Rozdział 2

72 13 6
                                    

Yoongi ma ochotę uciec. Nie dość, że jego synek miał mały wypadek, który wymagał interwencji pogotowia, to dodatkowo ze wszystkich zespołów jeżdżących po tym ogromnym mieście, tutaj przejechał ten jeden konkretny.

Mężczyzna doskonale zna ten głos i zanim odwraca głowę w jego kierunku, doskonale wie, z kim ma do czynienia. Z tą jedyną osobą, którą od lat nieudolnie próbuje wyprzeć z pamięci.

— To naprawdę ty — kontynuuje ratownik.

Wygląda... tak zwyczajnie i jednocześnie wyjątkowo. Ubrany w standardowy strój ratownika. Wyróżnia się spośród tłumu nie tylko jaskrawo pomarańczową kurtką z naszytą na ramieniu flagą Korei Południowej, ale całą swoją prezencją i... zapachem. Zapachem, który również jest tak boleśnie znajomy i kojący, przez co Yoongi mimowolnie odrobinę się uspokaja.

Twarz ma zakrytą maseczką, a jego włosy są krótko przystrzyżone, zupełnie inaczej niż lata wcześniej. Wtedy były długie i niesforne. Były też ogromną słabością Yoongiego, który uwielbiał zatapiać w nich palce.

Omega czuje lekkie kłucie w klatce piersiowej na samo wspomnienie, ale szybko się opamiętuje. Minęło przecież tyle lat. Alfa pewnie nawet tego nie pamięta.

— Przepraszam? Chyba mnie pan z kimś pomylił. — Yoongi ma ochotę uderzyć się z całej siły czoło, ale przecież teraz tego nie zrobi.

Ratownik jest zaskoczony i w pierwszej chwili zastanawia się co zrobić. Na pewno się nie myli. Zna go zbyt dobrze, dlatego prędko zsuwa maseczkę pod brodę i uśmiecha się szeroko.

— Kim Seokjin. Nie wierzę, że mnie nie poznałeś! — śmieje się. — To przez tę maseczkę? Czy może mundur?

— Och... ja — zaczyna zawstydzony, ale przerywa mu w tym czterolatek.

— Tatusiu, boli mnie — płacze malec i pociąga go za rąbek koszulki.

Mężczyzna od razu reaguje. Odwraca się ponownie do synka i całe otoczenie nie ma znaczenia. Spogląda w jego załzawione, duże oczy i ma ochotę zrobić wszystko, aby tylko cofnąć czas. Nie może znieść tego, że go tutaj nie było, że jego dziecku coś się stało.

— Już Żyrafko, zaraz wszystko będzie dobrze. — Yoongi delikatnie głaszcze synka po plecach jedną dłonią, a drugą wyciera łezki z jego policzków. — Czy ktoś może coś zrobić, żeby zmniejszyć ból?!

— Spokojnie Yoongi-yah, pojedziemy do szpitala i założymy gips. Później kilka tygodni i malec będzie mógł znowu jeździć na rowerku — odzywa się spokojnie Seokjin.

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Boli go — mruczy. Stara się zignorować zdrobnienie, którego użył ratownik oraz to, jak się przez to czuje.

— Hyung, nie denerwuj się. Przecież... — zaczyna Jeongguk. Widzi, że jego brat nie jest w dobrym nastroju, a niespodziewana obecność Jina tylko pogarsza sytuację.

— Gguk, proszę cię... Kyongi ma złamaną rękę, a oni, zamiast zawieść go do szpitala, przedłużają jego ból i...

— Czekaliśmy na to, aż przyjdziesz, ponieważ nie mogliśmy zabrać dziecka, skoro żaden z obecnych mężczyzn nie jest jego opiekunem. Teraz możemy was zawieźć do szpitala. Nic się maluchowi nie dzieje, spokojnie Yoongi-yah.

— Nie mów do mnie tak, nie jesteśmy wystarczająco blisko ze sobą... Poza tym jak możesz tak mówić o dziecku. Przecież widzisz, że płacze. Nie wszyscy są tacy odporni na ból jak ty Kim Seokjin-ssi.

Młody ratownik milczy. Nie wie, jak zareagować oraz... co mógłby zrobić. Nie potrafi odpowiedzieć na to, co przed chwilą usłyszał. Postanawia jednak odłożyć uczucia na bok i nie pokazać tego, jak bardzo jest mu teraz przykro. Jest w pracy, a Yoongi ma trochę racji. Mógł w ogóle nie zaczynać z nim rozmowy i udać, że go nie rozpoznaje. Dokładnie tak, jak zrobił to on oraz jego brat.

LIKE WE USED TO | myg & ksjWhere stories live. Discover now