na dodatek brało go chyba przeziębienie.

Dobijała go za to myśl, że miał jeszcze przed sobą dobry kwadrans spaceru, nim dojdzie do domu. Nie mieszkał tak blisko stacji metra, ale w słoneczne, letnie dni aż tak bardzo nie narzekał, wmawiając sobie, że to tylko dodatkowy ruch. Co było problemem to to, że dookoła było ciemno jak w dupie i za żadne skarby nie powiedziałby, że znalazł się w Londynie, a raczej w jakimś ścieku. Może i paliły się lampy uliczne, ale ich światło pozostawiało wiele do życzenia.

Kiedy szedł, oczami wyobraźni widział już gorący prysznic oraz jedzenie, które miał zamiar sobie odgrzać, popychając je później batonikiem czy dwoma. Och, nawet już rozmyślał o tym, jaki serial obejrzy, póki nie zaśnie przed telewizorem w salonie, zmuszając się, aby w środku nocy przenieść się do łóżka i spać dalej. Jego życie było proste i chciał, aby takie pozostało.

Okej, może chciał znaleźć miłość, ale to było takie szaleństwo, w które nawet on już nie wierzył. Komedie romantyczne wcale nie pomagały mu w zmianie zdania, ponieważ wiedział, że nie znajdzie nikogo tak szarmanckiego, uprzejmego, inteligentnego i przystojnego. Nie chciał nikogo obrażać, oczywiście, ale kiedy już wychodził na randki, to najczęściej na trzech się kończyło. Za każdym razem coś było nie tak. Na ostatniej okazało się, że jego sympatia była maminsynkiem, choć był grubo po trzydziestce. I rozumiał, że ktoś mógł mieszkać chwilowo u rodziców, ponieważ powinęła się noga albo nagle zostało się zwolnionym. Ale były pewne granice, które dla Harry'ego były nie do przekroczenia. A to była jedna z nich, ponieważ nie chciał obudzić się pewnego poranka z nieprzyjazną teściową nad uchem, która krytykowałaby każdy jego krok czy oddech.

House husbandWhere stories live. Discover now