02

378 45 3
                                    

To już trzeci rozdział! Juhu, i jak tam wrażenie jak na razie?? Mi osobiście na razie się spoko pisze, jedynie raz miałam zastój XD

Miłej nocy!! ♥


———


Kiedy Harry wychodził z mieszkania, dla Louisa zaczynała się jedna z najważniejszych części dnia — była to dla niego pora sprzątania.

Walczył z każdym zabrudzeniem na śmierć i życie. Obie strony walczyły, o ironio, bardzo nieczysto, podobnie jak jego wrogowie w prawdziwym życiu. Bitwy potrafiły trwać długo i nigdy się do nich nie zrażał, z każdej z nich wynosił jakąś naukę, która miała pomóc mu w przyszłości. Jeżeli coś pokonywało go w pierwszym momencie, doszkalał się u swojego mistrza, jakim był Internet i wracał na kolejną rundę, póki nie okazał się ostatecznym zwycięzcą potyczki. Louis się nie poddawał, każda plama musiała zniknąć. Istniała możliwość, że znał tak samo dużo sposobów na pozbycie się człowieka — żywego, tudzież i nie, to akurat nie miało dla niego najmniejszego znaczenia — jak i na wybawianie zabrudzeń z różnych powierzchni. Pasty, płyny czy inne, dziwne mieszanki, on znał je wszystkie, a część robił nawet sam. I wiedzą tą wcale nie zamierzał się dzielić. Wypróbowane, sprawdzone i czasami ulepszone metody należały wyłącznie do niego. Teraz walki nie były już tak zażarte, ponieważ mieszkanie i tak lśniło na błysk, a on musiał jedynie wszystko poprawiać. Harry zawsze siedział w salonie i obserwował wszystkie te starania z rozbawieniem. On niewiele pomagał w domu, ale tylko dlatego, że Louis mu na to nie pozwalał. Mógł co najwyżej włożyć naczynia do zmywarki albo poukładać sztućce w szafce. Nawet nie mógł wynosić śmieci, ponieważ to właśnie szatyn wiedział, co nadawało się na jeden z pobliskich skupów, w którym — nic dziwnego — również miał znajomości, więc dostawał najlepsze ceny. A trzeba było również wiedzieć, że ten targował się zażarcie, ale przecież w tym miał naprawdę duże doświadczenie. I może nie zarabiał w konwencjonalny sposób, ale to nie oznaczało, że nie wiedział, jak nie przynieść kilku funtów do domu.

Nikt jednak nie wiedział, że ten miał swojego arcywroga, jeśli chodziło o kwestie sprzątania. Chyba każdy musiał jakiegoś mieć, więc i on nie był w tej kwestii wyjątkiem. I wróg ten znajdował się w ich mieszkaniu, które miało być jego sanctum. Miejscem, gdzie nie miały nawiedzać go żadne niepokojące demony przeszłości ani irytujące zmartwienia. A jednak właśnie teraz stał na środku salonu, wpatrując się w okrągłe, czarne urządzenie, które jeździło dookoła. Robot sprzątający. Robot. Sprzątający. Jego osobiste nemezis, które dostali od rodziców Harry'ego na poprzednie święta i czego ten za żadne skarby nie zamierzał wyrzucać. Ku niezadowoleniu Louisa, oczywiście. Było to ostateczne pokazanie, że teściowie robili wszystko, aby zagrać mu na nerwach, to wyczuwał doskonale. I gdy wygłaszał Harry'emu swoje teorie, ten jedynie się śmiał, mówiąc, że pomimo surowego i poważnego wyglądu, miał naprawdę niepoważnego męża. Dodatkowo to wcale nie było tak, że Louis nie próbował się tego pozbyć z domu w nieco delikatniejszy sposób. Robił to bardzo mocno i wytrwale, ale żadne próby nie przyniosły pożądanego efektu. Nędzny odkurzacz nadal zajmował te same miejsce, a brunet powtarzał mu raz za razem, że przecież była to pomoc przy sprzątaniu, więc powinien się cieszyć.

Robot jeździł wesoło dookoła niego. Czy takie urządzenia mogły być wesołe?, pomyślał sobie, gdy nadal gromił je wzrokiem. Ostatecznie go to nie interesowało, po prostu chciał, aby to coś zniknęło z jego domu. Doskonale radził sobie sam i nie potrzebował elektroniki, aby cokolwiek usprawniać. Nie mogło przecież wjechać w wąskie szczeliny, które później czyścił za pomocą kija ze szmatą, co było również świetnym sposobem, aby zdzielić boleśnie swojego wroga. Ironią jego życia było to, jak wiele prac domowych mógł sprowadzić do mafijnego stylu życia, z którym się urodził.

House husbandWhere stories live. Discover now