Rozdział 1

2K 54 0
                                    

Sierpień 2022, Warszawa

Zostawił mnie. Zostawił mnie samą w tym wielkim, obcym mieście. Wyjechał beze mnie, wrócił na stare śmieci, a mnie opuścił, jak psa przywiązanego do drzewa gdzieś w środku cholernego, ciemnego lasu i odjechał z piskiem opon.

Stałam z jedną walizką zawierającą cały dobytek mojego życia na środku chodnika w centrum Warszawy mając parę groszy na koncie. Kurwa, jak mógł mnie tak zostawić. Jak można zrobić coś takiego drugiej osobie. Człowiekowi, którego się kochało, swojej dziewczynie, z którą mieszkało się pod jednym dachem. Ze łzami w oczach gapiłam się na Pałac Kultury, z którego jeszcze kilkanaście godzin temu podziwialiśmy panoramę miasta, nie wierząc w szczęście, jakie mnie spotkało mając przy sobie kogoś takiego jak Patryk. To miały nasze wakacje, nasz wspólny wypad, a właśnie przeżywałam najgorszy dzień w całym moim osiemnastoletnim życiu. Ledwo co skończyłam w czerwcu liceum, a już dwa miesiące później miałam być bezdomna. Miałam tylko jego. Rodzice wyrzucili mnie z domu z chwilą ukończenia osiemnastu lat z powodu mojego, jak to zawsze delikatnie mówili, buntu. W przeciwieństwie do małej wersji mnie, teraz nie dawałam sobą pomiatać i dawać się wyzywać od najgorszych szmat, której to narodzin żałowali. W naszym domu nigdy nie brakowało alkoholu i narkotyków, a zwłaszcza tego drugiego. Prochy zawsze były dla nich najważniejsze, a ich jedyne dziecko najlepiej gdyby nie istniało. Nigdy nie mogłam w spokoju usiąść do książek, zaprosić znajomych, których wtedy jeszcze miałam czy spędzić czasu z ludźmi, którzy powinni mnie kochać i wychowywać. Z dzieciństwa zapamiętałam jedynie imprezy dorosłych do rana, białe proszki wciągane ze stołu, tłukące się butelki i siniaki na moim ciele. Zawsze gdy powiedziałam coś, co nie spodobało się tacie, po prostu mnie bił. Mama uczyła mnie, że wszystko co się dzieje, jest moją winą. Od małej dziewczynki wmawiali mi, że brak pieniędzy, pusta lodówka, ich problemy finansowe i zdrowotne to moja sprawka. Musiałam przepraszać za rzeczy, które nawet mnie nie dotyczyły bo inaczej zwyzywaliby mnie, a tata dodatkowo zostawiłby na moim ciele parę siniaków. Zawsze marzyłam, aby mieć dużego psa, który mógłby mnie przed nimi obronić, albo chociaż starszego brata, który stanąłby po mojej stronie. Po stronie swojej malutkiej siostrzyczki, która bała się ludzi, których powinna kochać całym serduszkiem z wzajemnością. Kiedy zaczęłam dorastać i zaczęło mi być obojętne kto co o mnie mówi i myśli, zaczęłam bronić się jak tylko mogłam przed rodzicami, na których byłam skazana każdego dnia. Uciekałam z domu, przebywałam poza nim najdłużej jak się dało, a że byłam niepełnoletnia, często do mieszkania odprowadzała mnie policja. Ta sama policja, która spisywała moich starych za głośne imprezy i awantury średnio raz w tygodniu i nic z tym nie zrobili. Nikt mnie od nich nie zabrał, nikt nie zapytał jak się czuję, nikogo nie obchodziły moje żale na ich temat. Kazali mi jeszcze ich wspierać, bo jako ich dziecko miałam taki obowiązek. Ja pierdolę, kurwa. Patryk wspierał mnie jak mógł, ale często po prostu nie było go w pobliżu z powodu pracy. Kiedy tylko dotarło do nich, że w końcu jestem pełnoletnia, podstawili mi walizkę pod drzwi i kazali się wynosić. Moi rodzice kazali mi spierdalać, żebym nie mogła dłużej być ich problemem. Zawsze to jedna gęba mniej do wyżywienia, farciarze.

Tego dnia, kiedy wyrzucili mnie z mieszkania, obiecałam sobie, że wprowadzając się do Patryka moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Mogłam z nim zamieszkać dopiero teraz, bo wcześniej ciągle zgarniała mnie policja. Nigdy nie dowiedziałam się, skąd moi rodzice wiedzą gdzie mieszka mój chłopak, ale zawsze kazali mi wracać, żeby teraz móc mnie w pełni wyrzucić. Prochy chyba do końca wyżarły im mózgi.

Patryk dobrze zarabiał i kazał mi siedzieć w domu zamiast iść do pracy i móc dołożyć się do rachunków. Tłumaczył to tym, że w mieszkaniu będę bezpieczna, nie spotkam rodziców ani ich dziwnych znajomych, a on przyniesie do domu tyle pieniędzy, ile będzie trzeba. Z początku nie spodobał mi się taki układ, ale ostatecznie uległam, żeby nie prowokować kłótni. Potrafił być nerwowy kiedy coś szło nie po jego myśli, ale wiedziałam, że mnie kocha. Nie tak jak rodzice, którzy udawali, ale naprawdę. Wierzyłam, że mu na mnie zależy. Idiotka.

Mój chłopak był cztery lata starszy ode mnie i pracował w biurowcu we Wrocławiu. Pewnego dnia wrócił późnym wieczorem do domu i oznajmił, że zaprasza mnie na weekend do Warszawy. Wtedy mieliśmy mieć swoją drugą rocznicę, która byłaby uczczona w stolicy. Cieszyłam się jak dziecko, nigdy nie byłam w Warszawie, a było to moje małe marzenie.

Gdzieś w połowie sierpnia wsiedliśmy do jego mercedesa i ruszyliśmy w podróż. Na miejscu byliśmy w piątek i mieliśmy zostać do niedzieli wieczora. W sobotę postanowiliśmy udać się do klubu. Trochę potańczyć, napić się tych drogich, kolorowych drinków, po których zawsze rano boli głowa i po prostu dobrze się bawić. Nasza definicja dobrej zabawy trochę się jednak różniła. To miał być nasz wspólny wypad, nasza rocznica, ale widocznie szczupła blondynka klejąca się do jego przyrodzenia podczas tańca była dużo lepszą opcją niż własna dziewczyna. Nie robiłam afery, bo wiedziałam, że jego złość może wymknąć się spod kontroli, a rodzice nauczyli mnie, że wszystko co złe, jest moją winą, dlatego też nawet nie wspomniałam tego wieczora, że nie podobało mi się jego zachowanie, delikatnie mówiąc. Po powrocie do hotelu i nie zmrużeniu oka nawet na minutę przez resztę nocy postanowiłam się odezwać. Czułam, że to nie w porządku traktowanie mnie w taki sposób, nawet jeśli rodzice dali mi inną wizję świata, więc po wymeldowaniu się i wyjściu z hotelu zapytałam czemu tak się zachowywał. Dlaczego traktował ją jakby to ona była jego dziewczyną, a nie ja. Nie musiałam długo czekać, by usłyszeć że jestem wariatką i wmówił, że wszystko wyolbrzymiam, a z powodu toksycznych relacji rodzinnych i zniszczonej psychiki najzwyczajniej mu uwierzyłam. Uwierzyłam, że moją winą jest to, że musiał zabawiać się z inną laską wiedząc, że jego obecna przygląda się wszystkiemu siedząc samotnie obok. Stwierdził, że nie może sobie pozwolić na takie relacje i postanowił mnie zostawić. Przyszło mu to z taką łatwością, że nie mogłam uwierzyć, że wszystko co właśnie się dzieje, jest prawdą. Myślałam, że zaraz obudzę się w jego objęciach i będzie pocieszał mnie po złym śnie, a później razem wyjdziemy na miasto dalej świętować rocznicę. Niestety nie śniłam, a miłość mojego życia właśnie skreśliła nas i naszą przyszłość.

Zostawił mnie tu, w środku stolicy, samą, w centrum z jedną walizką, z groszami na koncie i bez dachu nad głową bo przecież mieszkałam z nim na jego koszt, mimo, że wciąż nalegałam, abym mogła pracować. Dopiero kiedy zobaczyłam jak faktycznie odjeżdża spod hotelu beze mnie obok, zrozumiałam, że dałam mu się traktować dokładnie tak, jak traktowali mnie rodzice. Ale ja go kochałam. Kochałam go całym sercem i był jedyną osobą na tym zakłamanym świecie, której naprawdę ufałam. Wierzyłam, że chce dla mnie dobrze, że w końcu komuś na mnie zależy. Chciałam wierzyć, że nie jestem nic nie wartym śmieciem, którego śmierć nic by nie zmieniła w tym wielkim świecie. Jak bardzo się myliłam. Stałam tu jak ten bezpański pies i łkałam patrząc jak Patryk oddala się coraz bardziej. Nie zważałam na gapiów przechodzących obok, a tych było sporo. Brakowało tylko, żeby wyciągnęli telefony i zaczęli nagrywać płaczącą wariatkę.

Niebo zaczęło przybierać różowy kolor, podmuch wiatru przypomniał sobą o zbliżającej się nocy, a ja miałam jakieś dwadzieścia złotych na koncie i rozładowujący się telefon. Przetarłam dłonią policzki, żeby pozbyć się słonych łez i sięgnęłam po niewielką walizkę, w której miałam dobytek swojego życia. W niej znajdowało się wszystko, co mi zostało.

Nie mogłam tu tak stać w nieskończoność, dlatego stwierdziłam, że najzwyczajniej w świecie pójdę przed siebie dopóki nie wymyślę czegoś lepszego. Musiałam trochę ochłonąć zanim zacznę myśleć co dalej ze sobą zrobić. Spuściłam głowę, żeby ludzie nie musieli patrzeć jak co jakiś czas po moich policzkach płyną łzy z niewiadomego dla nich powodu i ruszyłam. Byłam na tyle skupiona na płytkach pod moimi butami, że nie zauważałam co dzieje się dookoła, dlatego zderzenie z jakąś wysoką postacią było dosyć bolesne.

Jeśli mogłabym w tamtym czasie przewidzieć przyszłość, podziękowałabym Patrykowi jeszcze tego samego dnia, że postanowił mnie zostawić.

Dla Ciebie / Nicola ZalewskiWhere stories live. Discover now