01

354 45 16
                                    

Okej, żeby nie było, chcę trochę przemycić tutaj kultury, jaka wiążę się z yakuzą, a może nawet i więcej niż trochę? W sumie czemu? Bo inaczej Louis za łatwo mógłby wpasować się w społeczeństwo, a jakoś mi to do końca nie leży???No generalnie drugiej Japonii to ja z tego nie zrobię, ale yk. XDDDD no może jeszcze nie yk ale kiedyś się dowiecie.

Hehe, na razie szykujcie się na takie słodsze rozdziały, bo chcę im dać trochę czasu razem i żeby tak wszystko rozwinąć z ich życiem, ale wiecie bez przesady. XD

Miłego wieczorka! ♥


———


Budził się każdego dnia równo o szóstej.

Czasami potrzebował do tego budzika, czasami zaś otwierał oczy sam, kilka minut przed alarmem. Ale szósta była godziną ostateczną, nie było szóstej trzydzieści, siódmej, a nawet szóstej piętnaście. 

Nie było od tego wyjątków, no może poza weekendami. Jednak nawet wtedy nie pozwalał sobie na wylegiwanie do dwunastej, o ile nie było ważnej okazji, która ku temu sprzyjała jak rocznica czy urodziny. Było to coś zupełnie innego od tego, jak żył jeszcze z pięć lat temu. Wtedy wylegiwał się do uporu, a pobudka wcześniej niż po porze obiadowej brzmiała dla niego jak największa kara. Teraz jednak to był jego trening siły woli i uporu, aby zmienić swoje życie na lepsze. Nie mógł się poddać, musiał pokazać wszystkim, a najbardziej sobie, że mógł poddać się narzuconej dyscyplinie i stać się przykładnym panem domu.

Bycie panem domu to był poważny biznes.

I chociaż brzmiało to śmiesznie, bo kto brał na poważnie zajmowanie się domem, to prawda była zupełnie inna. Bo składało się na to naprawdę wiele pracy oraz samodoskonalenia, o którym niekoniecznie się mówiło. Ale był to również pewnego rodzaju spokój, którego tak naprawdę poszukiwał. Był szefem samego siebie i chociaż wcześniej sytuacja była identyczna, ponieważ przez jakiś czas i on przed nikim innym nie odpowiadał niż przed sobą, to środowisko różniło się diametralnie.

Przeciągnął się lekko, zerknął na śpiącego na boku mężczyznę i wstał z łóżka. Harry, ten który leżał obok, miał jeszcze trochę czasu do swojego budzika, ale on nie zamierzał marnować czasu.  Dzień, chociaż wcale nie taki krótki, to nie rozciągał się również w nieskończoność.

Wizyta w łazience była szybka, nim się obejrzał już płukał buzię po umyciu zębów i wpatrywał się we własne odbicie w lustrze. Czasami krzywił się na widok starych, jasnych blizn, które miały z nim być już do końca życia. Jedne z nich pochodziły z akcji, w których brał udział, inne zaś z młodzieńczych lat, gdy ojciec uczył go, co oznaczało życie poza czujnym spojrzeniem prawa i że fanatyczna lojalność wraz z dyscypliną były jedynymi rzeczami, które miał znać. Louis jednak nie lubił słuchać dorosłych, dlatego właśnie wszystko kończyło się w taki sposób.Blizny, na jego nieszczęście, były szczególnie widoczne, gdy wracali z wakacji zza granicy, a skóra nabierała opalenizny. Harry próbował go przekonać, że wyglądał groźnie i seksownie, ale na nic zdawały się jego starania. Naprawdę je doceniał, ale ostatecznie za każdym ze śladów krył się podskórny demon, przypominający o wszystkim. Innym razem zaś marudził, widząc wykonane czarnym tuszem rysunki na swojej skórze, a tuż pod literami, na złotym łańcuszku, niemal ironicznie wisiał niewielki krzyżyk wraz z obrączką. Louis nie nosił swojego pierścionka na palcu, aby nikt nie pomyślał, że założył rodzinę. Jeżeli by go poznano, Harry mógł uchodzić za wiele osób, ale na pewno nie za rodzinę. Sam łańcuszek i krzyżyk należały do bruneta, zaś on poza kąpielami nie zdejmował go ani na moment. Dostał go w ten jeden dzień, gdy całkowicie przemoczony i znów zakrwawiony pojawił się w progu, mówiąc, że to był koniec. Że dla Harry'ego zmienił wszystko. I właśnie teraz złota biżuteria była dla niego niczym amulet. Jak przypomnienie tego, co obiecał swojemu jeszcze wtedy kochankowi. 

House husbandWhere stories live. Discover now